25.03.2021 / Aktualności, Barbakan, Spacery warszawskie
Śladem mieszkańców Starówki sprzed 300 lat
Zapraszamy na podróż w głąb czasu! Podczas spaceru poznacie najciekawsze osobistości, które mieszkały w Warszawie XVIII wieku.
Czyje twarze spoglądają na Was z fasad staromiejskich kamienic? Jakie historie kryją się za nazwiskami, które widnieją na tablicach wmurowanych w ściany domów? Niektóre z postaci są wam znane ze szkolnych podręczników. Pozostałe poznacie może po raz pierwszy. Niech staną się Waszymi przewodnikami po historii Warszawy i zmieniającym się charakterze miasta w kolejnych wiekach.
Przygotowaliśmy mapę, na której zaznaczyliśmy miejsca związane z ciekawymi postaciami zamieszkującymi Stare i Nowe Miasto. Mapę można otworzyć w aplikacji Google Maps na swoim telefonie, klikając w prostokąt w jej prawym, górnym rogu. Żeby wrócić do opisów poszczególnych miejsc, należy wrócić do przeglądarki i tej strony.
Czas trwania: 1,5h
Dla kogo: dla młodzieży i dorosłych ciekawych historii Warszawy
Zaczynamy na Placu Zamkowym przy budynku z ruchomymi schodami.
Spacer opracowali Anna Zdanowska i Wojciech Biliński.
Stare i Nowe Miasto w XVIII wieku
Po zniszczeniach spowodowanych potopem szwedzkim miasto wraca do życia, choć początek XVIII stulecia przynosi kolejne zawirowania. Wojna północna i epidemia powodują znaczne wyludnienie Warszawy.
Wreszcie następuje długotrwały okres pokoju. Mieszkańców przybywa, a usłyszeć ich można po obu stronach murów obronnych. Nie pełnią już one funkcji obronnej. Stopniowo znikają zabudowywane domami. Miasto wciąż się rozrasta i zmienia się jego oblicze. Wozy pełne towarów i piesi nie muszą już grzęznąć w kałużach błota. Bruk jest wymieniany na nowy, a bagna i mokradła są osuszane. Z miasta regularnie usuwa się nieczystości.
Centrum miejskiego życia gospodarczego i politycznego pozostaje niezmienne. Sąsiadujące ze Starym i Nowym Miastem prywatne miasteczka magnackie (jurydyki) stają się coraz liczniejsze. Działalność artystyczno-budowlana i mecenat kolejnych monarchów przyciągają do miasta licznych artystów i architektów.
Za Stanisława Augusta Poniatowskiego Warszawa staje się głównym ośrodkiem życia kulturalnego, stolicą polskiego oświecenia. Kulminacyjnym momentem tego czasu są obrady Sejmu Wielkiego. Obok uchwalenia Konstytucji 3 Maja ówcześni mieszkańcy są świadkami formalnego scalenia miasta w jeden organizm. Niestety, stają się też obserwatorami kolejnych rozbiorów, a wreszcie abdykacji króla. To bezpowrotny koniec epoki.
Stare Miasto
Plac Zamkowy 1
Nasz spacer zaczniemy od placu Zamkowego 1. To kamienica, w której znajdują się ruchome schody. Nad środkową lukarną (oknem w dachu) możecie zobaczyć wyjątkowy wazon z kwiatami. Tu mieszkał, a także prowadził warsztat i sklep przedstawiciel rodu warszawskich zegarmistrzów – Franciszek Adam Gugenmus (1740–1820).
Na egzaminie mistrzowskim Franciszek Gugenmus wykonał dwa zegary. Pierwszy przeznaczony był do karet. Miał repetier wybijający godziny i kwadranse oraz budzik. Kolejny zegar był wyposażony we wskazówkę minutową i kalendarz. Na ich podstawie Gugenmus został przyjęty w poczet majstrów warszawskich. W 1775 roku objął urząd nadwornego zegarmistrza po zmarłym ojcu.
