08.02.2024 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy
Lothowie z cyklu „Historie warszawskich rodzin”
Zapraszamy do przeczytania opowieści o rodzinie Lothów, których losy złączyły się z Warszawą od początku XIX wieku i splatały z najważniejszymi wydarzeniami w historii miasta. Pochodząca z francusko-niemieckiego pogranicza rodzina Lothów dała stolicy między innymi luterańskiego pastora, koszykarkę, piłkarzy, lekarzy i wojskowych. To w ich mieszkaniu przy ulicy Jasnej rozpoczęło się Powstanie Warszawskie.
Z Turyngii na plac Małachowskiego
Protoplastą warszawskiej linii Lothów był August Fryderyk, przybyły tu na przełomie XVIII i XIX wieku były kapitan wojsk sasko-weimarskich. Razem z żoną Krystyną Eleonorą z Mullerów doczekali się trójki dzieci: córki Augusty oraz synów Jerzego i Bernarda. W akcie ślubu Augusty, która 10 maja 1831 roku poślubiła „fabrykanta mydła i świec” Karola Scholtza widnieje zapis, iż jej rodzina przybyła do Warszawy z miasta Altenburg położonego w niemieckiej Turyngii.
Młodszy z braci, Bernard doczekał się z dwiema żonami – Zuzanną i Gabrielą Zofią – ośmiorga dzieci. Wśród wnuków zasłynął August Karol – pastor kościoła ewangelicko-augsburskiego. Kiedy w 1899 roku obejmował parafię przy placu Małachowskiego, nie mógł przypuszczać, jakie znacznie czterdzieści pięć lat później dla jego rodziny i miasta będą miały okoliczne ulice: Kredytowa i Jasna.
August Karol urodził się 12 czerwca 1869 roku w Warszawie w rodzinie Henryka Augusta i Anny Amalii. Na miejsce studiowania teologii wybrał „Ateny Północy”, czyli Dorpat – jedyny w Imperium Rosyjskim uniwersytet, którego językiem wykładowym nie był rosyjski. Zbliżył się tam z patriotycznym stronnictwem Polaków, zwanym konwentem dorpatczyków; wcześniej należeli do niego m. in. Tytus Chałubiński i Benedykt Dybowski. Pierwszą parafią nowo ordynowanego księdza Lotha był Grodziec (obecnie dzielnica Będzina), następną – Rawa Mazowiecka, gdzie rozpoczął tradycję comiesięcznych nabożeństw w języku polskim. Z wyjątkiem lat 1915-1918, kiedy uznany za Niemca, wraz z rodziną został przymusowo przesiedlony do Saratowa, do końca życia pozostał proboszczem warszawskiej parafii św. Trójcy. Był doskonałym organizatorem życia duchowego i kulturalnego, a jego zaangażowanie społeczne doprowadziło do utworzenia dwóch szkół. Żeńska szkoła im. Anny Wazówny nie przetrwała do naszych czasów, ale tradycje szkoły męskiej kontynuuje Liceum im. Mikołaja Reja. Szkoły słynęły z tego, że uczyły tolerancji, a do każdego wyznania na lekcje religii przychodził odpowiedni duchowny. W czasie poprzedzającym plebiscyt mazurski pastor August Loth prowadził ożywioną kampanię propolską, jeździł do mazurskich ewangelików i nakłaniał do głosowania za przyłączeniem ich małej ojczyzny do Polski. Pracował nad reformą śpiewnika ewangelickiego, nad uporządkowaniem biblioteki parafialnej, organizował opiekę nad sierotami, ale jego najbardziej nieoczywistą pasją był sport. Był jednym z założycieli (razem z braćmi Gebethnerami) klubu sportowego Polonia, a od 1925 roku jego prezesem honorowym. Dwaj synowie pastora – Jan i Stefan – kontynuowali sportowe tradycje rodziny.
Kredytowa 23: Jan i Stefan
Jan Tadeusz Loth urodził się 31 sierpnia 1900 roku w Warszawie i jako osiemnastolatek został piłkarzem KS Polonia, a trzy lata później został powołany na pierwszy mecz w historii reprezentacji Polski. Chociaż w Budapeszcie przegraliśmy 1:0, w Tygodniku Sportowym artykuł zatytułowano „Walka Węgrów z bramkarzem Jankiem Lothem”. Janek był do tego stopnia utalentowanym piłkarzem, że mógł z powodzeniem zmieniać pozycje na boisku. Ale nie tylko piłkarzem: w 1925 roku został wicemistrzem debla w tenisie oraz skoku w dal, a także dwukrotnym rekordzistą kraju w sztafecie 4×100 m. Wyjątkowa kariera młodego sportowca obiecująca więcej medali i oklasków została przerwana 7 czerwca 1932 roku. Jan Loth zmarł na gruźlicę w Otwocku.
