fbpx

Używamy plików cookies do zbierania informacji dotyczących korzystania z serwisu Muzeum Warszawy i jego oddziałów. W każdej chwili możesz zablokować obsługę plików cookies w swojej przeglądarce. Pamiętaj, że zmiany ustawień w przeglądarce mogą ograniczyć dostęp do niektórych funkcji stron internetowych naszego serwisu.

pl/en
Aktualności

19.12.2023 / Aktualności, Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy

Jerzy Modrakowski z cyklu „Historie warszawskich rodzin”  

Jerzy Modrakowski z cyklu „Historie warszawskich rodzin”  

W pierwszą wojenną Wigilię czteroletnia Jadzia nie wierzyła już w świętego Mikołaja. Jej najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa, to odkrycie rok wcześniej, że choinkę do domu przywiózł szofer, a nie Mikołaj. Ale to było jeszcze w dzieciństwie przed 1 września 1939 r., kiedy rodzina Modrakowskich mieszkała w domu profesorów pod adresem Sewerynów 6. Zapraszamy do przeczytania opowieści o polsko-niemieckich relacjach w czasie okupacji, związkach rodzinnych i nieoczekiwanych spotkaniach.

„Mój ojciec miał polskie nazwisko, ale pochodził z zupełnie zniemczonej rodziny”.

Wrześniowe bombardowanie miasta jawiło się dziewczynce jak niezwykła przygoda – schodzenie do piwnicy, spanie za bibliotecznymi szafami, przesiadywanie w gabinecie taty kiedy wszyscy byli w domu. Mama, Romana z Lentzów była lekarką, córką malarza Stanisława Lentza. Ojciec, lekarz-farmakolog Jerzy Modrakowski to zaprzysiężony w maju 1939 roku nowy rektor Uniwersytetu Warszawskiego. Ich dzieci to urodzona w 1935 roku Jadwiga, i Stanisław, który przyszedł na świat trzy lata później.

Profesor Jerzy Modrakowski, zamiast jesienią uroczyście obejmować zaszczytną funkcję, organizował szpital polowy na Wydziale Lekarskim i dowodził obroną kampusu uniwersyteckiego. Sale wykładowe zmieniono na operacyjne, pacjentami byli przede wszystkim ranni w bombardowaniach warszawiacy. Po spaleniu ich domu, rodzina znalazła schronienie w budynku Porektorskim UW, gdzie przebywali do końca oblężenia Warszawy.

Następnie Modrakowscy przenieśli się do trzypokojowego, nowoczesnego mieszkania na roku Koszykowej i św. Teresy, którego główną niedogodnością był brak pieców. Problem z zaopatrzeniem w koks i centralnym ogrzewaniem był powodem częstych chorób dzieci, przez co Jadzia nie mogła chodzić do szkoły. Dlatego kolejna już przeprowadzka była niezwykle obiecująca, nowe lokum przy Wierzbowej róg Senatorskiej było ostatnim wojennym, warszawskim i szczęśliwym, bo rodzinnym miejscem Modrakowskich.

Mieszkanie było dla gromadki dzieci punktem obserwacyjnym, gdyż okna z drugiego piętra wychodziły na przeciwległą ulicę Bielańską i kamienicę Mikulskiego. Jadwiga Modrakowska wspomina mężczyznę, którego brutalnie popychali żandarmi i doprowadzili do samochodów stojących w pobliżu przed wojennej Galerii Luxemburga, gdzie ładowano zatrzymanych.

Tablica na budynku pod adresem Wierzbowa 11 jest wspomnieniem konkretnego dnia, kiedy pakując plecak do szkoły, z okna pokoju widziała żandarmów prowadzących trzech Polaków na egzekucję.

„Tatusiowi nie wolno przeszkadzać, bo przyszli panowie na egzamin”.

Tyle Jadwiga usłyszała od niani, ale nie musiała wiele domyślać się, bo dziecko chodzące na tajne komplety, książki ukrywające w torbie na zakupy rozumie już bardzo dużo.