Za swoją pracę otrzymywał pensję kwartalną i gratyfikację na świece i opał. Miał również stancję w Zamku Królewskim. Opiekował się zegarami w rezydencjach królewskich, zwłaszcza tym w wieży zamkowej. Według tego czasomierza miały być później regulowane wszystkie zegary wieżowe w Warszawie. Po wyjeździe Stanisława Augusta do Grodna Franciszek utrzymywał zegar wieżowy własnym kosztem. Wykonywał też czasomierze do reprezentacyjnych wnętrz Zamku Warszawskiego i Łazienek. Zajmował się ponadto renowacją zegarków i dorabianiem do nich części, kopert i wskazówek wykonanych ze złota.
W 1815 roku pełnił funkcję nadwornego zegarmistrza cara Aleksandra I. Gugenmusowi zależało na podniesieniu poziomu wykształcenia zawodowego zegarmistrzów warszawskich. W związku z tym udostępniał im gromadzone przez siebie dzieła. Księgozbiór po jego śmierci został przekształcony w bibliotekę cechu zegarmistrzowskiego.
Franciszek Gugenmus zapisał się w pamięci warszawiaków jako postać malownicza. Na jego temat krążyły liczne anegdoty. Ubierał się oryginalnie. Chodził we fraku, w krótkich spodniach, w trzewikach ze sprzączkami, w białych pończochach, na głowie miał upudrowaną perukę z harcapem [warkoczem] z tyłu, w ręku trójgraniasty kapelusz, którego nie używał do nakrycia głowy, lecz tylko do kłaniania się znajomym. Zmarł na Zamku Królewskim i spoczął na Cmentarzu Powązkowskim.
W Gabinecie Zegarów Muzeum Warszawy można obejrzeć czasomierze, wykonane przez Gugenmusów.
Plac Zamkowy
Architekt Jakub Kubicki (1758–1833) to postać, której zawdzięczamy współczesny widok placu Zamkowego, otoczonego z jednej strony bryłą Zamku Królewskiego, a z drugiej kamienicami Starego Miasta.
To on na polecenie władz carskich zburzył dotychczasową gęstą zabudowę przyzamkową, tworząc w ten sposób plac Zamkowy. Stańcie pod kolumną Zygmunta i zwróćcie uwagę na jego powierzchnię. Bruk przecinają dwa pasy z czerwonej cegły. Odwzorowują linię przebiegu murów obronnych oraz miejsce, gdzie stała Brama Krakowska.
Kubicki urodził się w Warszawie w rodzinie mieszczańskiej. Pierwsze nauki pobierał w kolegium jezuickim u zbiegu ul. Jezuickiej z Kanonią. Mając 23 lata rozpoczął pracę na Zamku Królewskim. Szybko dostrzeżono jego talent. Zaowocowało to otrzymaniem stypendium we Włoszech ufundowanego przez króla Stanisława Augusta. Król nadał mu również tytuł szlachecki o bardzo wymownym herbie – Kolumnie Skrzydlatej.
Kubicki w 1818 roku objął funkcję intendenta czyli zarządcy generalnego budowli królewskich. Umożliwiło mu to podjęcie prac na Zamku Królewskim. Pod jego nadzorem i według jego planów wyremontowano wówczas m.in. Salę Audiencjonalną, Rycerską, Balową oraz kaplicę.
Najbardziej znane jego dzieło, zachowane do dziś to tzw. Arkady Kubickiego przylegające do Zamku od strony Wisły. Długie na prawie 200 metrów i szerokie na niespełna 10 miały wzmocnić skarpę wiślaną na odcinku gdzie znajdował się Zamek.
Poza Starym Miastem znajdziemy jeszcze inne obiekty jego autorstwa. W Łazienkach Królewskich są to budynki Nowej Kordegardy, Świątyni Sybilli czy Stajni Kubickiego. Również pałac Belwederski swój kształt zawdzięcza gruntownej przebudowie Kubickiego, podobnie jak zrealizowane w latach 1816-1823 dziewięć par rogatek miejskich. Większość z nich uległa zniszczeniu podczas II wojny światowej. Do dziś zachowały się rogatki Mokotowskie przy placu Unii Lubelskiej oraz rogatki Grochowskie przy ul. Zamoyskiego.
