01.08.2023 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy
Powstanie(a) Warszawskie 1794-1944
Przypadająca dziś siedemdziesiąta dziewiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego będzie zapewne okazją do refleksji i zadumy w miejscach związanych z jego przebiegiem, wspomnieniem poległych i zamordowanych. Ale kiedy nad powstańczymi mogiłami wybrzmią ostatnie dźwięki trąbek wygrywające melodię o koledze śpiącym w ciemnym grobie, a w sierpniowym zachodzie słońca dogasać będą znicze, warto zastanowić się, co współcześnie znaczy dla nas pamięć o ostatnim warszawskim powstaniu. Czy jest ona związana tylko z czasem drugiej wojny światowej, czy może wpisuje się w prawie dwustutrzydziestoletnią historię oporu mieszkańców stolicy wobec kolejnych okupantów?
Spacerując ulicami Warszawy od Pragi po Wolę, z Żoliborza na Ursynów, możemy spotkać wiele nieoczywistych kamieni, pomników i nazw toponimicznych, w których zapisana jest historia nieujarzmionego miasta i ludzi – odważnych i nieugiętych lokalnych patriotów. Na Pradze Północ, u zbiegu al. Solidarności i ul. Jagiellońskiej znajduje się krzyż poświęcony ofiarom rzezi Pragi. To miejsce związane z przebiegiem powstania kościuszkowskiego i pamiątka po pierwszego w nowożytnych dziejach Warszawy masowego mordu na jej mieszkańcach dokonanego przez rosyjskie oddziały pod dowództwem gen. Aleksandra Suworowa. Po drugiej stronie Wisły na ulicy Podwale, w pobliżu dawnej rezydencji carskiego ambasadora zdobytej szturmem przez powstańców, stoi pomnik szewca Jana Kilińskiego. W 1946 roku, wspominając po siedmiu latach wrześniową obronę stolicy, poeta Jerzy Jurandot napisał w wierszu „Panie pułkowniku Kiliński”:
„Na Miodowej, na Długiej na Placu
Mnóstwo mężczyzn i kobiet i chłopców,
Barykady wznoszą z brukowców
Z starych mebli, wózków, materaców…
(…)
Cóż że ponad tymi ulicami
Półtora wieku bezmała przewiało –
To ci sami, pułkowniku ci sami,
Lud warszawski, twoja krew i ciało. (…)”
W najsłynniejszą warszawską noc listopadową – 29 listopada 1830 roku – zdobycie Arsenału przez zbuntowanych żołnierzy i mieszkańców Starego Miasta i Powiśla (głównie biedne mieszczaństwo) doprowadziło do wycofania się Rosjan z Warszawy tego wieczoru. Niedaleko, vis a vis bramy do Ogrodu Krasińskich możemy zobaczyć głaz upamiętniający zwycięską walkę części kwaterującego na Nowym Mieście 4 Pułku Piechoty Liniowej z rosyjskimi gwardzistami stacjonującym w pobliskich Koszarach Wołyńskich, która pozwoliła powstańcom przejąć inicjatywę. Dzięki temu sukcesowi desperacki zryw połączonych sił wojskowych spiskowców i ludności cywilnej, który mógł zostać stłumiony w ciągu jednej nocy, przeobraził się w wojnę polsko-rosyjską trwającą prawie rok. Sto trzynaście lat później, u zbiegu Bielańskiej i Długiej doszło do słynnej, przeniesionej nie tylko na karty utworów literackich, ale i na taśmę filmową, Akcji pod Arsenałem. 26 marca 1943 roku grupy szturmowe Szarych Szeregów uwolniły dwudziestu jeden więźniów Pawiaka, w tym Janka Bytnara ps. „Rudy”, przewożonych do więzienia po przesłuchaniu w siedzibie Gestapo w al. Szucha. Umierający „Rudy” zdążył podzielić się z kolegami cenną wiedzą o stanie rozpoznania polskiej konspiracji przez hitlerowców.
Pamiątki powstania listopadowego sięgają aż do peryferyjnej wówczas Woli; na skrzyżowaniu obecnych ulic Wolskiej i Redutowej od czasów insurekcji kościuszkowskiej istniały fortyfikacje, które rozbudowano w 1831 roku. Dowódcą Reduty Wolskiej został gen. Józef Sowiński, „starzec o drewnianej nodze”, który nie chciał oddać szpady „choćby sam car przyszedł po nią”. Brawurowy szturm wojsk rosyjskich feldmarszałka Iwana Paskiewicza sprawił, że razem z rolą Warszawy jako centrum powstania zakończyło się tu tragiczne życie generała, rodowitego warszawiaka mającego za sobą udział w powstaniu kościuszkowskim, służbę w armii pruskiej po jego upadku i wyprawę moskiewską Napoleona, z której powrócił jako inwalida. Jedna z wersji jego śmierci została uwieczniona przez Wojciecha Kossaka obrazem „Gen. Sowiński na szańcach Woli”. Do literackiego kanonu powstańczej poezji zapisał się również przywoływany wcześniej wiersz Juliusza Słowackiego „Sowiński w okopach Woli”:
„Aby miasto pamiętało
I mówiły polskie dziatki,
Które dziś w kołyskach leżą
I bomby grające słyszą,
Aby, mówię, owe dziatki
Wyrósłszy wspomniały sobie,
Że w tym dniu poległ na wałach
Jenerał — z nogą drewnianą”.
