19.04.2023 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy, Kultura online
Życie ważniejsze niż honor
Osiemdziesiąt lat temu wybuchło w Warszawie pierwsze powstanie przeciwko nazistowskim Niemcom.
Pierwszy, na tę skalę opór zbrojny w okupowanym mieście, pierwszy, w którym obok powstańców uczestniczyła ludność cywilna. Powstanie w getcie warszawskim nazywane jest bohaterskim zrywem tych, którzy nie chcieli oddać się w ręce Niemców, a sami zdecydować o okolicznościach, w jakich umrą.
Czy w opowieści o powstaniu jest tylko śmierć?
Zagłada polskich Żydów nie zaczęła się w dniu zamknięcia getta w Piotrkowie Trybunalskim, ani z chwilą uruchomienia pierwszej ciężarówki będącej de facto komorą gazową, w Chełmnie nad Nerem. Decyzja o zamordowaniu Żydów – mieszkańców polskich miast i miasteczek nie zapadła na słynnej konferencji w wilii w podberlińskim Wansee. Potwierdzone zostały podczas niej wcześniejsze ustalenia. Tym samym przypieczętowany został proces eksterminacji, który rozpoczął się kilka miesięcy wcześniej.
Znany jest finał tej opowieść – zdjęcia zniszczonego warszawskiego getta, „miejsca po getcie”. Na nich zaś samotne wieże kościołów i nieliczne ocalałe pozostałości zwartej zabudowy mieszkalnej pośród sięgającego po horyzont morza gruzów. Pod gruzami zasypane piwnice i bunkry, a w nich ciała zamordowanych – bezbronnej ludności cywilnej i symbolicznie uzbrojonych powstańców.
A zaczęło się niepostrzeżenie. Niemieccy okupanci najpierw zabronili Żydom wchodzić do miejskich ogrodów, spacerować chodnikami, zakazali wejścia do kina czy teatru. Następnie wyznaczyli ile pieniędzy można przechowywać w domu – dla jednych spore sumy, dla wielu były to oszczędności całego życia. Komuś zamknięto aptekę, co zmusiło do zwolnienia personelu, innemu zabrano maszynę do szycia – jedyną karmicielkę rodziny.
Kolejnym krokiem było publiczne upokorzenie. Od 1 grudnia 1939 roku warszawscy Żydzi zmuszeni byli do noszenia opasek z gwiazdą Dawida, nazywanych przez nich „opaskami wstydu”.
Mury getta warszawskiego
Wzniesienie murów getta wiosną 1940 roku i ostateczne zamknięcie jego bram 16 listopada, formalnie przypieczętowało rozpoczętą w nim eksterminację pośrednią, której celem było doprowadzenie do masowej śmiertelności jego mieszkańców. Nie trzeba było czekać na epidemie gruźlicy czy tyfusu, głównym zabójcą był tu głód intencjonalnie wywołany przez Niemców.
Dlatego codzienność 912 dni getta to nie tylko śmierć, ale również opór – ponadludzką siłą sprzeciwienie się wszechogarniającemu wyniszczaniu fizycznemu i psychicznemu uwięzionych tu Żydów. Każdy kolejny przeżyty tam dzień był aktem sprzeciwu, a codzienna praca – zaangażowanie w pomoc społeczną, opieka nad dziećmi i ich edukacja, tajna praca naukowa, organizowanie życia kulturalnego i religijnego, dowodem istnienia wspólnoty.
Dzielnica zamknięta
W getcie znaleźli się nie tylko Żydzi warszawscy, ale również przesiedleńcy i uchodźcy. W szczytowym momencie, wiosną 1941 roku liczebność uwięzionych w „dzielnicy zamkniętej” wynosiła około pół miliona.
„Nie idźmy jak owce na rzeź! To prawda, jesteśmy słabi bezbronni, lecz jedyna odpowiedzią mordercy jest opór! Bracia! Lepiej zginąć w walce jak ludzie wolni, niż żyć na łasce morderców. Powstańcie! Walczcie do ostatniego tchu!”
Aba Kowner
22 lipca 1942 roku rozpoczęła się w warszawskim getcie wielka akcja likwidacyjna, w wyniku której zamordowanych w komorach gazowych Treblinki zostało około 300 tysięcy Żydów. To tyle, ile liczyła przedwojenna społeczność żydowska Warszawy.
Prawie każdego dnia, do 21 września z rampy na Umschlagplatzu odjeżdżały pociągi z kolejnymi grupami „deportowanych na wschód”. Jednak wielu pozbawionych było złudzeń, że jest to tylko przesiedlenie.
Zarówno łącznicy partyjnych młodzieżówek, jak i konspiracyjnie pracujący archiwiści dokumentujący codzienność getta, mieli dowody na to, co dzieje się po zamknięciu drzwi wagonu. Od końca lata 1941 roku do Warszawy dochodziły informacje o masowych mordach na wschodnich terenach przedwojennej Polski (Ponary), a następnie o likwidacji kolejnych gett, znajdujących się coraz bliżej terytorium Generalnego Gubernatorstwa.
Kiedy do warszawskiego getta, w styczniu 1942 roku dotarł Szlama ber Winer (używający następnie pseudonimy Jakub Grojnowski) i złożył członkom konspiracyjnej grupy Oneg Szabat relację o sposobie mordowania Żydów w obozie Kulmhof (Chełmno nad Nerem), jasnym było, jaki los czeka pozostałych jeszcze przy życiu Żydów.