Arkady Kubickiego
Budowla składała się z siedmiu arkad i okien zapewniających dostateczne oświetlenie wnętrza od strony rzeki. Otwarte z obu stron umożliwiały poprowadzenie swoim wnętrzem krytej drogi łączącej Mariensztat z ulicą Bugaj. Hałas i pogłos przejeżdżających nią zaprzęgów konnych ograniczono poprzez ułożenie posadzki z drewna. Kubickiemu zależało jednak przede wszystkim na stworzeniu na ich dachu tarasu w elegancki sposób łączącego zamkowe ogrody – górny i dolny. Arkady po upadku powstania listopadowego zostały przejęte przez wojsko rosyjskie. Przebudowane na stajnie i koszary uległy degradacji. Przetrwały drugą wojnę światową. Kilka lat temu poddano je gruntownej rewitalizacji przywracając pierwotny wygląd i formę.
Plac Zamkowy 6
Spoglądając na Pałac Ślubów, dostrzeżecie, że stanowi on przedłużenie wschodniego skrzydła Zamku Królewskiego. Podczas panowania Stanisława Augusta utworzono tu atelier królewskich malarzy i rzeźbiarzy. Na ścianie budynku znajdziecie tablicę poświęconą twórcy tego miejsca.
Marcello Baciarelli (1731–1818), obok Bernarda Bellotto zwanego Canalettem, był najbardziej znanym nadwornym malarzem ostatniego władcy Polski. Specjalistą od portretu.
Z przyszłym królem i swoim późniejszym mecenasem po raz pierwszy zetknął się, gdy wraz z dworem saskim przybył do Warszawy. Jego zadaniem było wykonanie portretów reprezentacyjnych członków rodziny Poniatowskich.
Stanisław August był zadowolony z realizacji tego zamówienia, co zaowocowało wkrótce po elekcji złożeniem Baciarellemu propozycji pracy na królewskim dworze. Ten zaakceptował ją i w 1766 przyjechał ponownie do Warszawy.
Artysta chciał wykorzystać uznanie monarchy. Jeszcze w tym samym roku przedłożył mu projekt stworzenia warszawskiej akademii sztuk pięknych. Niestety, ze względów finansowych pozostał on niezrealizowany. Rolę akademii musiała spełniać założona w tym miejscu Malarnia Królewska. Kierował nią Baciarelli, stąd zwyczajowa jej nazwa – Baciarellówka.
Ulica Kanonia 6
Życie na dworze królewskim w Warszawie na przestrzeni wieków obfitowało w intrygi i skandale obyczajowe. Bohaterką jednego z nich była Elżbieta Grabowska z Szydłowskich (1748/9–1810), córka urzędnika ziemskiego, która przez pewien czas mieszkała w tym domu. Spójrzcie na charakterystyczną wypukłą fasadę. Zobaczycie na niej fragment odsłoniętej gotyckiej ściany z dekoracyjnym ułożeniem cegły w kształcie rombu.
Ze Stanisławem Poniatowskim, wówczas stolnikiem litewskim, ojciec Elżbiety posłował na sejm. Gdy osiągnęła ona wiek piętnastu lat, znajomość Poniatowskiego z domem Szydłowskich zaczęła się pogłębiać. Ulegał on wdziękom młodej dziewczyny. Szydłowski zaś awansował dzięki królowi.
W 1769 roku Elżbieta poślubiła Jana Jerzego Grabowskiego. Małżeństwo skojarzył prawdopodobnie (już wówczas król) Stanisław August, gdyż pozostawał w zażyłych stosunkach z generałem.
Mimo śladów po czarnej ospie Elżbieta pozostawała pełna wdzięku. Fakt zamążpójścia nie przeszkadzał jej w byciu królewską kochanką. Utrzymała króla przy sobie przez trzydzieści lat. Nie pozwoliła zająć swojego miejsca żadnej z jego chwilowych faworyt. Postrzegana była jako sprytna despotka, żądna sławy i wpływów. Potrafiła nawiązać dobre stosunki z każdym z ambasadorów Petersburga i wpływać na rozdawnictwo urzędów i starostw.
Mieszkała naprzeciw Zamku Ujazdowskiego w domu zwanym Rozdróż, który wybudował dla niej król lub na terenie Łazienek w Wielkiej Oficynie. Niektóre źródła podają, że pomieszkiwała też przy Kanonii 6.