Miejsce to łączy się jeszcze z jedną obroną stolicy, tym razem przed Niemcami w wojnie obronnej 1939 roku. Warszawy bronił tu wówczas 40 Pułk Piechoty Dzieci Lwowskich, utrzymujący swoje pozycje aż do kapitulacji stolicy 27 września 1939 roku. Historia zatoczyła kolejny krąg, kiedy 6 sierpnia 1946 roku podczas zbiorowego pogrzebu ofiar Powstania Warszawskiego pochowano w masowym grobie 5,5 ton prochów warszawiaków przewiezionych na Wolę w 117 trumnach. Głosy cywilnych ofiar Powstania, w tym ofiar rzezi, jaką 150 lat po Suworowie urządził mieszkańcom Woli na rozkaz Hitlera i Himmlera generał SS Heinz Reinefarth, będzie można usłyszeć od początku października, kiedy w Izbie Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy otworzymy wystawę stałą „Głosy Pamięci” autorstwa Krzysztofa Wodiczki.
Zwłok generała Józefa Sowińskiego szukała jego druga żona – Katarzyna Antonina ze Schraederów Sowińska; niestety nigdy ich nie odnaleziono. Katarzyna Sowińska przeżyła męża o prawie trzydzieści lat i była świadkiem procesów społecznych, które doprowadziły do wybuchu kolejnego powstania. Zaangażowana w organizacje stworzone przez warszawianki – Klementynę Hoffmanową czy Narcyzę Żmichowską, pomagała więzionym, wdowom i dzieciom poległych. Jej pogrzeb na cmentarzu ewangelicko-reformowanym, 11 czerwca 1860 roku był pierwszą z wielkich manifestacji „czasów braterstwa” – zjednania stanów, wyznań i zawodów, które doprowadziło do wybuchu powstania styczniowego.
5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli straconych zostało pięciu członków Rządu Narodowego, wśród nich Romuald Traugutt i Rafał Krajewski. Imię tego drugiego nosi pobliska ulica, łącząca Wybrzeże Gdyńskie z Żoliborzem. Niedaleko znajduje się też park im. Traugutta, a w nim znajdziemy krzyż i głaz ustawiony w miejscu egzekucji przywódców powstania.
Na koniec przenieśmy się na południe Warszawy i tam, w zieleni Ursynowa poszukajmy nieoczywistych śladów pierwszej wojny światowej. W parku wokół pałacu mieszczącego dziś rektorat Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego znajdziemy dwa stare drzewa, których stan jest pamiątką ostatnich dni rosyjskiej okupacji przed nastaniem niemieckiej, po której trzech latach Warszawa stała się znów stolicą niepodległej Polski. Klęski poniesione przez carską armię pod Gorlicami i Przasnyszem w maju i lipcu 1915 roku w połączeniu z rosnącą niechęcią warszawiaków sprawiły, że Rosjanie wycofali się z miasta bez walki, stosując taktykę spalonej ziemi: grabiąc pod pretekstem ewakuacji majątek ruchomy, deportując na wschód tysiące mieszkańców podejrzanych o sprzyjanie państwom centralnym i niszcząc obiekty o znaczeniu strategicznym. Ten ostatni los stał się udziałem ursynowskiego zespołu pałacowo-parkowego, w którym rosyjscy żołnierze wycięli niemal wszystkie drzewa żeby ułatwić sobie obserwację przedpola w czasie planowanej obrony. Przetrwał jedynie orzech wyhodowany prawdopodobnie przez Juliana Ursyna Niemcewicza z nasiona otrzymanego od Jerzego Waszyngtona – drzewo o drewnie tak twardym, że oparło się pile carskich kozaków, której ślad na jego pniu widać do dziś. Lipa o kilku pniach rosnąca przy drodze dojazdowej do pałacu odrosła z korzeni jednego z wyciętych wtedy drzew tworzących niegdyś aleję.
Tradycja miejskich manifestacji, buntów, narodowych powstań jest integralną częścią historii Warszawy – jak żadne inne miasto w Polsce doświadczyło zniszczenia domów i ulic, bombardowań całych dzielnic, a następnie rzezi ich mieszkańców. Łapanki, terror, godzina policyjna i system zakazów sięgających od gospodarki po kulturę, edukację i wolność wyznania były codziennością prawie pięciu lat życia warszawiaków. Tak jak w cytowanym na początku wierszu-apostrofie do Jana Kilińskiego, autor pisze dalej o „ludzie warszawskim” – szewcach, subiektach, kupcach, biuralistach, rzemieślnikach, którzy:
„tak szańcami otoczyli wokół
ich i twoje miasto – Warszawę.