W getcie zostało sześćdziesiąt tysięcy Żydów. Ci, co zostali, teraz rozumieli już wszystko: co to znaczy „wysiedlenie” i że nie wolno czekać.
Marek Edelman
Kto zatem został w getcie?
Kim byli ci, którzy za wezwaniem Aby Kownera z grudnia 1941 roku chcieli zginąć w walce, jak ludzie wolni?
Byli to przede wszystkim ludzie młodzi, samotni, którzy stracili już całe rodziny – w wyniku głodu, chorób czy w trakcie akcji deportacyjnej. Cały sztab Żydowskiej Organizacji Bojowej to pięciu młodych mężczyzn, najstarszy miał 22 lata. Byli wśród nich również tacy, którzy nie byli świadkami tragedii likwidowanego getta, byli wolni od traumy widoku ludzi wchodzących do wagonów.
Czy walczyli tylko dlatego, że nie mieli nic do stracenia?
Aż tak nie szafowali życiem, czego dowodem są słowa jednego z dwóch najdłużej żyjących powstańców, Symchy Rotema (Kazika) Ratajzera:
„Nie mówiłem i nie mówię, że powstanie było dla historii, dla narodu, dla honoru. Ja tylko nie chciałem dusić się w komorze gazowej. Bardzo nie chciałem. Więc łatwiej umrzeć w walce. Szybciej. Ale nie żeby w imię czegoś poświęcać życie. Nie. Życie ludzkie jest ważniejsze niż honor.”
Pierwszy oddział niemiecki pod dowództwem Ferdinanda von Sammern-Frankenegga wszedł do getta około godziny czwartej nad ranem, 19 kwietnia 1943 roku, w wigilię święta Pesach. Jedna grupa bramą od ulicy Nalewki, druga od skrzyżowania Gęsiej i Zamenhofa. Było to wypełnienie rozkazu Heinricha Himmlera o ostatecznej likwidacji warszawskiego getta.
Prosimy cię, Boże, o walkę krwawą,
„Kontratak”, Władysław Szlengel
Błagamy cię o gwałtowną śmierć.
Niech nasze oczy przed skonaniem
Nie widzą, jak się wloką szyny,
Ale dłoniom daj celność, Panie…
Po pierwszym starciu z powstańcami, na co Niemcy nie byli wystarczająco przygotowani, oddział wycofuje się poza mury getta. Po południu weszli lepiej uzbrojeni, gotowi na bezwzględną walkę, od teraz do końca powstania, dowodził Jurgen Stroop. Przyjął on taktykę spalonej ziemi i swoim oddziałom rozkazał precyzyjnie szukać bunkrów, schronów, kryjówek, wpuszczać gaz albo podpalać całe kamienice.
W topografii osiedla Muranów znaleźć możemy mnóstwo wzniesień, nasypów i nierówności terenu. To pod nimi nadal ukryte są fundamenty, gruzy i ludzkie szczątki.
Powstanie w getcie warszawskim trwało 28 dni, chociaż trudno jednoznacznie stwierdzić kiedy skończyły się walki, kiedy powstańcom skończyła się amunicja.
Dwa dni – 8 i 16 maja zostawiły trwałe piętno pamięci w przestrzeni miasta. To pagórek pod adresem Miła 18 i ślady ognia w holu budynku Żydowskiego Instytutu Historycznego. W kamienicy przy Miłej mieścił się bunkier założony przez ludzi półświatka, a schronienie znaleźli w nim powstańcy i ludność cywilna. Ósmego maja Niemcy odnaleźli pięć z sześciu włazów do schronu i wpuścili nimi gaz. Na wezwanie Jurka Wilnera, prawdopodobnie około 120 osób popełniło zbiorowe samobójstwo.
16 maja Jurgen Stroop osobiście nacisnął przycisk detonujący ładunki wybuchowe podłożone pod Wielką Synagogę przy placu Tłomackie. Z największej synagogi przedwojennej Warszawy został jeden numerek z szatni i fragmenty kolumn. W sąsiadującym z nią budynku Głównej Biblioteki Judaistycznej, do dziś możemy zobaczyć ślady ognia zachowane w posadzce holu.
Zatem zostało coś, mimo zamordowania prawie pół miliona Żydów z warszawskiego getta, zniszczenia topografii centrum miasta, zburzenia materialnego dziedzictwa kultury. Został obowiązek i odpowiedzialność za pamięć, która powinna łączyć. Tak, aby każdego 19 kwietnia głośno wybrzmiały słowa pieśni żydowskich partyznantów „Zog nit kejn mol”:
Poranne słońce znów rozświetli życia tok,
sł. Hirsz Glik, tłum. Mateusz Trzeciak
wróg jak dzień wczorajszy wnet odejdzie w mrok,
lecz jeśli przeszkód tama słońca wstrzyma bieg –
niech pokoleniom przyszłym światło niesie pieśń.
Autorka: Olga Szymańska-Snopek
Przeczytaj również artykuł na portalu Kolekcje Muzeum Warszawy: Sprawiedliwi wśród Narodów Świata w pamiątkach Muzeum Warszawy oraz biografię Marii (Maryny) Falskiej (1877–1944).
Zdjęcie główne: Rosemarie Lincke, pożary nad szopem Toebbensa, w tle widoczne wieże kościoła św. Karola Boromeusza na ul. Chłodnej, ujęcie ze szczytu Sądów na Lesznie, 1943 r., barwny diapozytyw, Muzeum Warszawy