Twierdzono, że zawarła morganatyczne małżeństwo ze Stanisławem Augustem Poniatowskim. Związek taki nie zmieniał jej stanu społecznego i nie mogła dziedziczyć tytułu małżonka. Ślubu miał udzielić podobno Jan Chrzciciel Albertrandi w kaplicy Jezusowej kościoła Św. Jana. Po śmierci Stanisława Augusta znaleziono rzekomo metrykę ślubu w jednej z jego książek. Jej oryginał miał być zdeponowany w Muzeum Narodowym w Warszawie. Król zaprzeczał jednak temu, że ożenił się z Grabowską. Mógł zawrzeć związek małżeński jedynie za zgodą sejmu.
Grabowska do końca życia była nazywana nałożnicą i kochanicą królewską. Jednak wszystkie jej dzieci, po śmierci męża wychowywały się na dworze króla.
Była bardzo niepopularna. Zarzucano jej, że skłoniła króla do przystąpienia do konfederacji targowickiej. O niechęci do niej świadczą ówczesne złośliwe powiedzenia, np. Grabowska kara boska i wierszyki, które krążyły po Warszawie. Jeden z nich ośmieszał mentalność króla: Jedno hasło u niego jest: Opatrzność Boska, Tajną radą Chreptowicz i pani Grabowska.
Elżbieta towarzyszyła królowi w przeprowadzce do Petersburga i opiekowała się nim aż do jego śmierci. Obdarował ją za to hojnie wieloma tysiącami dukatów.
Po śmierci Stanisława Augusta Grabowska powróciła do Warszawy. Po śmierci została pochowana na cmentarzu Świętokrzyskim.
Ulica Kanonia 12
W kamieniczkach okalających cmentarz przykościelny położony na tyłach kolegiaty św. Jana już od XV wieku mieszkali kanonicy. W osiemnastowiecznej Warszawie jednym z nich był Jan Chrzciciel Albertrandi (1731–1808).
Na drzwiach prowadzących do jego dawnego domu wisi kołatka. Kiedyś było ich tu zapewne więcej. Każdorazowe stukanie do drzwi informowało mieszkańców o nadejściu gości. Głuchy dźwięk kołatki niósł się po ścianach domów wokół placyku. W oknach pojawiały się zaciekawione twarze. Niczego nie dało się ukryć przed czujnymi sąsiadami.
Jan Chrzciciel Albertrandi pochodził z warszawskiej rodziny mieszczańskiej. W odróżnieniu od swojego brata Antoniego, malarza nadwornego Stanisława Augusta, Jan postanowił zostać jezuitą. Podjął więc naukę w seminarium duchownym w Warszawie. Następnie prymas Władysław Łubieński powierzył mu wychowanie swojego stryjecznego wnuka Feliksa, późniejszego ministra sprawiedliwości w Księstwie Warszawskim.
Za zgodą władz zwierzchnich Jan wystąpił ze zgromadzenia jezuitów i został księdzem świeckim. We Włoszech, gdzie przebywał ze swoim wychowankiem, zainteresował się zabytkami starożytności. Pasja pomogła mu w dalszej karierze. Znany z zamiłowań numizmatycznych król Stanisław August zatrudnił go jako lektora języków nowożytnych. Powierzył mu również prace nad skatalogowaniem miedziorytów. Albertrandi przepisywał też źródła do historii polskiej z bibliotek włoskich i z rękopisów zrabowanych podczas wojen szwedzkich. Praca ta pochłonęła go zupełnie.
Współcześni mu mawiali, że jest prawdziwym mułem pracowitości. Cechowała go lojalność do władz zaborczych. Twierdził, że należy zrezygnować ze zdobycia niepodległości i silniej dążyć do zachowania i pomnożenia spuścizny duchowej. Pod koniec życia, pomimo słabych sił fizycznych, nadal pracował. Pisano o nim, że zgrzybiały, chudy, mizerny, zmarszczkami okryty, tak był niskiego wzrostu, że mało dwunastoletniego chłopca przewyższał. Mieszkał i zmarł w kamienicy przy Kanonii 12.
Jezuicka 1/3
Stanisław August był mecenasem sztuki. Przestrzenie w jego warszawskich posiadłościach wypełnione były m.in. dziełami sztuki malarskiej, rzeźbiarskiej i brązowniczej. Jeden z jego serwitorów Franciszek Pinck (1733–1798) mieszkał w kamienicy, która zajmuje całą nieparzystą stronę ulicy Jezuickiej.
W jego mieszkaniu, skąpo oświetlonym w ciągu dnia słonecznym światłem piętrzyły się rysunki, szkice, nieliczne miniaturki i modele jego rzeźb. Dziś cała kamienica należy do Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy.
