15.11.2021 / Aktualności, Spacery warszawskie
Ostańce warszawskie
Historia architektury Warszawy to opowieść o przetrwaniu.
Przetrwaniu bombardowania 1939 roku, zniszczeń z czasu Powstania Warszawskiego, nalotów, podpaleń i wyburzania, destrukcyjnego działania wojny i powojennej odbudowy.
Nieprzypadkowo budynki, które przetrwały nazywamy ostańcami. Niosą one w sobie niezwykłe historie, które postaramy się opowiedzieć podczas spaceru.
Autorki spaceru: Monika Michałek, Anna Szary
Czas trwania: 1,5 h
Dla kogo: dla młodzieży i dorosłych ciekawych historii Warszawy
Trasa wiedzie przez Śródmieście Południowe i obejmuje 10 najciekawszych obiektów od Placu Trzech Krzyży poprzez ul. Wilczą, aż do ul. Marszałkowskiej. Niektórym punktom towarzyszą nagrania, jeśli nie masz możliwości ich odsłuchania, pod nagraniami znajdziesz transkrypcje.
Co ze sobą zabrać na wyprawę?
Naładowany telefon komórkowy i słuchawki.
Niektórym punktom towarzyszą nagrania, jeśli nie masz możliwości ich odsłuchania, pod nagraniami znajdziesz transkrypcje.
Pobierz treść spaceru napisaną tekstem łatwym do czytania (PDF, 55KB).
Dla chętnych: przed spacerem pobierz i wydrukuj kartę z zadaniami dla dzieci (plik PDF).
Przygotowaliśmy mapę, na której zaznaczyliśmy miejsca w których zostały wykonane poszczególne zdjęcia. Mapę można otworzyć w aplikacji Google Maps na swoim telefonie, klikając w prostokąt w jej prawym, górnym rogu. Żeby wrócić do opisów poszczególnych miejsc, należy wrócić do przeglądarki i tej strony.
Instytut Głuchoniemych im. ks. Jakuba Falkowskiego
Miejscem rozpoczęcia spaceru jest budynek Instytutu Głuchoniemych im. ks. Jakuba Falkowskiego.
Nie należy on do ostańców, jedynie zawiera w sobie ich fragmenty, ale stanowi dobry punkt wyjścia do historii o przetrwaniu i sile determinacji. Całkiem niedawno zaczęto mówić o historii papierosiarzy – żydowskich dzieci handlujących papierosami w centrum okupowanej Warszawy.
Miejscem rozpoczęcia spaceru jest budynek Instytutu Głuchoniemych im. ks. Jakuba Falkowskiego.
Nie należy on do ostańców, jedynie zawiera w sobie ich fragmenty, ale stanowi dobry punkt wyjścia do historii o przetrwaniu i sile determinacji. Całkiem niedawno zaczęto mówić o historii papierosiarzy – żydowskich dzieci handlujących papierosami w centrum okupowanej Warszawy.
W czasie wojny plac Trzech Krzyży był centralnym punktem dzielnicy. W okolicznych Alejach Ujazdowskich i Alei Szucha Niemcy zaadaptowano okazałe kamienice na mieszkania i urzędy.
Tuż przy kościele św. Aleksandra znajdowała się pętla i przystanek tramwaju numer „0”, którym prawo do podróżowania mieli wyłącznie Niemcy. Przy ulicy Wiejskiej, gdzie dziś mieści się hotel Sheraton, stało kino Apollo, też tylko dla Niemców. Jedynie dla nich były również dwa sklepy, a nieopodal zarezerwowana dla nich restauracja.
W takich okolicznościach grupa dzieci, które uciekły latem 1942 roku z getta handlowała papierosami. Niemcy nie odróżniali ich od polskich. Z grupy dwudziestu kilku papierosiarzy z placu Trzech Krzyży, w tym trzech dziewczynek, wojny nie przeżyło dwóch. Reszta ocalała dzięki solidarności grupy, ale też pomocy Polaków. Najmłodszy Boluś miał sześć lat, najstarszy 16. Stoczyli oni niezwykle heroiczną walkę o życie i zwyciężyli. Przeżyli. Odsłonięcie pamiątkowej tablicy na budynku Instytutu miało miejsce 10 października 2021 roku
Spośród obiektów otaczających dziś plac najstarsze są dwie XVIII-wieczne kamienice. Pierwsza z nich stoi przy Nowym Świecie 1. Druga zachowała się do dziś w niepozornej formie. Wznosi się we wschodniej pierzei placu – włączony w kompleks zabudowań Instytutu Głuchoniemych. Dom jest dużo starszy od Instytutu. O tym, jak prezentowała się ta kamienica u schyłku XVIII w., możemy się przekonać z dwóch zachowanych akwareli Zygmunta Vogla przedstawiających rozdroże Złotych Krzyży. Równie dawne ściany tkwią w murach kamienicy pod numerem 3, u zbiegu Alej Ujazdowskich i ulicy Mokotowskiej.