Starszy o cztery lata Stefan (ur. 28 maja 1896 r.) był najstarszym debiutantem w reprezentacji, miał skończone 30 lat, kiedy pierwszy raz wystąpił w biało-czerwonych barwach. Jednak przeznaczeniem Stefana było wojsko, niestety z tragicznym finałem. W 1915 roku powinien zdawać maturę w założonym przez ojca Liceum Reja, ale przymusowe przesiedlenie do Saratowa stało się początkiem zaangażowania w I Korpus Polski w Rosji generała Dowbor-Muśnickiego. Przerwał rozpoczęte tam studia medyczne i organizował odziały wojskowe. Po zakończeniu działań wojennych został selekcjonerem reprezentacji.
Niewiele brakowało, by Stefana Lotha można było oklaskiwać w Filharmonii Warszawskiej, ale grą na wiolonczeli wolał uświetniać śluby kolegów. Był zasłużonym oficerem, w maju 1935 roku prowadził kondukt pogrzebowy Marszałka Józefa Piłsudskiego. Rok później jego trumnę na cmentarz ewangelicki przy ulicy Młynarskiej odprowadził tłum warszawiaków. Stefan Loth brał udział w ćwiczeniach w Gdyni razem z generałem Gustawem Orlicz-Dreszerem i razem z nim zginął w wypadku lotniczym 16 lipca 1936 roku. O katastrofie nad polskim morzem mówiła wtedy cała Polska, brawurowym lotem w kierunku płynącego do Gdyni statku MS „Piłsudski” generał Dreszer chciał powitać wracającą do kraju żonę. Chociaż najbardziej znaną ofiarą katastrofy jest generał Orlicz-Dreszer, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska tom wierszy „Krystalizacje” zadedykowała: „Tragicznej i czarującej pamięci naszego kochanego znajomego, pułkownika Stefana Augusta Lotha, poświęcam ten zbiorek wierszy”. Żoną Stefana Lotha była Wanda Kwaśniewska – lekkoatletka i rekordzistka Polski w biegach krótkich, którą poznał oczywiście w Polonii. Ich dzieci – Janina, Wiesław i Hanna podzielą sportowe pasje rodziców.
Jasna 20/22: Wacław, Janina i Roman
Kontynuacja opowieści o rodzinie Lothów przenosi nas na niedaleką ulicę Jasną i tak zwaną kamienicę profesorów – to tu rozpoczęło się Powstanie Warszawskie. Czteropiętrowy budynek górował nad zabudowaniami Jasnej, była w nim winda i marmurowe schody, ale nie należał do luksusowych. O roli tego adresu w historii rodziny i przebiegu Powstania Warszawskiego dowiadujemy się z relacji historyka literatury, profesora Romana Lotha. Miał osiem lat, kiedy wybuchła wojna, a jego rodzina mieszkała w tym czasie w podwarszawskim Wawrze. Jego ojciec Wacław Karol urodził się 10 maja 1906 roku i był najmłodszym synem pastora Augusta Lotha i jego drugiej żony Wandy z Gerlachów. Podobnie jak starsi bracia – Stefan i Jan, ukończył gimnazjum im. Mikołaja Reja i był zawodnikiem KS Polonia Warszawa. Po skończeniu Wyższej Szkoły Handlowej pracował z firmie kosmetycznej „Fryderyk Puls i S-ka”, założonej w 1853 roku przez ewangelika i przybysza ze znanej Lothom Turyngii. Roman Loth wspomina: „W 1939 roku na samym początku września przenieśliśmy się do Warszawy, do dziadków. Mój dziadek był pastorem zboru ewangelicko-augsburskiego. Miał duże mieszkanie przy Królewskiej 19 i tam spędziliśmy kampanię wrześniową, to znaczy cały okres oblężenia Warszawy, bombardowań.” Po kapitulacji Warszawy kontynuował naukę w szkole powszechnej im. Reja, kontynuację nauki w klasach gimnazjalnych przerwał 1 sierpnia 1944 roku. Cała rodzina Romana zaangażowana była od początku w ruch oporu: mama, Janina z Grabowskich była instruktorką w organizacji pomocniczej służby kobiet „Pomoc Żołnierzowi”. Do mieszkania przy Jasnej przeprowadzali się od początku grudnia 1939 roku, Wacław cudem uniknął śmierci kiedy 27 grudnia pojechał do Wawra zabrać z dawnego domu resztę mebli. Opóźnienie furmanki sprawiło, że nie został jedną z ofiar zbrodni w Wawrze – egzekucji na 107 Polakach w odwecie za śmierć dwóch niemieckich podoficerów.