I przysięgli sami przed sobą,
nie na rozkaz, nie przed żadną władzą,
że choć zginą, a tym Niemcom chorobom
swej Warszawy tak łatwo nie dadzą!”
Trudno oprzeć się skojarzeniu z napisanym przez Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego tekstem powstańczej piosenki „Warszawskie dzieci”, który wbrew powszechnemu wrażeniu nie mówi o dzieciach-żołnierzach, lecz o dorosłych synach miasta gotowych po raz kolejny stanąć do walki w jego obronie:
„Od piły, dłuta, młota, kielni –
Stolico, synów swoich sław,
Że stoją wraz przy Tobie wierni
Na straży Twych żelaznych praw”.
Sam tytuł nawiązuje do takich zdarzeń z przeszłości, kiedy wyzwanie to podejmowali młodzi warszawiacy wstępujący do regularnego wojska: do 5 Pułku Strzelców Pieszych „Dzieci Warszawskich” broniącego stolicy w powstaniu listopadowym i 21 Pułku Piechoty „Dzieci Warszawy”, który bronił jej w wojnie polsko-bolszewickiej i w kampanii wrześniowej.
W powstańczych wspomnieniach sprzed siedemdziesięciu dziewięciu lat często spotykamy opowieści o ludności cywilnej i ich odwadze i niestrudzonej walce o każdy dzień powstania, kiedy oddziały zdołały jeszcze bronić swoich pozycji. Lud warszawski tak jak w latach 50. i 60. XIX wieku połączył siły i stanął, choć „nie na rozkaz”, ale z potrzeby serca przeciwko najeźdźcom, okupantom i mordercom. Kontynuacja powstańczej tradycji biegnie przez genealogiczne drzewa warszawskich rodzin: synowie ojców walczących w I wojnie światowej i wojnie polsko-bolszewickiej, wychowani w wolnej Polsce stanęli na szańcach miasta, kiedy codzienność okupacji była już niemożliwa do zniesienia. Matki zaangażowane w tajne nauczanie i pomoc społeczną wychowały zarazem wrażliwe i odważne córki – powstanki i sanitariuszki. Klamrowa kompozycja wiersza Jerzego Jurandota spinająca warszawską tradycję narodowych walk kończy się symbolicznym podaniem rąk szewca Jana Kilińskiego i prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego.
16 stycznia 1945 roku na falach lubelskiego Polskiego Radia odbiorcy po raz pierwszy usłyszeli „Piosenkę o mojej Warszawie” w wykonaniu Mieczysława Fogga, a w niej słowa Alberta Harrisa:
„Ja wiem, żeś ty dzisiaj nie taka,
że krwawe przeżywasz dziś dni,
że rozpacz i ból cię przygniata,
że muszę nad tobą zapłakać”.
I chociaż powojenna Warszawa nie potrzebowała już ofiar krwi, wielu powracających na dawne ulice zapłakało i zatęskniło za ludźmi, których nigdy już nie zobaczą i nad zniszczonym miastem. Odbudowa stolicy nie była jednak możliwa bez wysiłku mieszkańców Warszawy, których praca symbolicznie stała się przykładem kolejnego w dziejach miasta cywilnego oporu. Dziś możemy spacerować warszawskimi ulicami, placami i parkami: od Cytadeli przez park Traugutta do placu Krasińskich z Pomnikiem Powstania Warszawskiego, przejść na drugą stronę placu żeby zobaczyć dużo skromniejszy pomnik kobiet walczących w Powstaniu. Skręcić w Długą łączącą Nowe Miasto z Arsenałem, następnie w Podwale symbolicznie podając rękę szewcowi Kilińskiemu, dalej dojść do placu Zamkowego, z tarasu którego rozciąga się widok na praski brzeg Wisły.
Dlatego trywializowanie pamięci o Powstaniu Warszawskim właśnie tu, w stolicy tak doświadczonej śmiercią i zniszczeniem, stoi w sprzeczności z duchowym dziedzictwem wielu pokoleń jej mieszkańców. Pod żadną szerokością geograficzną słowa piosenki „i ujrzeć, jak dawniej za młodych mych lat, jak do mnie, Warszawo, się śmiejesz” nie wzruszają tak jak na odbudowanej Starówce, a samo trwanie miasta nie jest wyrazem jego niepokornego charakteru.
Autorka: Olga Szymańska-Snopek
___________________________________
Fot. Ludność cywilna na ulicy Śliskiej, Sylwester Braun ps. Kris, sierpień 1944, z kolekcji Muzeum Warszawy.