Willa Pniewskiego
Idąc od Placu Trzech Krzyży ulicą Bolesława Prusa, dochodzimy do Parku im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, po prawej stronie mijamy Skwer Batalionu AK Miłosz i skręcając w lewo w Aleję Na Skarpie dochodzimy do budynków zajmowanych dzisiaj przez Polską Akademię Nauk Muzeum Ziemi.
Jeden z nich to tzw. „Biały Pałacyk” – murowany pałac z kolumnowym gankiem, jednak w kontekście spaceru bardziej interesujący jest drugi zwany willą Pniewskiego.
Idąc od Placu Trzech Krzyży ulicą Bolesława Prusa, dochodzimy do Parku im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, po prawej stronie mijamy Skwer Batalionu AK Miłosz i skręcając w lewo w Aleję Na Skarpie dochodzimy do budynków zajmowanych dzisiaj przez Polską Akademię Nauk Muzeum Ziemi.
Jeden z nich to tzw. „Biały Pałacyk” – murowany pałac z kolumnowym gankiem, jednak w kontekście spaceru bardziej interesujący jest drugi zwany willą Pniewskiego.
Nazwa wzięła się od nazwiska architekta Bohdana Pniewskiego, który mieszkał tu i tworzył do końca swego życia w 1965 roku. Był także odpowiedzialny za przebudowę budynku wzniesionego w około 1781 według projektu Szymona Bogumiła Zuga. Na początku XIX w. budynek był siedzibą Loży Masońskiej Wielkiego Wschodu stąd znany jest czasami jako willa „Loża Masońska”. Budynek ma zwartą, syntetyczną bryłę, wyróżnia go charakterystyczna okładzina z piaskowca oraz inskrypcja zajmująca lewy górny narożnik oznaczająca: „Pnący się przebudował świątynię masonów i zamieszkał w niej”. „Pnący” to oczywiście Pniewski.
W czasie Powstania Warszawskiego w 1944 roku budynek stanowił ważny punkt oporu powstańców toczących zacięte walki w rejonie ulicy Książęcej i Placu Trzech Krzyży. Pozostał po nich niezwykły ślad w postaci utrwalonych na marmurowych schodach plam krwi przelanej przez nieznanego uczestnika walk powstańczych, co zostało potwierdzone w 1978 roku dzięki badaniom ekspertów Instytutu Kryminalistyki i Kryminologii Akademii Spraw Wewnętrznych. Ten niezwykły znak z czasów ostatniej wojny upamiętniony został wewnątrz budynku okolicznościową tablicą.
W 2004, roku z okazji 60. rocznicy powstania warszawskiego, ślady te zostały dla ochrony przykryte szklaną taflą. Aby je zobaczyć trzeba odwiedzić willę w godzinach pracy Muzeum Ziemi, które można sprawdzić na stronie internetowej: www.mz.pan.pl
Kamienica Karskich
Idąc ulicą Stefana Batorego skręcamy w ulicę Wiejską i po prawej stronie z oddali widać kremową elewację z piaskowca oraz zabezpieczone siatkami balkony kamienicy Karskich.
Wzniesiona została, jako trzypiętrowa dla Izaaka Rotberga. W 1907 roku nadbudowano jej ostatnią kondygnację i przebudowano według projektu Władysława Marconiego, autora m.in. hotelu Bristol. W 1918 roku trafiła w ręce rodziny Karskich. Została kupiona przez Michała Karskiego – szambelana papieskiego, kawalera maltańskiego i właściciela dóbr ziemskich Włostów.
Idąc ulicą Stefana Batorego skręcamy w ulicę Wiejską i po prawej stronie z oddali widać kremową elewację z piaskowca oraz zabezpieczone siatkami balkony kamienicy Karskich.
Wzniesiona została, jako trzypiętrowa dla Izaaka Rotberga. W 1907 roku nadbudowano jej ostatnią kondygnację i przebudowano według projektu Władysława Marconiego, autora m.in. hotelu Bristol. W 1918 roku trafiła w ręce rodziny Karskich. Została kupiona przez Michała Karskiego – szambelana papieskiego, kawalera maltańskiego i właściciela dóbr ziemskich Włostów.