Franciszek Pinck wiedeński rzeźbiarz w 1765 roku otrzymał zatrudnienie na dworze Stanisława Augusta. Mieszkał w gmachu dawnego kolegium jezuickiego, czyli tu, gdzie teraz stoimy. Zajmował się różnego rodzaju pracami rzeźbiarsko-dekoracyjnymi. Odkuwał, głównie w kamieniu, posągi i popiersia, które ozdobiły Zamek Ujazdowski, Zamek Królewski, oraz ogród i pałac w Łazienkach. Po 12 latach pracy miesięczna pensja rzeźbiarza wynosiła 30 dukatów.
Jego dziełem jest m.in. figura Chrystusa Ukrzyżowanego wykonana dla kościoła ewangelicko-augsburskiego. Ozdobił on również czterema figurami katafalk dla poległych w insurekcji kościuszkowskiej, w kolegiacie warszawskiej. Jest także współautorem czterech posągów ewangelistów na fasadzie kościoła Św. Anny.
Przed opuszczeniem kraju przez Stanisława Augusta Pinck znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Król nie zapłacił mu za wykonane prace i był mu dłużny prawie 350 dukatów. W tej sprawie interweniował również Marcelli Bacciarelli, któremu udało się wyprosić spłatę długu.
Choć Pinck nie był zbyt oryginalny, jeśli chodzi o pomysły, wykazał się jednak wielkimi umiejętnościami technicznymi i rzetelnością w realizacji zleconych projektów. Jednym z wykonanych przez niego pomników jest postać króla Jana III – pogromcy Turków pod Wiedniem, siedzącego na swoim koniu Pałaszu. Pomnik stoi naprzeciw Pałacu Łazienkowskiego, przy ulicy Agrykola.
Tablica, która upamiętnia artystę wisi na jednej ze ścian Archikatedry Warszawskiej św. Jana Chrzciciela.
Ulica Jezuicka 6/8
Przedstawicielami służby zdrowia w mieście nie byli jedynie rodzimi warszawiacy. Praktykę lekarską prowadzili tu również cudzoziemcy. Zatrzymajcie się przed kamienicą pod numerem 6/8.
Po obu stronach drzwi wejściowych znajdują się dwa niewielkie okienka. Choć kamienica przypisana jest do ulicy Jezuickiej, wejście do niej prowadzi od ulicy Celnej. Tu mieszkali słynni królewscy medycy – Dupontowie.
Franciszek Florian Dupont (?–1752), francuski doktor medycyny i chirurg przybył do Warszawy w 1712 roku. Zamieszkał w przebudowanej przez siebie kamienicy pod adresem Jezuicka 6/8. Dwanaście lat później został przyjęty do służby dworskiej.
Rozległa praktyka lekarska pomogła mu zgromadzić znaczny majątek. Powiększył go zresztą dzięki rozmaitym operacjom handlowym i udzielaniu pożyczek. Był lekarzem królewskim, a do jego pacjentek należała między innymi Ludwika Maria z Morsztynów Bielińska, żona marszałka. Gdy po jej śmierci przedstawił rachunek za leczenie marszałkowej, otrzymał za to plac przy ul. Senatorskiej. Tuż obok, przy Marywilu miał także swój dworek.
Jan Chrzciciel Feliks Dupont, podobnie jak ojciec, został doktorem medycyny. W 1789 roku mianowano go naczelnym lekarzem miasta Warszawy. Cieszył się wielkim uznaniem, zwłaszcza wśród uboższych. Wyświadczał im różne dobrodziejstwa, często zamiast recepty ofiarując dar pieniężny. Był niezwykle popularny.
Przyczyniało się do tego zapewne jego dziwactwo, objawiające się m. in. w stroju. Nosił perukę z końskiego włosia, spadającą mu na ramiona, długą togę, a w ręku laskę sięgającą ponad głowę. Opędzał się nią od gawiedzi, która stale towarzyszyła mu na ulicach.
Wobec swojego syna stosował przedziwne eksperymenty wychowawcze. Chłopiec żył przez 12 lat w odosobnieniu i miał jedynie kontakt ze zwierzętami domowymi. Niestety, izolacja wpłynęła na stan umysłowy dziecka. Już jako dorosły, Piotr Dupont próbował nauczyć się różnych rzemiosł, zwłaszcza szklarstwa. Niestety, popadł w pijaństwo i zmarł, mając 49 lat.
