21.10.2024 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy
„Mam polskie serce” – rozmowa z reżyserką filmu „Portret Żołnierza”, Marianną Bukowski
W sierpniu tego roku, w Izbie Pamięci odbył się specjalny pokaz filmu „Portret Żołnierza”. Gościem specjalnym projekcji, oprócz bohaterki dzieła, Wandy Traczyk-Stawskiej, była reżyserka filmu – Marianna Bukowski. Przed projekcją, twórczyni znalazła dla nas czas, by opowiedzieć o swoich polskich korzeniach, o pracy dla telewizji oraz podzielić się swoimi obserwacjami na temat postrzegania Powstania Warszawskiego na Zachodzie.
Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Marianną Bukowski, którą przeprowadził Szymon Smolnicki-Woźniak.
Szymon Smolnicki-Woźniak: Urodziłaś się w Warszawie?
Marianna Bukowski: Tak. Moja rodzina pochodzi z Warszawy. Rodzice uciekli z Polski w czasach komunizmu, co nie było łatwe. Mama wyjechała razem ze mną, bo mój ojciec niestety został zatrzymany. Dopiero parę lat później mógł do nas dołączyć. Dzieciństwo spędziłam w Szwecji, ale zawsze czułam się blisko moich babci. Babcia od strony mamy w trakcie wojny była pielęgniarką i przeżyła Powstanie Warszawskie. Wzbudziła tym moje zainteresowanie polską historią, a zwłaszcza okresem Powstania Warszawskiego.
SSW: Wyjechałaś za granicę, ale jednak serce pozostało polskie?
MB: Tak. Czuję, że je mam. W dzieciństwie zaczęłam mówić po szwedzku (w domu mówiliśmy tylko w tym języku), więc język polski zaczął zanikać. Musiałam się go nauczyć się od nowa, gdyż bardzo chciałam czytać historyczne książki polskich autorów, a te – niestety – w większości nie są tłumaczone na angielski.
SSW: W pewnym momencie pojawiła się propozycja pracy dla telewizji…
MB: Od dzieciństwa interesowałam się kinem. Chciałam pracować w branży filmowej. Niestety, w Szwecji nie było to do końca możliwe, gdyż branża w tym kraju jest mała. Nie czułam się też Szwedką.
Bardzo chciałam studiować w Nowym Jorku. Tam też wyjechałam. Wybrałam studia teatralne, a po ich zakończeniu wyjechałam do Londynu. Wylądowałam w telewizji, najpierw w roli asystentki. Po pewnym czasie zaczęłam robić trailery. Było to wyzwanie, gdyż w tej profesji trzeba być jednocześnie reżyserem, scenarzystą i montażystą. Praca wymagała szybkości. Właściwie tym się zajmowałam przez kolejne 20 lat w Londynie. Trailery brytyjskie trochę się różnią od polskich. W Anglii liczy się pomysł i dobry scenariusz, a sama praca nie ogranicza się tylko do montażu gotowych materiałów.
Zaraz później pojawiła się oferty pracy w History Channel, Discovery Channel, BBC, Channel 4. Aktualnie pracuję w Szwecji przy produkcji filmów krótkometrażowych, ale skupiam się teraz na animacjach.
SSW: Praca nad filmami dokumentalnymi pojawiła się równolegle?
MB: Tak. Kiedy pojawiła się szansa na film dokumentalny, wykorzystywałam ją. Lubię tworzyć różne rzeczy, nie skupiam się na jednym zadaniu.
SSW: W pewnym momencie pojawiła się możliwość zrobienia filmu o Wandzie i Powstaniu…
MB: Dość wcześnie zaczęłam o tym myśleć. Poznałam Wandę Traczyk-Stawską 20 lat temu. Minęło dużo czasu zanim pomysł się wykrystalizował. W 2004 roku nagrałam moje pierwsze spotkanie z nią, bardziej z powodu obawy, że nie zapamiętam wszystkich szczegółów, które opowiada, niż z chęci wykorzystania materiału do przyszłego dokumentu. Jej doświadczenia z okresu Powstania były z jednej strony dość typowe dla jej pokolenia. Z drugiej strony Wanda jest też niezwykłą osobą. To, że była łączniczką i strzelcem było czymś oryginalnym. Stąd jej historia jest w jakimś stopniu uniwersalna. Mnie interesowała ta dynamika. Szczerze mówiąc, po spotkaniu z nią, czułam obowiązek, by zrobić z tym „coś”, by nagrany materiał jakoś wykorzystać. W 2008 roku już wiedziałam, że mam możliwość, by to zrobić. Umiem opowiedzieć historię dla telewizyjnej publiczności, stąd był to dla mnie niejako obowiązek. Ale sama decyzja żeby zrobić film była poważna. Łatwiej pewnie napisać książkę – zaznaczam, że pisanie książki też jest trudnym zajęciem – ale, technicznie rzecz ujmując, wydrukować książkę jest łatwiej niż nakręcić film. Film składa się z wielu różnych form artystycznych: opowiadania historii, kompozycji wizualnej, muzyki…
SSW: Film zawiera mnóstwo archiwalnych zdjęć z Powstania.