Rodzina podróżowała nieustannie pomiędzy Wiejską, a majątkiem we Włostowie. Michał Karski mający poważne problemy z płucami miał zakaz przemieszczania się koleją, stąd na podwórzu kamienicy został wybudowany garaż dla jego samochodu, co było wówczas rzadkością i oznaką zamożności. W trasie towarzyszył mu często syn Szymon oraz zmarły w 2021 roku wnuk Juliusz Karski. To właśnie dzięki jego wspomnieniom wiemy, jak wyglądały losy kamienicy i jej mieszkańców podczas tragicznych dni Powstania Warszawskiego.
Strzelanina na Wiejskiej zaczęła się tuż po godzinie siedemnastej, większość kamienic została bardzo szybko zajęta przez Niemców, którzy niszczyli je i bezlitośnie mordowali ich mieszkańców. Dom przy Wiejskiej 19 zajęty przez Armię Krajową cudem uniknął ostrzelania z ciężkich dział czy bombardowania. Juliusz Karski wspominał, jak jeden z pocisków artyleryjskich zabił kilka królików, które trzymał w klatce na podwórzu. Później m.in. także dzięki nim udało się rodzinie przeżyć 63 dniowe oblężenie. Warunki sanitarne były straszne, brakowało żywności, napełnione wodą wanny i wiadra starczyły jedynie na kilka pierwszych dni walk. Księgozbiór rodzinny posłużył wraz z meblami i płytami chodnikowymi do budowy barykady. Do dzisiaj zachował się wyjątkowy przestrzelony egzemplarz ze śladem po kuli. Wielkie szczęście i ogromna wola życia sprawiły, że kamienica i rodzina przetrwały powstanie. Budynek ucierpiał jedynie we fragmentach elewacji.
Po wyjeździe do Krakowa i Sopotu Karscy powrócili do Warszawy w 1946 roku i wybudowali dwa małe lokale na strychu przy Wiejskiej. W jednym zamieszkali, drugi został wynajęty. Juliusz Karski mieszkał tam aż do 62 roku życia. Rodzina odzyskała prawo własności w 1998 roku, a następnie kamienicę kupił duży dom wydawniczy, który dokonał bardzo udanej adaptacji – odtworzono pierwotny wygląd elewacji, przywrócono jej dawną kremową barwę, odrestaurowano sztukaterie i piece, a także za zgodą konserwatora nadbudowano jedną kondygnację i zabudowano podwórze tworząc wewnętrzny hol.
Kamienica Pod Gigantami
Pozostawiamy historię kamienicy rodziny Karskich ruszamy w stronę Alei Ujazdowskich – ulicy, która wybrukowana była niegdyś drewnianą kostką – żeby zobaczyć jedne z najbardziej charakterystycznych kamienic w mieście.
Pierwsza znajduje się pod numerem 24 i znana jest jako kamienica „Pod Gigantami”. Ponieważ wejście do niej flankują dwie, wysokie na całą kondygnację, potężne, kamienne figury siłaczy.
Pozostawiamy historię kamienicy rodziny Karskich ruszamy w stronę Alei Ujazdowskich – ulicy, która wybrukowana była niegdyś drewnianą kostką – żeby zobaczyć jedne z najbardziej charakterystycznych kamienic w mieście.
Pierwsza znajduje się pod numerem 24 i znana jest jako kamienica „Pod Gigantami”. Ponieważ wejście do niej flankują dwie, wysokie na całą kondygnację, potężne, kamienne figury siłaczy.
Postacie są tym bardziej widoczne, że reszta fasady pozostaje oszczędna w dekoracje. Budynek uznawany jest za jedną z piękniejszych kamienic w stolicy.
Właścicielem budynku był Antoni Strzałecki – malarz i konserwator malarstwa, który wraz z architektem Władysławem Marconim byli autorami projektu zrealizowanego na początku XX wieku. Malarskie wątki widoczne są w dekoracji fasady – na jednym z trzech medalionów przedstawiony został Jan Matejko, jeden z kamiennych gigantów do przepaski biodrowej ma przyczepione pędzle i paletę, a kolejną paletę można dostrzec na płaskorzeźbionej płycinie.
Dom przetrwał wojnę prawie nienaruszony, być może dlatego, że podczas okupacji Niemcy urządzili w reprezentacyjnych apartamentach wojskowe kasyno. Kamienica uniknęła także bombardowania i nie była podpalona.
W latach 90. potomkowie Antoniego Jana Strzałeckiego rozpoczęli starania o odzyskanie budynku. I choć po długim procesie im się to udało, nikt z rodziny nie mieszka w kamienicy „Pod Gigantami”.