Jerzy Modrakowski urodził się 3 kwietnia 1875 roku w Bydgoszczy w zgermanizowanej kupieckiej rodzinie Władysława i Serafiny. Po śmierci męża, Serafina ponownie wyszła z mąż za urzędnika kolejowego Schwarzbacha i przeprowadziła się do Wrocławia. Jerzy ukończył tu gimnazjum i studia medyczne, a następnie doskonalił na uczelniach w Monachium, Strasburgu, Grazu i Berlinie, gdzie w 1898 roku obronił pracę doktorską. Następnie kontynuował badania w zakresie farmakologii, interesował się balneologią, wizytował ośrodki w Austrii, Francji, Anglii i Szwajcarii. W 1912 roku cesarz Franciszek Józef mianował go na stanowisko profesora nadzwyczajnego, a w 1917 roku objął stanowisko lekarza naczelnego w wiedeńskim szpitalu zakaźnym.

Wraz z odzyskaniem niepodległości i wznowieniem działalności Uniwersytetu w wolnej Rzeczpospolitej profesor Jerzy Modrakowski został kierownikiem nowopowstałej Katedry Farmakologii Eksperymentalnej. W czasie pracy na Uniwersytecie Warszawskim pracował nad podręcznikami do farmakologii i toksykologii, organizował studia farmaceutyczne, weterynaryjne i stomatologiczne. Pełnił funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego i dyrektora Akademii Stomatologicznej. W pracy ze studentami łączył problematykę kliniczną i perspektywę praktyki lekarza, zagadnienia podawał z przystępnie z charakterystycznym dla siebie humorem. Chociaż języka polskiego nauczył się po dwudziestych urodzinach, posługiwał się literacką polszczyzną, co pozawalało myśleć, że jest to jego pierwszy język, zdradzał go jedynie cudzoziemski akcent.

Podczas okupacji prof. Jerzy Modrakowski wykładał w Szkole docenta Jana Zaorskiego, będącej tajnym wydziałem lekarskim UW. Rodzina odwiedzała kuzyna ze strony mamy, Konrada Ernsta – attaché wojskowego pracującego w poselstwie fińskim. W jego mieszkaniu znajdowało się radio – przedmiot zakazany w domach polskich, tu Jerzy Modrakowski mógł słuchać BBC. Wuj Konrad „musiał dać (i to jak podkreślał) oficerskie słowo honoru, że będzie słuchał tylko stacji niemieckich, wobec tego nie słuchał niczego.” – wspomina Jadwiga. W jej relacji czytamy również, że ojciec angażujący się w konspirację uważał, iż wojna powinna toczyć się na froncie, a wszelkie akcje sabotażowe pochłaniają zbyt wiele ofiar. Zakładnikami są najczęściej młodzi ludzie – więzieni, wywożeni do obozów pracy, rozstrzeliwani. A tych trzeba przede wszystkim kształcić, ponieważ będą potrzebni, kiedy trzeba będzie odbudować państwo i społeczeństwo.

Podczas pertraktacji z Niemcami, oprócz perfekcyjnej znajomości języka, prof. Modrakowski wykorzystał znajomość mentalności i kultury okupanta. Rozmowy prowadzone z władzami niemieckimi doprowadziły do przeprowadzenia ostatnich egzaminów i wydania w maju 1940 roku 529 dyplomów absolwenckich m. in. Dla lekarzy, farmaceutów i stomatologów. Modrakowski pomógł studentom, jednocześnie zwracając na siebie uwagę okupanta, od tego czasu był szantażowany możliwością objęcia katedry farmakologii, kontynuowania badań naukowych i przeprowadzką do willi we Wrocławiu.

„Siedziałam w oknie na parapecie, czytałam książkę, ruch był niemrawy i koło piątej zaczęłam słyszeć strzały„.

Jadwiga Modrakowska wspomina, że latem 1944 roku coraz częściej pojawiały się informacje o zbliżających się do Warszawy Rosjanach, pamięta paniczne ucieczki Niemców: „Mam przed oczami obraz żołnierza w polowym mundurze, który pędem jedzie na rowerze, taki nieogolony, dość niestarannie wyglądający, ale tak jakby się chciał za wszelką cenę z tego tłumu wydostać, chyba nie miał broni, co najwyżej pistolet, i jechał Wierzbową, skręcił w Senatorską. Dlaczego mogłam to widzieć? Otóż myśmy z mamą wracały z targu za Żelazną Bramą i szłyśmy przez Niecałą i ta scena się rozgrywała u wylotu Niecałej na Wierzbową. Myśmy przystanęły i trzeba przyznać, nie bez satysfakcji patrzyłyśmy na to, co się dzieje.”