Posłuchajcie krótkiego wstępu o historii Rynku Starego Miasta.
W XVIII wieku po najeździe szwedzkim i kilkuletniej zarazie Warszawa jest zniszczona i opustoszała. Rynek wciąż jest najważniejszym placem miejskim, choć zabudowa wokół Starej Warszawy wciąż się rozrasta. Z początkiem wieku plac zostaje uporządkowany. Wokół ratusza pojawiają się murowane kramy w formie parterowego budynku. Prowadzą do nich cztery wejścia z każdej strony Rynku. W ramach poprawy bezpieczeństwa w godzinach wieczornych i nocnych, zapada decyzja o stałym oświetleniu ratusza. Około połowy wieku zawisną na nim pierwsze latarnie czyli lampy opalane olejem.
Odbudowane kamienice wznoszą się do czwartego piętra. Ciemne klatki schodowe zyskują doświetlenie dzięki tzw. latarniom z rzędami okien, nadbudowanym na dachach niektórych domów.
Coraz gęstsza zabudowa Starej Warszawy i ciasnota ulic nie sprzyja zachowaniu czystości. Komisja Brukowa czuwa nad porządkiem w mieście i nakazuje obywatelom oczyszczać rynsztoki przed domami i sprzątać ulice publiczne. Trwa naprawa bruku. Kogo na to stać, ten korzysta z powozów konnych, aby uniknąć kontaktu z błotem.
W połowie wieku przy zbiornikach wody na Rynku pojawiają się pompy tłoczne, co znacznie ułatwia jej pobór.
Po pożarze ratusz zostaje odbudowany w stylu barokowym. W związku z ochroną przeciwpożarową, nakazuje się gasić ogień w domowych piecach najpóźniej trzy godziny przed północą.
Wraz z modą na picie kawy, w Warszawie pojawiają się pierwsze kawiarnie. Najstarsza z nich otwiera się tuż obok Rynku, na rogu Nowomiejskiej i Krzywego Koła.
Ratusz w wyniku przebudowy nabiera modnych cech klasycystycznych. Kamienice zmieniają dekoracje i powiększają się o dodatkowe oficyny. Jednak około połowy XVIII w. Rynek zaczyna powoli tracić swoją pozycję. W latach 80. XVIII wieku dawne nazwy kamienic utworzone od imion lub nazwisk właścicieli, godeł kupieckich lub zdobień fasady otrzymują numerację. Pod koniec XVIII w. z Rynku znika pręgierz. Z czasem zaciera się dawna świetność stylowych kamienic przyrynkowych.
Rynek Starego Miasta 21/21a
Kamienice pod tym adresem to fragment zachodniej pierzei Rynku Starego Miasta. Nieprzypadkowo nazywana jest ona stroną Hugona Kołłątaja (1750–1812).
Jeśli spojrzycie na elewację kamienicy pod numerem 21a, pomiędzy pierwszym i drugim piętrem zobaczycie wizerunek patrona. Sgraffito ukazujące Kołłątaja powstało podczas powojennej odbudowy kamienicy.
Jego autorami są Hanna i Jacek Żuławscy. W ten sposób postanowili przypomnieć ostatnie miejsce zamieszkania jednego z najaktywniejszych działaczy Sejmu Wielkiego oraz współtwórcę Konstytucji 3 Maja 1791 roku.
W 1810 roku obie kamienice połączył ich ówczesny właściciel. Następnie udostępnił mieszkanie wracającemu z emigracji i austriackiego więzienia Hugonowi Kołłątajowi. To właśnie tu Kołłątaj spędził ostatnie momenty życia. Umarł w nędzy 28 lutego 1812 roku.
Przyglądając się kamienicom znajdziemy również płaskorzeźbę z wyobrażeniem lwa. Dekoracja jest powojenna. Nawiązuje do lwa, który znajdował się na elewacji do czasu przebudowy domów. Zwierzę wspiera się o herb z kotwicą. Niewykluczone, że to kolejne nawiązanie do Kołłątaja i jego herbu Kotwica.