Najbardziej reprezentacyjne, wysokie na 5 metrów, pomieszczenie zajmuje dzisiaj restauracja. Chociaż zachowała się spora część wystroju – kominki czy kasetony na suficie, to nie ma śladu po dawnej atmosferze wypełnionej po brzegi osobliwymi przedmiotami, tętniącej życiem kamienicy Strzałeckich. Jako ślad dawnej świetności pozostały jedynie fotografie na których dostrzec można wspaniałe kolekcje malarstwa, mebli czy zbroi do których słabość miał syn Antoniego – Antoni Jan, malarz i twórca szkoły artystycznej w której uczył się m.in. Leon Wyczółkowski.
Kamienica Aleksandra Ławrynowicza
Tuż obok kamienicy „Pod Gigantami” znajduje się budynek w zupełnie innym stylu – neogotyckim.
W Warszawie przetrwało zaledwie kilka domów z cechami tej architektury. Należą do nich: sklepienia krzyżowe, ostrołukowe okna, sterczyny oraz dwukolorowa ceramiczna cegła z zakładu Kazimierza Granzowa z Kawęczyna.
Nazwa Kamienicy pochodzi od nazwiska Władysława Ławrynowicza, który był jej właścicielem do 1908 roku.
Tuż obok kamienicy „Pod Gigantami” znajduje się budynek w zupełnie innym stylu – neogotyckim.
W Warszawie przetrwało zaledwie kilka domów z cechami tej architektury. Należą do nich: sklepienia krzyżowe, ostrołukowe okna, sterczyny oraz dwukolorowa ceramiczna cegła z zakładu Kazimierza Granzowa z Kawęczyna.
Nazwa Kamienicy pochodzi od nazwiska Władysława Ławrynowicza, który był jej właścicielem do 1908 roku.
Kamienicę zaprojektował Józef Pius Dziekoński, pierwszy dziekan Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, współzałożyciel Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Została wzniesiona w 1895 roku, a jej fasada była inspirowana architekturą pałaców weneckich, a także była wynikiem poszukiwań tzw. „stylu narodowego”. Od początku wyróżniały ją liczne zdobienia czyniąc kamienicę jedną z najciekawszych przy Alejach Ujazdowskich.
Dzisiaj na budynku nie ma już widocznych śladów po pociskach, zostały one załatane podczas remontu w latach 70., można powiedzieć, że dom miał szczęście, bo mimo, że był ostrzelany przetrwał Powstanie bez poważniejszych uszkodzeń. Frontowa część kamienicy została podpalona dopiero po jego upadku.
Dzięki zachowanym fotografiom wykonanym w sierpniu i wrześniu 1944 roku wiadomo, że na wysokości kamienicy znajdowała się barykada. Nieopodal, na wysokości wylotu ul. Wilczej do dzisiaj znajduje się właz do kanałów będący w czasie Powstania Warszawskiego drogami łączności Śródmieścia Południowego z Mokotowem. W dniach 26 i 27 września 1944 roku wychodzili nimi ewakuowani z Mokotowa jego obrońcy.
W 2010 roku kamienicę w całkiem dobrym stanie, odzyskali jej spadkobiercy. Szybkiego remontu wymagały jedynie instalacje, dach i okna. W latach 60-tych znajdował się tutaj sklep z pianinami i fortepianami. Swoją siedzibę miał tutaj kiedyś Polski Związek Piłki Nożnej, oraz Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych.
Kamienica Elbingera
Przekraczamy Aleje Ujazdowskie w pobliżu włazu i ulicą Wilczą dochodzimy do ulicy Mokotowskiej.
Pod numerem 65 stoi kamienica nosząca imię swojego właściciela i inwestora Eliasza Elbingera. Historia zabudowań sięga roku 1784, gdy w tym miejscu stała jednopiętrowa kamieniczka, sto lat później rozbudowana o dodatkowe piętro. W 1893 roku Elbinger, jako nowy właściciel, nadał jej kształt, który prawie w całości możemy podziwiać dzisiaj.
Przekraczamy Aleje Ujazdowskie w pobliżu włazu i ulicą Wilczą dochodzimy do ulicy Mokotowskiej.
Pod numerem 65 stoi kamienica nosząca imię swojego właściciela i inwestora Eliasza Elbingera. Historia zabudowań sięga roku 1784, gdy w tym miejscu stała jednopiętrowa kamieniczka, sto lat później rozbudowana o dodatkowe piętro. W 1893 roku Elbinger, jako nowy właściciel, nadał jej kształt, który prawie w całości możemy podziwiać dzisiaj.