Mieszkanie Lothów, na czwartym piętrze pod numerem dwudziestym, było skrzynką kontaktową o pseudonimie „Mazowsze”. Odbywały się w nim zbiórki zastępu Szarych Szeregów, do których należał Roman oraz tajne wykłady podchorążówki i kursy organizacji „Pomoc Żołnierzowi”, które prowadziła Janina. Prowadzenie działalności konspiracyjnej ułatwiał fakt, iż Wacław był nadal przedstawicielem firmy kosmetycznej „Fryderyk Puls” i przychodzili do niego kontrahenci. Pod koniec lipca, tłumacząc to zbliżającym się frontem, Wacław podjął decyzję o przeniesieniu dzieci – trzynastoletniego Romana i dziewięcioletniej Basi do mieszkania przy Chłodnej 6. Z czwartego piętra na parter, tłumacząc to niebezpieczeństwem bombardowań.
31 lipca 1944 roku przy ul. Pańskiej 67, podczas odprawy Komendy Głównej AK o godzinie 18:00 generał Tadeusz Komorowski „Bór” wydał rozkaz rozpoczęcia Powstania. Godzinę później pułkownik Antoni Chruściel „Monter” przy ul. Filtrowej 68 podpisał rozkazy mobilizacyjne. Jednak dostarczenie wezwań do stawienia się na „miejsce postoju” było logistycznym wyzwaniem dla łączniczek, których na ulice Warszawy wyszło około sześciu tysięcy, jedną z nich była Janina Lothowa. Walka z czasem i godziną policyjną sprawiła, że nie wszystkie rozkazy zostały dostarczone do odbiorców, dlatego jeden egzemplarz został w rodzinie Romana. Czytamy w nim zaszyfrowane miejsce zbiórki „22 m.20”. Przez pierwsze godziny mieszkanie Lothów zajmowało dowództwo Powstania, a następnie posterunek żandarmerii powstańczej. Przyprowadzono tu jeńców po zdobyciu Pasty przy Zielnej, którzy „opróżnili” magazyn wody kolońskiej Pulsa.
Widok biało-czerwonych flag zrobił na Romanie ogromne wrażenie, kiedy po kilku pierwszych dniach Powstania i przebywania w piwnicach na Chłodnej, wyszedł na ulicę. Niestety, już 6 sierpnia Niemcy zajęli okolice Hal Mirowskich i rodzina Romana została skierowana dalej na Wolę. „Nas, czyli moją babcię, osiemdziesięcioletnią prababcię, która ledwo chodziła, moją siostrę o trzy lata ode mnie młodszą i właścicielkę mieszkania, starszą panią. Szliśmy Chłodną w stronę Woli, koło kościoła Karola Boromeusza i kazano nam iść Wolską na zachód. Ja wtedy stchórzyłem. (…) I ja pociągnąłem wszystkich w jakiejś nagłej determinacji w Żelazną, w prawo; przeszliśmy przez jakiś lej, jakieś deski rozłożone, jakiś rów, weszli w barykady i nagle znaleźliśmy się na Grzybowskiej (…)”. Był to kawałek ziemi niczyjej, ale niedaleko zobaczyli człowieka z biało-czerwoną opaską i schronili się w piwnicy jednego z domów. Następnie znaleźli się w schronie na ceglanej w budynku browaru Haberbuscha, stamtąd Roman przekazał informację mamie o ich miejscu pobytu. Janina Lothowa prowadziła w tym czasie magazyn stołówki żołnierskiej prowadzonej przez „peżetki” w gmachu PKO na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Wacław Loth ps. „Karol”, „Kupiec” pełnił funkcje oficera rejonowego w Śródmieściu odpowiedzialnego za przyjmowanie zrzutów z powietrza. Miał przy sobie aparat miechowy Kodak Vollenda na film formatu 6×9 cm i wykonał nim zdjęcia głównie południowej części Śródmieścia.