Na krótko przed wybuchem Powstania, do Modrakowskiego zgłosił się Antoni Chruściel ps. „Monter” z prośbą o przygotowanie preparatu, który mógłby umożliwić dowództwu pracę przy minimalnej potrzebie snu. W ich założeniu, Powstanie miało trwać kilka dni, Modrakowski zgodził się i przygotował recepturę, którą sporządził zaprzyjaźniony farmaceuta Gąsecki. 

Przez pierwsze dni Powstania rodzina Modrakowskich nie wychodziła z domu – oficyny kamienicy Petyskusa, w której czuli się bezpiecznie, a kiedy trzeba było, schodzili do piwnicy. Aż do 6 sierpnia, kiedy oddział niemiecki wszedł na Senatorską. Mężczyzn pozostawiono na podwórku, a kobiety i dzieci wygnano na ulicę. Wszyscy wiedzieli już, co stało się dzień wcześniej na Woli, przeczuwano najgorsze. Romana ucieka razem z Jadwigą, niepełnosprawnym Stasiem i ich nianią, do piwnicy wciąga ich z powrotem oddział powstańczy. Następnego dnia rano znów wypędzeni są na ulicę, większość powstańców Niemcy rozstrzelali na miejscu, pozostawili cywilów naprzeciwko Ratusza i pałacu Blanka. Po kliku godzinach zaczęli ich prowadzić w kierunku placu Piłsudskiego, kiedy spotkali drugą grupę a w niej rodzinę – Annę i Konrada Ernstów. Wuj Konrad okazał swój paszport dyplomatyczny i podczas rozmowy z Niemcem wskazał na Romanę z dziećmi. Dzięki temu spotkaniu, rodzina Modrakowskich prawdopodobnie uniknęła rozstrzelania.

Dalej szli wzdłuż Ogrodu Saskiego, do placu Żelaznej Bramy i Zielnej, aż znaleźli się na placu Grzybowskim i po krótkim pobycie w kościele, przeszli dalej Elektoralną do Chłodnej. Tam przy kościele Karola Boromeusza rozegrała się tajemnicza scena, którą matka Jadwigi opowiedziała jej wiele lat później. Żołnierz w randze kapitana szukał tłumacza, Romana odpowiedziała płynnym niemieckim, a ten zaczął opowiadać jej o swojej rodzinie i pokazywać zdjęcia. Pochodził z miasta, które było już wówczas obiektem nalotów alianckich, dlatego Niemcy wywozili stamtąd swoich bliskich, ale jego rodzina nie miała takiej możliwości. Bał się o jej los i niejako próbował układać się z Bogiem, nie chcąc krzywdzić cywilów w Warszawie, obiecał sobie, że żaden z nich nie zginie z jego rozkazu.

Romana z dziećmi trafiła dalej do Pruszkowa, a stamtąd do Głogowa. 10 sierpnia wyrzucili wszystkich z pociągu, uformowali kolumnę i poprowadzili do łaźni. Nadzorca obozu Rauschenbach zauważył, że Romana niezgrabnie kopie kartofle, w związku z czym uznał, że przyda się do pracy w kuchni. W Ruszowicach odnalazł ich Kurt Szwarzbach – mieszkający we Wrocławiu przyrodni brat ojca, jeden z dwóch synów jego matki Serafiny, z drugiego małżeństwa. Najpierw zabrał rodzinę brata na obiad w restauracji, a następnie porozumiał się z komendantem o przeniesieniu ich do obozu Burgweide (obecnie Sołtysowice, dzielnica Wrocławia). Stryjowi Kurtowi ponownie udało się ocalić Romanę z dziećmi, przenosząc ich do Stawiszyna, tam dołączył do nich Jerzy i tam też doczekali końca wojny.

Zdjęcie pochodzi z archiwum Katedry i Zakładu Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Tekst: Olga Szymańska-Snopek