Prace związane z rozbudową trwały około 8 lat. Najpierw powstała druga oficyna poprzeczna i przylegające do niej cztery oficyny boczne, ulokowane wzdłuż drugiego i trzeciego podwórza, na końcu zmodernizowano budynek frontowy. W efekcie prac powstał rozległy zespół czteropiętrowych budynków wśród których znalazło się miejsce dla kilkudziesięciu mieszkań o różnym standardzie z zachowaniem zasady, że te najbardziej luksusowe znajdują się we frontowym budynku, a skromniejsze w oficynach bocznych.
Dziesięć lat później, po śmierci Elbingera kamienicę przejęła wdowa po Eliaszu, Fajga oraz ich dziewięcioro dzieci. Mimo, że budynek nie ucierpiał podczas wojny, rodzina Elbingerów nigdy nie wróciła do domu. Kolejne dewastacje zmieniły jego wygląd. Po 1945 roku rozebrano kilka oficyn, a w 1964 zniszczono ozdobne elementy na elewacji. Skuto tynki i dekorację fasady oraz zdemontowano część balkonów.
Pierwsza renowacja miała miejsce w latach 2012-2013, kiedy to przywrócono wygląd kamienicy frontowej oraz kilku oficyn bocznych. Fasada została odtworzona na wzór oryginalnej z 1904 roku. Odtworzono również wspaniałe balkony, które różnią się w zależności od poziomu. W przejeździe bramnym prowadzący do kamienicy zachowały się odboje w kształcie krasnali oraz drewniane drzwi z przedsionka z motywem lwich głów, który to powtarza się w zdobieniach kamienicy kilkukrotnie.
Podwórko kryje w sobie osobliwą pamiątkę z czasów okupacji – ufundowaną przez mieszkańców – kapliczkę, która służyła jako ołtarz oraz miejsce spotkań na wspólnej modlitwie podczas godziny policyjnej. Kapliczka jest widoczna z bramy do kamienicy, wyróżnia się na tle nieotynkowanych ceglanych ścian, bardzo dobrze zachowana nosi w sobie historię przetrwania i wszystkich wieczorów spędzonych w wielkim niepokoju na modlitwie.
Kamienica Wiktora Bychowskiego
Kierujemy się ulicą Mokotowską w stronę Placu Zbawiciela. Na skrzyżowaniu z ulicą Wilczą pod numerem 61 stoi okazała, narożna kamienica.
Zbudowano ją dla Wiktora Bychowskiego w latach 1910 – 1912. Prawdopodobnie architektem był Marian Kontkiewicz. Zadbał on nie tylko o ciekawy wygląd, ale także zastosował wiele nowoczesnych rozwiązań ułatwiających życie, takich jak: centralne ogrzewanie, gazowe kuchnie oraz fornirowaną mahoniem windę.
Kierujemy się ulicą Mokotowską w stronę Placu Zbawiciela. Na skrzyżowaniu z ulicą Wilczą pod numerem 61 stoi okazała, narożna kamienica.
Zbudowano ją dla Wiktora Bychowskiego w latach 1910 – 1912. Prawdopodobnie architektem był Marian Kontkiewicz. Zadbał on nie tylko o ciekawy wygląd, ale także zastosował wiele nowoczesnych rozwiązań ułatwiających życie, takich jak: centralne ogrzewanie, gazowe kuchnie oraz fornirowaną mahoniem windę.
W 1935 roku to była jedna z bardziej ekskluzywnych kamienic z komfortowymi mieszkaniami, kryształowym żyrandolem w bramie i zatrudnionym na stałe windziarzem. Jednak nie każda rodzina korzystała w pełni z tych udogodnień. Wiele z nich mieszkało w niedużych pomieszczeniach w suterenach ze wspólną łazienką i toaletą w podwórzu. Od początku w budynku mieściło się wiele sklepów i zakładów usługowych, a w latach 1919 – 1939 swoją siedzibę miało tu Państwowe Gimnazjum Żeńskie im. Narcyzy Żmichowskiej.
We wrześniu 1939 roku w kamienicę uderzyły dwie bomby – jedna burząca, druga zapalająca w wyniku czego spłonęły książki, dokumenty i wyposażenie gimnazjum. Mieszkańcy kamienicy wspominali kolektywną akcję gaszenia, a także usuwania gruzu, który sięgał do pierwszego piętra. 1 września 1944 roku ulicę zajęli powstańcy. Mieszkańcy po raz kolejny zaangażowali się do wspólnego działania – budowania barykad ochraniających wejście do kamienicy, wielu i wiele z nich włączyło się czynnie w walkę jako sanitariuszki czy pomocnicy powstańców.
