Używamy plików cookies do zbierania informacji dotyczących korzystania z serwisu Muzeum Warszawy i jego oddziałów. W każdej chwili możesz zablokować obsługę plików cookies w swojej przeglądarce. Pamiętaj, że zmiany ustawień w przeglądarce mogą ograniczyć dostęp do niektórych funkcji stron internetowych naszego serwisu.

pl/en
Aktualności

20.12.2024 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy

Wigilia w czasie wojennego mroku

Wigilia w czasie wojennego mroku

Jedenastoletniemu wówczas Zbyszkowi wybuch Powstania Warszawskiego kojarzył się ze wspomnieniem kanonady dział, informacją o zbliżającej się Armii Czerwonej, a w konsekwencji – niemożliwością wyjazdu tego lata na wakacje na wieś. Żal tym większy, że lato 1944 roku było ciepłe i bardzo słoneczne. Początek to wybuch radości wśród mieszkańców kamienicy przy Siennej 82, Zbigniew Badowski wspomina po latach: „Nagle znalazły się dwie biało-czerwone flagi, które nasz dozorca w maciejówce, z siwymi wąsami jak Piłsudski, wywiesił nad bramą. Wkrótce cała ulica Sienna okryła się flagami, a ludzie, podekscytowani, tłumnie wylegiwali przed domy, dzieląc się głośno nowinami”. Młodzi chłopcy dołączali idąc za powstańczymi grupami, kobiety błogosławiły ich znakiem krzyża. Rodzina Zbyszka to wtedy mama Halina i babcia Paulina, tacie udało się uciec sportowym samolotem do Rumunii, a dziadek – weteran wojny rosyjsko-japońskiej skatowany podczas łapanki, zmarł w szpitalu na Pradze.

Szczęśliwie dla dwóch kobiet opiekujących się Zbyszkiem, pierwsze bombardowania Warszawy ocalała kamienica przy Siennej 82 i mieszkanie pod numerem 12. Jego lokalizacja z oknami od podwórza pozwoliła udzielić schronienia uciekinierom podczas nocnych bombardowań stolicy. Ciekawość chłopca nie pozwalała mu siedzieć w piwnicy, gdzie podczas większego zagrożenia chroniła się rodzina Badowskich: „(…) stale wymykałem się na placówki powstańców przy barykadzie na Towarowej róg Srebrnej, i do fabryki Bormanna, gdzie walczył mój kuzyn – Władysław Barański, a która znajdowała się na ul. Towarowej koło ul. Pańskiej. Chodziłem też po wodę, jak wodociągi przestały działać”.

Niemcy ostrzeliwali nawet kolejki ludzi czekających przy pompach z naczyniami na wodę, jednak mimo zagrożenia zrzucanych pocisków moździerzowych, konieczność przyniesienia pitnej wody była silniejsza od strachu. Mimo rannych i zabitych wśród oczekujących, kolejna formowała się ponownie: „Na dwóch pierwotnie pokrytych trawą skwerkach przed halą targową na Placu Kazimierza (podobną do Hali Mirowskiej) – tam, gdzie teraz są parkingi  przed ,,Domem Słowa Polskiego”, niebawem wyrosło mnóstwo drewnianych krzyżyków”.  

Chłopiec próbował przynosić do domu coś do zjedzenia, żeby pomóc mamie i babci, raz była to puszka melasy (słodu do piwa) i puszka jęczmienia z Browaru Haberbuscha & Schiele, innego dnia kawałek mięsa rozdzielane z konia. Ze zmielonego jęczmienia udało się z robić podpłomyki, a konina stanowiła mięsną wkładkę do zupy.

„Podczas wrześniowych nocy, nad Warszawą nie było widać gwiazd. Zakrywały je dymy i czerwone łuny z palących się wokół domów. Niejednego późnego wieczora czy nocy dymy te jednak prześwietlały białe snopy silnych reflektorów omiatających niebo, a noc „rozszczekiwała się” zajadłą kanonadą zenitówek. (…) Wkrótce dowiedzieliśmy się o kapitulacji. Strzały umilkły. Zapadła cisza, tak niezwykła w tym miejscu; tak, że zdawało się, że czegoś brakuje. Tylko swąd z palących się domów i nocne łuny pożarów przypominały nam te straszne chwile”.

Rodzina Zbyszka nie chciała odchodzić z Warszawy w nieznane, dlatego pozostali na Siennej 82 jeszcze do 8 października, lecz tego dnia zostali ostatecznie i brutalnie wypędzeni z mieszkania. Dom został podpalony, a wyższe piętra zniszczone miotaczami ognia. Mieszkańcy kamienicy i chroniący się w niej uciekinierzy opuszczali kamienicę w popłochu, zabierając tylko podręczne bagaże.