MB: Moja miłość do filmów pochodzi stąd, że ta forma sztuki jest nieśmiertelna. W filmach dokumentalnych wszystko dzieje się ponownie, kiedy oglądamy dzieło na ekranie. To jak podróż w czasie. Ujęcia ze strzelającą Wandą są niezwykłe. W „Portrecie Żołnierza” wspaniałym momentem jest ten, na którym Wanda ogląda samą siebie na ekranie. Patrzy wtedy na tę młodą dziewczynę-żołnierza. Stwierdziłam, że ten moment musi się znaleźć w filmie. Wiedziałam, że to nie może się zamknąć w artykule albo książce. To musi być film.
SSW: Czy chęć zrobienia filmu o Wandzie była umotywowana głównie jej historią, czy może kryła się za tym chęć pokazania losów kobiety? Czy perspektywa feministyczna była dla Ciebie ważna?
MB: Wtedy myślałam po prostu, że to historia jest interesująca. Chciałam opowiedzieć o Powstaniu, w sposób interesujący dla publiczności polskiej, znającej swoją historię, ale również dla angielskiej (światowej), czyli dla ludzi nieznających tematu. Czułam, że historia Wandy ma w sobie coś uniwersalnego. Nie pomijam faktu, że Wanda jest kobietą, że pełniła różne role. Ale wtedy nie myślałam o feministycznej perspektywie. Myślałam raczej o fakcie, że jest to ostatni moment, by taki dogłębny wywiad przeprowadzić.
SSW: Praca nad filmem wymagała przeczesywania dużej ilości archiwaliów. Możesz o tym opowiedzieć? Czy miałaś do pomocy osoby, które pokierowały cię w tym zadaniu i podpowiedziały gdzie najlepiej zacząć?
MB: Wiedziałam, że istnieją materiały dokumentujące Powstanie, natomiast dotarcie do nich było dosyć trudne. Mnóstwo e-maili, które wysłałam pozostało bez odpowiedzi (śmiech). Zawsze niezależne kino wymaga dużej ilości czasu i pieniędzy. To z jednej strony tworzy duże napięcie. Z drugiej ma swoje zalety: można szukać archiwalnych materiałów do czasu, aż się je znajdzie. W normalnej produkcji czas jest bardziej ograniczony.
Wiedziałam, że istnieje filmowe ujęcie strzelającej Wandy. Widziałam je wcześniej na zdjęciu. Nie wiedziałam tylko, ile materiału archiwalnego istnieje i jak go odnaleźć. Był to długi proces. Pomogła mi w tym Filmoteka Narodowa, która stopniowo wysyłała mi kolejne fragmenty archiwalnych taśm. W ostatnich przekazanych materiałach znalazłam w końcu ujęcie z Wandą! Sam proces wyboru materiałów do filmu był długi. Wciąż uważam, że to cud, że tyle archiwów ocalało.
Długo szukałam odpowiednich fragmentów kroniki pasujących do opowieści Wandy. Fragmentów nakręconych podczas Powstania, spójnych z jej historią oraz ujęć zawierających podobne sytuacje i miejsca. Co do samych materiałów z Wandą, to, oprócz ujęcia z karabinem, udało się odnaleźć kilka fragmentów, na których salutuje. Udało się odnaleźć także zbliżenie wywiadu z nią. Już wtedy wiedziałam, że odkryłam skarb. Część materiałów pochodzi również z amerykańskich archiwów, a większość zamieszczonych zdjęć podarowało mi Muzeum Powstania Warszawskiego. W filmie archiwalnych materiałów jest około 15 minut, to jak na dokument tego typu bardzo dużo.
SSW: Opowieść Wandy zawiera mnóstwo drastycznych szczegółów, które trzeba jakoś zobrazować na ekranie.
MB: Fakt. Niektóre rzeczy trudno pokazać wizualne. W scenie, w której Wanda opowiada o rozstrzeliwaniach, stwierdziłam, że najlepiej zobrazować to poprzez atrament kapiący na kartki zeszytu. Taka forma ekspresji była też spowodowana ograniczonym budżetem. W ogóle film ma dużo takich momentów, powiedziałabym, bardziej subtelnych.
SSW: Czasami warstwa wizualna jest dosłowna: kiedy Wanda opowiada o ratowaniu chłopca, oglądamy na ekranie akcję wiązania pasków i ściągania rannego.
MB: Czułam, że kiedy Wanda opowiada o tym zdarzeniu po polsku, to jest ono zrozumiałe. Kiedy jej opowieść przetłumaczyłam na angielski, okazało się, że już tak nie jest. Uznałam, że scenę należy pokazać bardziej praktycznie, gdyż część informacji ginie w tłumaczeniu. Brytyjska perspektywa związana z doświadczeniem II wojny światowej bardzo różni się od polskiej na wielu różnych poziomach.
SW: Udało się zgromadzić mnóstwo materiału do filmu?