Po wojnie budynek został przejęty przez spółdzielnię budowlano-mieszkaniową, napłynęli nowi lokatorzy, w każdym pokoju zamieszkała inna rodzina, odbudowano najwyższe kondygnacje, życie do kamienicy powróciło, ale już w zupełnie innym kształcie.
Wilcza 8
Wilcza należy do najlepiej zachowanych ulic dawnej Warszawy.
Ominęły ją bombardowania podczas Powstania Warszawskiego, nie toczyły się tutaj ostre walki, a podczas kapitulacji nie została w całości spalona przez Niemców. Większość zniszczonych kamienic została odbudowana.
Dlatego też Wilcza może dawać wyobrażenie o warszawskim śródmieściu sprzed wojny.
Wilcza należy do najlepiej zachowanych ulic dawnej Warszawy.
Ominęły ją bombardowania podczas Powstania Warszawskiego, nie toczyły się tutaj ostre walki, a podczas kapitulacji nie została w całości spalona przez Niemców. Większość zniszczonych kamienic została odbudowana.
Dlatego też Wilcza może dawać wyobrażenie o warszawskim śródmieściu sprzed wojny.
Jedną z najwyższych kamienic jest ta mieszcząca się pod numerem 8, która liczy 8 pięter. Ostatnia kondygnacja ukryta jest w mansardowym dachu. Budynek powstał w 1907 roku, prawdopodobnie jego projektantami byli działający razem architekci: Józef Napoleon Czerwiński – autor wielu luksusowych kamienic w Warszawie oraz Wacław Heppner. Elewacja jest połączeniem form barokowych z wczesnym modernizmem, warto podkreślić jej dynamikę, zróżnicowane okna, balkony i wieńczący całość szczyt.
Kamienica przeszła remont w 2013 roku i dzisiaj podziwiać można odnowioną elewację, sztukaterie w bramie, marmurowe schody i kapliczkę pamiętającą modlitwy z czasów okupacji.
Jedno z mieszkań należało do rodziny Edmunda i Józefy Boboli. Ich córka dobrze pamięta życie przy Wilczej oraz mieszkanie dentystki na pierwszym piętrze w którym spędzili większość nalotów. Podczas Powstania Elżbieta miała 7 lat, na Starówce w batalionie „Łukasiński” walczył jej brat Edmund, a trzy siostry zostały sanitariuszkami w Śródmieściu. Wspominała brak gazu i elektryczności, ujęcie wody na Wilczej 6, braki żywności oraz charakterystyczny zapach karbidu. Przeżyli dzięki dwóm stukilogramowym workom pszenicy i beczce kiszonej kapusty.
Kamienica przy Wilczej 8 przetrwała bombardowania, ucierpiała jedynie boczna ściana i dach. Mieszkańcy wrócili do niej w lutym 1945 roku, a po gruzach sąsiednich kamienic można było zjeżdżać na sankach.
Kamienica Lubomirskich
Z ulicy Wilczej skręcamy w Kruczą i dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Nowogrodzką, to tutaj stoi narożna kamienica, którą zbudowano w 1893 roku według projektu architektonicznego Franciszka Braumana.
Trzypiętrowy budynek wyróżniał się wówczas bogactwem dekoracji zarówno fasad, jak i wnętrz. Dwa lata później kamienicę kupił książę Stanisław Lubomirski, a w latach dwudziestych XX wieku w posiadanie budynku weszła księżna Zofia Czartoryska.
Z ulicy Wilczej skręcamy w Kruczą i dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Nowogrodzką, to tutaj stoi narożna kamienica, którą zbudowano w 1893 roku według projektu architektonicznego Franciszka Braumana.
Trzypiętrowy budynek wyróżniał się wówczas bogactwem dekoracji zarówno fasad, jak i wnętrz. Dwa lata później kamienicę kupił książę Stanisław Lubomirski, a w latach dwudziestych XX wieku w posiadanie budynku weszła księżna Zofia Czartoryska.