„Ja, jako ,,bagaż” miałem małą ceratową walizeczkę, w której, prócz woreczków z kaszą, resztką cukru i skórkami chleba, były wszystkie moje skarby – dwóch małych żołnierzy niemieckich z jakiejś masy, obrazki flag państw, herbów miast i kolonii niemieckich, które zbierałem. Były też karty do gry w ,,Czarnego Piotrusia”, scyzoryk, grzebyk i lusterko, oraz malutką figurkę św. Antoniego w mosiężnym etui, którą dostałem od Babci, aby mnie chroniła. Orzełka przezornie schowałem do kieszeni krótkich spodenek, w które byłem ubrany. Wlokłem też na sznurku szczeniaka wilczka (…)”. Orzełek to odznaka zabitego Powstańca z beretu, który znalazł Zbyszek, stanowił dla chłopca najcenniejszą pamiątkę wyniesioną ze zniszczonej Warszawy. Szczeniak przyszedł na podwórko kamienicy tuż po kapitulacji, Zbyszek zaopiekował się nim i nie chciał zostawić go samego.

Szli Żelazną i Alejami Jerozolimskimi w kierunku Dworca Zachodniego, równocześnie z nimi „płynęły niekończące się potoki objuczonych tobołkami lub pchających dziecięce wózki uchodźców”. Wszyscy zostali upchani do wagonów III klasy, większe rzeczy były siłowo odbierane i zostawiane na dworcu, tak aby transport do Pruszkowa przebiegał sprawnie. Następnego dnia rodzina została rozdzielona – mama pociągnięta na do szpaleru na prawo, Zbyszek z babcią na lewą stronę. Oboje przetransportowani zostali do Mszany Dolnej, a dalej do Niedźwiedzia. Na rynku w Niedźwiedziu kolejna selekcja i kolejne rozdzielenie, tym razem z babcią, która zamieszkała u górala na górce za rynkiem. Zbyszek został u rodziny, która na rynku prowadziła karczmę, zaczął też chodzić do szkoły.

Po tygodniach rozdzielenia, tuż przed Bożym Narodzeniem prawie cała rodzina znów się spotkała – najpierw Zbyszka odnalazł dziadek ze strony ojca, Ludwik Badowski mieszkający w Zakopanem. Następnie okazało się, że odnalazł mamę Zbyszka, która przebywała w powiecie radomszczańskim, we wsi Żaby. 13 grudnia wszyscy byli już razem, względnie bezpieczni w mieszkaniu na zapleczu sklepu dziadka przy ulicy Kościeliskiej. Zbyszek zjeżdżał na sankach z niewiele od siebie starszymi żołnierzami niemieckimi, co nie podobało się dziadkowi. Byli to nawet szesnastoletni żołnierze leczący odmrożenia i rany przyniesione z frontu wschodniego. Kilka dni przed wigilią babcia udała się do Niedźwiedzia, by wymienić żywność i zabezpieczyć w ten sposób rodzinę przed zbliżającym się frontem. Niestety, z powodu kłopotów komunikacyjnych, nie wróciła do Zakopanego na święta. W wigilijny wieczór Zbyszek ze stoku Gubałówki przyniósł świerk, chociaż było to bardzo niebezpieczne, bo Niemcy nadal strzelali bez ostrzeżenia.

„Na Wigilię Mama z Dziadkiem przygotowali dwa rodzaje zup, kluski z marmoladą i placki ziemniaczane popijane czarną kawą. Ja na deser dostałem talerzyk tartej maślanej bułki, jeszcze sprzed wojny, którą Dziadek przetrzymywał ,,na czarną godzinę” gdzieś na strychu. W pozostałe dni świąteczne niestety, nasz jadłospis uległ znacznemu ograniczeniu”.  

Pod koniec stycznia 1945 roku Niemcy wycofywali się z Zakopanego, ale przed tym opróżnili miejskie i wojskowe magazyny, zostawiając zamieszkujących miasto na skraju głodu. Zbyszek na zmianę z mamą stał w styczniowe noce w kolejce do piekarni, aby kupić chociaż bochenek chleba: „(…) w styczniu były pogodne noce, świecący księżyc, który na seledynowo oświetlał góry, pokryte śnieżnymi czapami dachy góralskich domów i leżący wszędzie śnieg. Było jak w bajce. Ale był też mróz. Kilka razy udało nam się dostać bochenek chleba, szanowany jak hostia”.

Zbyszek razem z mamą Haliną wrócił w Warszawy dopiero 18 maja 1945 roku, ich oczom ukazał się widok, jaki widziały tysiące powracających do stolicy – gruzy, zniszczone i wypalone domy przypominające przekrojem domki dla lalek. „Ucieszyliśmy się, widząc z daleka, idąc od Pl. Kazimierza, stojący fronton naszego domu. Jak doszliśmy, okazało się, że nasz dom został doszczętnie wypalony, stały tylko mury”. Kamienica na Siennej została doszczętnie zniszczona, z pokoju Zbyszka zostały tylko pręty metalowego łóżka. Tylko w piwnicy znalazł jeszcze wspomnienia minionego dzieciństwa – puste rodzinne albumy, rozbity aparat radiowy i kilka książek – w tym „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza i bajki „Z góry na Mazury” Hanny Januszewskiej.

Spisane na podstawie wspomnień Zbigniewa Badowskiego z kolekcji BANWAR ze zbiorów Muzeum Warszawy.

Tekst: Olga Szymańska-Snopek
______________________
Zdjęcie: Ruiny kościoła św. Aleksandra, fot. Sylwester „Kris” Braun, po 9 września 1944 r., zbiory Muzeum Warszawy.