MB: Tak. Pierwotnie miał on być dłuższy i trwać półtorej godziny. Samych wywiadów z Wandą zgromadziłam na ok. 8 godzin. Miałam mnóstwo materiału, ale wiedziałam, że nie będzie mnie stać na archiwalia i na postprodukcję. Musiałam podjąć brutalną decyzję, czyli skrócić dzieło. Ma to jednak swoje plusy, gdyż uważam, że gdy film jest krótszy – ma 58 minut – to więcej ludzi go obejrzy. Nawet tych niespecjalnie zainteresowanych historią, Powstaniem czy ogólnie Polską. Są zalety tego wyboru, gdyż tempo filmu również zostaje zachowane.
SSW: W filmie słyszymy piękną muzykę.
MB: Skomponował ją mój kolega, Wayne Urquhart. Jest bardzo zdolny. Przez wiele lat pracowaliśmy razem w telewizji. Obiecał, że kiedy już zmontuję swój film, to on pomoże mi z muzyką. Zawsze będę mu za to wdzięczna.
SSW: Jak film został przyjęty w Polsce i za granicą?
MB: Film był dobrze odebrany w Polsce, co mnie cieszyło. Premiera miała miejsce w Muzeum Powstania Warszawskiego, pokaz odbył się też na Uniwersytecie Warszawskim, wyemitowała go Telewizja Polska.
Udało mi się znaleźć dystrybutora na świat, Journeyman Pictures. „Portret Żołnierza” był dostępny na iTunes, Amazon Prime, Google Play. Można go dziś zobaczyć na całym świecie. Wiem, że nie było miesiąca, kiedy nikt go nie oglądał. Pokazy odbywały się również w polskiej ambasadzie w Londynie. Pisały też do mnie osoby z Australii, zaznaczając, że zanim go obejrzały, nie słyszały o Powstaniu Warszawskim. Przez lata, na Zachodzie niewiele się mówiło o sierpniowym zrywie, teraz, wydaje mi się, że jest już lepiej pod tym względem. Nie chcę przez to powiedzieć, że sprawił to mój film – ukazywało się mnóstwo artykułów w Anglii – ale cieszę się, że niektórym uświadomił istnienie tego historycznego wydarzenia.
SSW: Od premiery filmu dużo się zmieniło.
MB: Pod koniec filmu widać fragmenty Cmentarza Powstańców Warszawy jeszcze przed renowacją, wszystko się różniło od stanu obecnego. Wczoraj pokazałeś mi otoczenie Cmentarza, zauważyłam wtedy jak wiele rzeczy się tutaj zmieniło. Bardzo emocjonalnie to przeżyłam. Pamiętam, że w tamtym czasie, gdy pierwszy raz spotkałam Wandę, dużo rozmawiałyśmy o jej planach, o tym, co ona chce osiągnąć, żeby przywrócić pamięć temu miejscu. Nie było wtedy symboliki powstańczej, nie było krzyży. Otoczenie było „bezimiennie”. Koniec filmu pokazuje poprzedni etap. Teraz, kiedy rozmawiamy w tym samym miejscu, widać wyraźnie, że wszystko zmieniło się dokładnie w taką formę, o jaką walczyła Wanda. Dla mnie to bardzo ważne.
Budowa Izby Pamięci też jest dużym osiągnięciem. Forma budynku jest interesująca: prosta, czysta, ascetyczna, pomnikowa.
SSW: Jak oceniasz coraz huczniej obchodzone rocznice Powstania? Aktualnie święto stało się też okazją do zapalania rac, wznoszenia nienawistnych okrzyków przez grupy skrajne. Święto się upolityczniło. Jak to odbierasz?
MB: Zgadzam się z tym, że rocznica się upolityczniła i zrobiła się bardziej „komercyjna”. Dla mnie cudowne jest to, że można dziś Powstanie wspominać i o nim mówić. Trzeba pamiętać, że nie zawsze tak było. Ta zmiana nie może jednak wiązać się z przyzwoleniem na głoszenie ekstremalnych poglądów. Patriotyzm polega na tym, żeby znać swoją historię, nie ma on nic wspólnego z nienawiścią do innych. Trzeba czerpać z patriotyzmu Wandy: ważny jest pokój i pozbycie się nienawiści. Nienawiść, rasizm i inne skrajności nie powinny mieć miejsca, bo stoją w opozycji do Powstania.
SSW: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
MB: Dziękuję.
Marianna Bukowski jest reżyserką, producentką i scenarzystką, pracującą przy pełnometrażowych filmach dokumentalnych, programach telewizyjnych i reklamach. Jako wielokrotnie nagradzana twórczyni, stworzyła wiele kampanii reklamowych dla Channel4, BBC, Discovery Networks i The History Channel. Jej film, „Portret Żołnierza”, jest wyświetlany w Sali historii Izby Pamięci uczniom i młodzieży w ramach zajęć edukacyjnych popularyzujących wiedzę o Powstaniu Warszawskim.
Szymon Smolnicki-Woźniak jest adiunktem w Izbie Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy.
Zdjęcie: Marianna Bukowski