Działania jej córki – Anieli Marii Elżbiety Woronieckiej z domu Czartoryskiej dokumentuje tablica z przejścia bramnego od ulicy Nowogrodzkiej o treści:
„W tym miejscu podczas bombardowań Warszawy w latach II wojny światowej, przed obrazem Matki Bożej z Jasnej Góry, modlili się mieszkańcy tej kamienicy. Obraz zniosła ze swojego mieszkania i umieściła w bramie świętej pamięci Aniela z Czartoryskich Korybut-Woroniecka, odznaczona w 2011 r. przez Instytut Yad Vashem w Izraelu tytułem „Sprawiedliwa wśród Narodów Świata”. W tym domu z narażeniem życia swojego i rodziny, w latach 1939-1945, udzielała schronienia Żydom, ratując ich od śmierci z rąk Niemców. Wśród morza ruin, budynek przetrwał wojnę”.
Kamienica po wojnie straciła wystrój elewacji. Komunistyczna władza doprowadziła do skucia zdobień i pokrycia ścian gładkimi tynkami. Pozostałości dawnych zdobień zachowały się na szczęście wewnątrz: szerokie marmurowe schody z kutą balustradą, rzeźbione portale prowadzące do mieszkań, a na ostatnim piętrze klatki schodowej polichromie na suficie.
Ciekawostkę stanowi fakt, że w latach siedemdziesiątych XX wieku kamienica przeżyła dni sławy. Grała dom Łęckich w filmie „Lalka”, kręconym przez Ryszarda Bera. Przygotowania trwały bardzo długo – w bramie pojawiły się nowe freski, na podwórku zbudowano nigdy nie istniejącą pralnię, ściany zostały odmalowane, ale tylko do wysokości 1 piętra, szczęśliwie dla mieszkańców naprawiono drzwi do klatki schodowej; jednak poważniejszy remont budynek ominął. Przeprowadzono go dopiero w latach 90.
Wilcza 22
Dochodzimy do ulicy Wilczej 22.
Kamienica zachwyca wyglądem elewacji – zdobią ją hermy podtrzymujące wykusze, ozdobne płaskorzeźby i balustrady balkonów, a także wyjątkowe wzory z cegły ceramicznej. Niegdyś hermy obojga płci stanowiły dekorację co najmniej kilkudziesięciu budynków południowego Śródmieścia. Wojnę przetrwały nieliczne.
Dochodzimy do ulicy Wilczej 22.
Kamienica zachwyca wyglądem elewacji – zdobią ją hermy podtrzymujące wykusze, ozdobne płaskorzeźby i balustrady balkonów, a także wyjątkowe wzory z cegły ceramicznej. Niegdyś hermy obojga płci stanowiły dekorację co najmniej kilkudziesięciu budynków południowego Śródmieścia. Wojnę przetrwały nieliczne.
Po lewej stronie od bramy uwagę przykuwa tablica będąca pamiątką po odręcznym napisie z 1945 roku: „Dom sprawdzono. Min nie ma”, który jeszcze dziesięć lat temu był szczątkowo widoczny. Dzisiaj odwzorowane słowa są śladem przetrwania, a w zasadzie powrotu mieszkańców kamienicy do sprawdzonego przez saperów budynku.
Powstał on w 1884 roku jako dzieło dwójki architektów: Aleksandra Woyde oraz Karola Kozłowskiego w stylu francuskiego neoromantyzmu. Ze względu na niezwykle bogatą dekorację elewacji, która niestety nie zachowała się w całości do dzisiaj, budynek został opisany w przedwojennym przewodniku po Warszawie.
Od urodzenia w 1930 roku mieszkał tutaj historyk profesor Henryk Samsonowicz. Przed wojną cała kamienica należała do jego dziadków, a on sam zajmował wraz z rodzicami mieszkanie na trzecim piętrze. 20 września 1939 roku rodzina przeniosła się do bezpieczniejszego – piętro niżej, a tego samego wieczoru dwa pociski artyleryjskie uderzyły w najwyższą kondygnację niszcząc mieszkanie. W okresie okupacji w salonie Samsonowiczów organizowano spotkania szkoleniowe, tutaj też wracał do zdrowia brat profesora – Andrzej, porucznik AK, pseudonim „Xiążę” – ranny po likwidacji posterunku żandarmerii w Wilanowie. Poważnie uszkodzona kamienica przetrwała wojnę, jej mieszkańcy powrócili w styczniu 1945 roku, profesor Samsonowicz miał wówczas 15 lat.
Po upaństwowieniu budynku zaczęła się jego regularna dewastacja – niestety zniszczeniu uległy wyjątkowe dekoracje klatek schodowych – figury chłopców w czapkach posłańców trzymających w rękach lampy, a także olbrzymie tremo czyli ogromne lustro w ozdobnych ramach znajdujące się na półpiętrze.