W drodze z Ceglanej na Jasną Roman przypadkowo spotkał swojego hufcowego, Teodora Spychalskiego ps. „Tedzik” i rozpoczął uczestnictwo w działaniach Szarych Szeregów. Jak sam wspomina, był jeszcze dość dziecinny, ale bardzo chciał dostać przydział do przenoszenia meldunków. Jego zadaniem było jednak noszenie zupy i pranie skarpetek, zadania te wykonywał kilkanaście dni, po czym ojciec zabrał go do siebie. Na początku września Roman znalazł się na Marszałkowskiej 79 w kwaterze oddziału ojca, ale na wydawane przez niego rozkazy odpowiadał „Tak jest, panie poruczniku”. Ojciec zabrał Romana do „Palladium” przy Złotej, gdzie w czasie Powstania wyświetlany był film nakręcony podczas walk o kościół Świętego Krzyża i komendę policji, co wywarło na chłopcu duże wrażenie.
„Rzeczywiście, jakieś tam funkcje łącznika pełniłem, chociaż z rzadka i niewiele. Natomiast ojciec chciał mnie mieć przy sobie, ze względu na zbliżające się niebezpieczeństwo w Śródmieściu Północnym.” – wspomina Roman Loth. Najgłębszym przeżyciem dla niespełna trzynastolatka była asysta drużynowemu podczas powiadamiania rodziców o śmierci ich syna – kolegi z zastępu. „Otworzył nam ojciec. Ja stałem przy drzwiach wejściowych. Korytarz był długi i ciemny; w głębi był pokój i tam siedziała matka mojego kolegi. Ja usłyszałem jej krzyk, zanim ona się dowiedziała i jej płacz, zanim poznała wiadomość. Zobaczyła być może z daleka przedmioty, które drużynowy wyjmował z kieszeni i przekazywał ojcu”.
„Po prostu los takiego przeciętnego warszawskiego chłopca, który nie chciał siedzieć z założonymi rękami.”
Jedno ze wspomnień w ostatnich dni Powstania to rozmowa z Romana z ojcem, w przeddzień wyjścia z Warszawy. „Ojciec mówił mi, że on wychodzi z wojskiem, a więc oddzielnie, a my idziemy z ludnością cywilną; że będę musiał się opiekować matką. Nie wiedziałem wtedy, że matka była w ciąży. I w pewnym momencie powiedział coś, co może zabrzmieć trochę patetycznie, trochę literacko, ale co było autentycznie wtedy jego troską: „Pamiętaj zawsze, że jesteś Polakiem”.” Roman zapamiętał jeszcze moment rozstania na barykadzie, ostatnie odwrócenie i pomachanie tacie, panu porucznikowi.
Wychodzili z Warszawy w jednej z ostatnich grup, wczesnym popołudniem, niestety podczas oddzielenia starszych ludzi, bez wieści zaginęła prababcia. Szli placem Narutowicza i Grójecką do Wiktoryna w rejonie obecnej dzielnicy Włochy, tam znaleźli miejsce w jednym z domów. Następnie pojechali koleją do znajomych w Zalesiu i odtąd rozpoczęła się ich popowstaniowa tułaczka, razem z tysiącami warszawskich uchodźców. Ostatecznie dotarli do Radomia, gdzie w marcu 1945 urodził się najmłodszy z rodzeństwa – Karol.
Rodzina spotkała się w listopadzie 1945 roku, kiedy z obozu w Sandbostel wrócił do Polski Wacław Loth. Niestety w czasie Powstania a następnie w obozie ujawniła się u niego gruźlica, która doprowadziła do śmierci w 1950 roku. W rodzinnym archiwum „przeciętnego warszawskiego chłopca” oprócz rozkazu rozpoczęcia Powstania Warszawskiego znalazły się również wyrzucone z pociągu listy ojca do mamy, oraz jego dziennik pisany w obozie.
_______________________________
Tekst: Olga Szymańska-Snopek
Bibliografia:
– Jerzy S. Majewski, Ogromna kamienica profesorów: dziś nie ma po niej śladu: https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,10549970,ogromna-kamienica-profesorow-dzis-nie-ma-po-niej-sladu.html
– Ewangelickie fundamenty Warszawy: Rodzina Lothów https://www.youtube.com/watch?v=UoOec8Mwd00
– Wspomnienia prof. Romana Lotha
https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/roman-loth,99.html