To niejedyne miejsce związane z Kołłątajem na Starym Mieście. Podczas prac Sejmu Czteroletniego i przed jego rozpoczęciem był on częstym gościem nieistniejącego dziś gmachu ratusza, stojącego na samym środku Rynku. To właśnie w nim 29 kwietnia 1791 roku przyjął obywatelstwo miejskie.
W tamtym czasie był właścicielem i mieszkańcem domu na Solcu. Posiadłość Kołłątaja znajdowała się w miejscu dzisiejszego zbiegu ulic Łazienkowskiej z Czerniakowską, w pobliżu stadionu Legii.
Świętojańska 27
Wnętrze sklepu, przed którym teraz stoicie, wypełniały kiedyś zegary. Niektóre stały dumnie na stołach, inne wisiały na ścianach. Odmierzały czas, dzieląc go na godziny i kwadranse dźwięcznym biciem lub grą sygnaturki.
W głębi domu, nad stuletnim czasomierzem pochylał się mistrz Johann Michael Gugenmus (?–zm. 1775). Przywracał mu dawną sprawność.
Johann Michael Gugenmus był protoplastą rodu warszawskich zegarmistrzów. Przybył on do Warszawy z Bawarii za panowania Augusta III. Otworzył warsztat i sklep zegarmistrzowski w swoim domu przy ulicy Świętojańskiej 27.
Gugenmus pełnił funkcję starszego w cechu zegarmistrzów i ślusarzy, a w 1752 uczestniczył w tworzeniu oddzielnego cechu zegarmistrzów. Był on również nadwornym zegarmistrzem Stanisława Augusta. Naprawiał i regulował zegary znajdujące się w królewskich pomieszczeniach. Za te wykonane przez siebie i dostarczone królowi pobierał osobne wynagrodzenie. Specjalizował się w wytwarzaniu zegarów kaflowych, meblowych i kieszonkowych.
Zegarki kieszonkowe niezależnie od swojej funkcji, pełniły rolę męskiej biżuterii. Zawieszano je na łańcuszku – dewizce. W XVIII wieku były nazywane pektoralikami i noszone w kieszonce żupana na prawym boku, a potem w zanadrzu kontusza. Zgodnie z modą francuską zaczepiano je również o guziki jedwabnego fraka.
Ulica Piwna 45/47
Spójrzcie na sgraffito na fasadzie kamienicy, przed którą stoicie. Widać na nim szlachetne rysy jednego z najbardziej charakterystycznych mieszkańców ulicy Piwnej.
Na tle społeczności Starej Warszawy fizyk, astronom, meteorolog i pamiętnikarz Antoni Magier (1762–1837) wyróżniał się jako malownicza postać.
Antoni Magier urodził się w Warszawie. Mieszkał z rodzicami i rodzeństwem w pałacu Bielińskich przy Królewskiej. Jego ojciec pracował tam jako urzędnik gospodarczy marszałka wielkiego koronnego. Latem rodzina Magierów opuszczała Warszawę i wyjeżdżała na wypoczynek do swoich dóbr otwockich.
Antoni Magier był sekretarzem na dworze pisarza wielkiego koronnego Franciszka Onufrego Bielińskiego. Po śmierci ojca, trzydziestopięcioletni Antoni zamieszkał wraz z matką i rodzeństwem w jej dziedzicznej kamienicy przy ulicy Piwnej 47.
Schedę po ojcu przeznaczył na założenie wytwórni instrumentów fizycznych i meteorologicznych. To był świetny pomysł na biznes. Jak się okazało, barometry kupowali u niego zarówno miejscowi, jak i przyjezdni, m.in. Ludwik XVIII. Magier konstruował zresztą cenne przyrządy praktyczne, np. słynną próbę Magiera. Był to aparat do mierzenia tęgości wódek, spirytusów i piwa.
Na poddaszu kamienicy Magier urządził obserwatorium meteorologiczne. W nim przez 26 lat prowadził trzy razy dziennie systematyczne i bardzo dokładne obserwacje. Ich rezultaty, ku radości ogółu mieszkańców, wywieszał na ścianie domu. Na klatce schodowej przy ul. Piwnej kazał również namalować wielkie planetarium.
W 1806 roku Magier został profesorem fizyki w Liceum warszawskim. Popularyzował tę naukę wydając „Fizykę dla dzieci”. Miał wielostronne zainteresowania, był również kronikarzem Warszawy. Pasjonowała go jej przeszłość, szczególnie życie obyczajowe.