W latach 50. rodzina odzyskała budynek w stanie kompletnej ruiny, został sprzedany i dzisiaj jest przykładem nielicznych kamienic w Warszawie, które przeszły remont i nie zostały pozbawione funkcji mieszkalnej. Na uwagę zasługuje piękna stiukowa dekoracja wewnątrz bramy: maszkarony i tańczące nimfy, marmurowe schody, mozaika na podłodze, a także nowoczesne rozwiązania jak zewnętrzna, przeszklona winda.
Marszałkowska 62
Opuszczamy kameralną ulicę Wilczą skręcając w lewo w Marszałkowską.
Tutaj pod numerem 62 zachował się dom nieznacznie tylko uszkodzony w trakcie wojny. Natomiast przebudowany w 1946 roku, gdy stracił trójkątne zakończenie ostatniej kondygnacji oraz większość balkonów. Kamienica została wzniesiona pod koniec XIX wieku dla Wiktoryna Kosmowskiego.
Opuszczamy kameralną ulicę Wilczą skręcając w lewo w Marszałkowską.
Tutaj pod numerem 62 zachował się dom nieznacznie tylko uszkodzony w trakcie wojny. Natomiast przebudowany w 1946 roku, gdy stracił trójkątne zakończenie ostatniej kondygnacji oraz większość balkonów. Kamienica została wzniesiona pod koniec XIX wieku dla Wiktoryna Kosmowskiego.
Początkowo miała cztery piętra, ale w 1912 roku dobudowano jeszcze dwa, co sprawiło, że była jedną z najwyższych w okolicy. Fasada kamienicy dzisiaj jest dość skromna, ale na uwagę zasługują kolumny w przejściu bramnym, które ozdabiają monumentalne postacie nagich kobiet. Na środku podwórka do dziś stoi duża figura Matki Boskiej –ślad okupacji.
W sierpniu 1944 roku powstańcy zajęli większą część południowego śródmieścia, w pobliżu kamienicy przy Mokotowskiej 62 toczyły się ciężkie walki, w budynku działał lazaret, na podwórku zbierały się oddziały schodzące z bezpośredniej walki. Wieczorami przed kapliczką odbywały się nabożeństwa. Do sąsiednich kamienic można było dostać się przez piwnice między którym zostały wykute przejścia. Niemcy zdołali zniszczyć jedynie przylegające do kamienicy oficyny. Jej bryła pozostała nienaruszona.
Po wojnie ulica z powodu zachowania jedynie parterowych domów, zwana była parterową Marszałkowską, ale nie trwało to długo, ulicę poszerzono i zaczęto wznosić budynki Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej. Kamienica przetrwała jako jedna z nielicznych.
Marszałkowska 60
Sąsiednia kamienica nr 60 w trakcie odbudowy została pozbawiona większości dekoracji fasady, oryginalne pozostawiono jedynie dwa balkony pierwszego piętra.
Jednak najciekawsza historia wiąże się z osobliwą pamiątką z czasów bombardowania 11 września 1944 roku. Jest nią obraz Chrystusa Miłosiernego narysowany przez Pereca Willenberga ukrywającego się tutaj potajemnie podczas Powstania Warszawskiego artysty plastyka, jednego z najbardziej cenionych malarzy fresków synagogalnych w 20-leciu międzywojennym.
Sąsiednia kamienica nr 60 w trakcie odbudowy została pozbawiona większości dekoracji fasady, oryginalne pozostawiono jedynie dwa balkony pierwszego piętra.
Jednak najciekawsza historia wiąże się z osobliwą pamiątką z czasów bombardowania 11 września 1944 roku. Jest nią obraz Chrystusa Miłosiernego narysowany przez Pereca Willenberga ukrywającego się tutaj potajemnie podczas Powstania Warszawskiego artysty plastyka, jednego z najbardziej cenionych malarzy fresków synagogalnych w 20-leciu międzywojennym.
Rysunek podpisany jest nazwiskiem Karol Baltazar Pękosławski, czyli fałszywym nazwiskiem Willenberga, którego używał w czasie wojny. Dzisiaj o obrazie informuje tablica na bramie do kamienicy, natomiast jej mieszkańcy niegdyś wierzyli, że ocalała ona bombardowanie właśnie dzięki obecności obrazu.
Dzisiaj budynek znajduje się w bardzo złym stanie, malowidło znajdujące się na stropie korytarza piwnicznego w oficynie jest zabezpieczone przez zniszczeniem i osłonięte płytą wiórową. Kopia malowidła znajduje się na wystawie stałej w Muzeum Powstania Warszawskiego. Trwają starania o przeprowadzenie konserwacji rysunku, a także renowację kamienicy.