14.01.2025 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy
Pamięć skradziona, pamięć odzyskana. Akcja poszukiwania rodzin ofiar
Obrączki, różańce, biżuteria, medaliki, nakręcone w ostatnich dniach na wolności zegarki, czasem listy lub zdjęcia. Te bardzo osobiste rzeczy ofiar, odebrane im wraz z wolnością, tożsamością i godnością w niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych – po 80 latach wracają do rodzin. Krewnych – w ramach kampanii #StolenMemory oraz „Powstanie Warszawskie. Nieznane hiSTOrie” poszukują Arolsen Archives wraz z wolontariuszami.
Arolsen Archives, czyli Międzynarodowe Centrum Badań Prześladowań Nazistowskich to instytucja założona w 1948 roku przez aliantów jako Międzynarodowa Służba Poszukiwań. Na przestrzeni lat miejsce to stało się największym na świecie archiwum, dokumentującym zbrodnie dokonane przez reżim nazistowski w czasie II wojny światowej.
W 30 mln zachowanych dokumentów, wpisanych na listę dziedzictwa UNESCO „Pamięć Świata”, znajdują się informacje o 17,5 mln osób. Lecz nie tylko dokumenty i akta korespondencyjne stanowią zasób archiwum. Instytucji przekazano depozyty więźniów i powierzono misję odnalezienia krewnych ofiar, by zwrócić im to, co zostało zabrane ich bliskim.
Instytucja zainicjowała w 2016 roku kampanię aktywnego poszukiwania krewnych – #StolenMemory. Od tego czasu udało się odnaleźć tysiąc rodzin na całym świecie i przekazać im zachowane depozyty.
Prowadzenie poszukiwań na taką skalę umożliwił rozwój mediów społecznościowych, digitalizacja dokumentów, a przede wszystkim zaangażowanie wolontariuszy.
Jak to się stało, że te rzeczy przetrwały?
W obozach koncentracyjnych znajdowały się magazyny rzeczy osobistych, w których przechowywano odzież oraz inne przedmioty zabrane więźniom. Nazywano je „Effekten”, co w języku niemieckim oznaczało „bagaż podróżny” lub „ruchome mienie”.
Wszystkie zabrane więźniom obozów koncentracyjnych rzeczy były dokładnie podpisywane, umieszczane w kopertach, a te – w schludnych magazynach, co stanowi makabryczny kontrast w stosunku do warunków, w jakich musieli walczyć o przeżycie więźniowie.
Na kopertach umieszczano dane dotyczące właściciela, numer więźnia oraz zawartość koperty. Administracja działała sprawnie. Gdy więzień był przenoszony z obozu do obozu, jego depozyt wysyłano w ślad za właścicielem – by zapewnić porządek w dokumentach.
Procedura ta nie dotyczyła obozów zagłady – tam oprawcy zabierali mienie, a swoje łupy spieniężali, napełniając wojenną kasę Trzeciej Rzeszy.
Najwięcej zachowanych depozytów pochodzi z obozu Neuengamme. Są również, choć jest ich mniej, przedmioty osobiste więźniów z Bergen-Belsen, więzienia gestapo w Hamburgu oraz innych miejsc. Właściciele tych przedmiotów byli głównie więźniami politycznymi lub robotnikami przymusowymi, przetrzymywanymi w obozach koncentracyjnych. Pochodzili z ponad 30 krajów – głównie z Europy Środkowej i Wschodniej. W zbiorach z Dachau znajduje się również wiele przedmiotów osobistych niemieckich więźniów.
Próba ukrycia depozytów
Gdy wojna zmierzała ku końcowi, a porażka Trzeciej Rzeszy stawała się faktem, szef administracji obozowej w KL Neuengamme SS-Sturmbannführer Christoph-Heinz Gehring polecił w kwietniu 1945 roku. swojemu podwładnemu Franzowi Wulfowi znalezienie miejsca na ukrycie mienia więźniów przetrzymywanych w tym obozie oraz jego podobozach. Zachowane depozyty były dowodem zbrodni.