Antoni Magier nie założył rodziny. Jedną z realizacji jego testamentu jest zegar słoneczny wystawiony w ogrodzie Saskim. Po śmierci został pochowany na Starych Powązkach. Na ścianie kamienicy, w której mieszkał znajduje się sgraffito z jego wizerunkiem. Na Bielanach patronuje jednej z tamtejszych ulic.
Ulica Szeroki Dunaj 5
W XVIII wieku Szeroki Dunaj pełnił funkcję targu specjalizującego się w kwiatach i warzywach. Od rana słychać było tu głosy przekupek zachwalających swoje towary.
Stojąc przed kamienicą nr 5 zobaczycie niewielką niszę, w której znajduje się tablica upamiętniająca miejsce zamieszkania najsłynniejszego warszawskiego szewca Jana Kilińskiego (1760–1819).
Warto też zwrócić uwagę na charakterystyczny szyld, przedstawiający zaprzężonego konia oraz buty z cholewami. Znajduje się on niemal naprzeciw kamienicy Kilińskiego. Dziś mieści się tu Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych jego imienia.
Kiliński urodził się w Trzemesznie. Do Warszawy przybył w roku 1780. Tu zdobywał kolejne szlify i umiejętności w swoim rzemiośle. Naukę zwieńczył osiem lat później uzyskaniem tytułu mistrza cechowego.
Pracowity, kontaktowy i z poczuciem humoru szybko zdobył liczne grono klientów. W swoim powiększającym się warsztacie zatrudnił wkrótce kilku czeladników. Coraz większe przychody umożliwiły mu zakup domu.
Pozycja wśród mieszczan sprawiła, że w marcu 1794 roku został wciągnięty do spisku przeciw Rosjanom, nazwanego później insurekcją kościuszkowską. Tadeusz Kościuszko za odwagę i zasługi uhonorował Kilińskiego stopniem pułkownika.
17 kwietnia 1794 roku żołnierze polscy przystąpili do zbrojnej próby wyzwolenia Warszawy spod kontroli oddziałów rosyjskich. Kiliński dowodził de facto ludnością cywilną, której wsparcie dla regularnych oddziałów wojska okazało się nieocenione. To uzbrojeni cywile ułatwili utrzymanie budynku Arsenału w polskich rękach. Wsparli również żołnierzy otaczających ambasadę rosyjską przy pobliskiej Miodowej 10, w pałacu Młodziejowskiego. Stacjonujący tam dowódca wojsk rosyjskich, Osip Igelström został odcięty od możliwości dowodzenia i kontroli nad rozproszonym po mieście rosyjskim wojskiem.
Kiliński został pochowany na Powązkach. Niestety, jego grób nie zachował się do naszych czasów. Zlikwidowano go podczas rozbudowy kościoła Św. Karola Boromeusza. Udając się na spacer po Starych Powązkach, na tyłach kościoła odnajdziecie epitafium upamiętniające słynnego szewca.
Pomnik Kilińskiego obecnie stoi kilkadziesiąt metrów od kamienicy przy Szerokim Dunaju 5. Jednak pierwotnie został odsłonięty w innym miejscu.
Odsłonięto go w 1936 roku przy placu Krasińskich, w 30. rocznicę powołania Warszawskiej Izby Rzemieślniczej. W czasie okupacji Niemcy zdemontowali pomnik Kilińskiego i przetransportowali go do Muzeum Narodowego. Był to odwet za usunięcie przez Aleksego Dawidowskiego, niemieckojęzycznych tablic przymocowanych do cokołu pomnika Kopernika na Krakowskim Przedmieściu.
Bohater „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego postawił na swoim i kolejny raz ośmieszył okupantów. Po przewiezieniu pomnika wymalował na muzealnym budynku wielki napis o treści „Jam tu ludu W-wy. – Kiliński Jan”. Pomnik w muzealnych magazynach szczęśliwie przetrwał do zakończenia wojny. Po wyzwoleniu Warszawy, na krótko ustawiono go vis a vis Muzeum Narodowego.
W 1946 przeniesiono w pierwotną, przedwojenną lokalizację, na plac Krasińskich. U zbiegu Podwala z ulicą Piekarską monument stoi od roku 1959.