Wulf wybrał swoje rodzinne miasto Lunden. Tam, w kręgielni lokalnego pubu, zorganizował miejsce na przechowanie depozytów. Jednak niedługo po wyzwoleniu obozu brytyjska armia odkryła tę kryjówkę i zabezpieczyła należące do więźniów mienie. Tu zaczęła się długa droga, jaką rzeczy te musiały pokonać, by ostatecznie w 1963 roku trafić do Międzynarodowej Służby Poszukiwań, czyli Arolsen Archives.
Obecnie na zwrot czeka jeszcze około 2 tys. kopert z depozytami. Najliczniejszą grupę właścicieli tych przedmiotów stanowią Polacy.
Sto nieznanych historii
Wśród 2 tys. zachowanych depozytów znajdowało się aż sto depozytów osób wywiezionych z Warszawy w trakcie Powstania Warszawskiego.
Dlatego też archiwum zainicjowało kampanię społeczną „Powstanie Warszawskie. Nieznane hiSTOrie”, której celem jest odnalezienie rodzin i zwrócenie im depozytów bliskich, a także odtworzenie stu nieznanych historii ofiar niemieckich nazistowskich prześladowań na podstawie zachowanych dokumentów, pamiątek i wspomnień bliskich. Od początku kampanii udało się już odnaleźć 25 rodzin.
Cały czas można dołączyć do kampanii i przyczynić się do zwrotu ostatnich pamiątek.
Pomoc wolontariuszy
Sercem kampanii #StolenMemory są bowiem wolontariusze. To oni, działając na poziomie lokalnym i współpracując z Wydziałem Poszukiwań archiwum Arolsen, docierają do bliskich ofiar. Działają indywidualnie lub w grupach, wykorzystując wszystkie możliwe ścieżki. Po zweryfikowaniu tożsamości przez pracowników archiwum, ostatnie pamiątki są przekazywane odnalezionym rodzinom. Jak tylko jest to możliwe, a rodzina jest otwarta na spotkanie, rzeczy te są zwracane osobiście. Takie spotkania umożliwiają wspólne odtworzenie losów właściciela depozytu – zarówno tych przedwojennych, jak i historii prześladowań w czasie wojny. Jest to więc nie tylko przekazanie przedmiotu wraz z kopiami dokumentów, ale próba opowiedzenia historii człowieka i przywrócenia mu pamięci.
Dzięki współpracy z Izbą Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy udało się zorganizować w tym miejscu trzy uroczystości, podczas których zostały przekazane depozyty Janiny, Ireny i Zofii Kesler, Stanisławy Mordes, Anny Tomczyk, Józefa Zagórnego, Bolesława Ungiera, Aurelii Jasińskiej, Anieli Szczęścik, Wacława Lendziona, Bolesława Ślusarczyka, Wacława Głodnego, Eweliny Jaworowicz.
Furtki do rodzinnych historii
Pamiątki po ofiarach wracają do rodzin, niejednokrotnie otwierając zamknięte od lat furtki do rodzinnych historii. Przedmioty te nie mają dziś w większości przypadków wartości materialnej, ale dla bliskich stanowią ogromną wartość sentymentalną. Wraz z nimi wraca pamięć o tych, którzy byli tu przed nami.
Gdy odnaleziony na Filipinach krewny Stanisława Króla – Tadeusz Kassatti – przyleciał do Krakowa, by odebrać zegarek wuja, powiedział:
„Mam wrażenie, jakby Stachu poprzez przepaść 80 lat, które nas dzielą, przekazywał mi wraz z zegarkiem swój czas. Czas, którego nie mógł wykorzystać. I jakby mówił do mnie: teraz biegniesz ty! Jak w sztafecie rodzinnej. Daje mi to poczucie niesłychanej energii i optymizmu. Nie mogę wuja zawieść”.
_______________
Tekst: Ewelina Karpińska-Morek / Arolsen Archives