fbpx

Używamy plików cookies do zbierania informacji dotyczących korzystania z serwisu Muzeum Warszawy i jego oddziałów. W każdej chwili możesz zablokować obsługę plików cookies w swojej przeglądarce. Pamiętaj, że zmiany ustawień w przeglądarce mogą ograniczyć dostęp do niektórych funkcji stron internetowych naszego serwisu.

pl/en
Aktualności

26.05.2021 / Aktualności, Działalność edukacyjna, Muzeum Woli, Spacery warszawskie

Wesoła wyprawa do wolskiego lasu

Wesoła wyprawa do wolskiego lasu

Zapraszamy do lasu! Może i niewielkiego, może i młodego, ale to jednak zawsze skarb dla mieszkańców wielkiego miasta.

Lasek na Kole został posadzony przed wojną, w ramach nasadzeń na nieużytkach miejskich. Chciano w ten sposób stworzyć miejsca wypoczynku dla mieszkańców Warszawy i poprawić estetykę okolicy. I chyba się udało!

W lesie dominuje sosna, robinia akacjowa i dąb czerwony. Drzewa są młode, ale ponieważ jest to las miejski nastawiony na ochronę krajobrazu, a nie pozyskanie drewna, to możemy tu zobaczyć więcej krzywych i martwych drzew na hektar lasu, niż w niejednej Puszczy. Podczas spaceru będziemy się skupiać na najmniejszych mieszkańcach lasu – owadach, wijach i pająkach, ale spojrzymy też na ptaki i wiewiórki.

Trasa składa się ze ścieżki przyrodniczej z nagraniami przygotowanymi przez edukatora Grzesia Stopę. Część przyrodnicza oznaczona jest na mapie kolorowymi pinezkami. 

Na spacer możesz spokojnie wybrać się ze swoim czworonożnym przyjacielem.

Jak dojechać?

Do miejsca startu najłatwiej dojechać autobusem lub tramwajem i wysiąść na przystanku Deotymy 1 lub 2. Samochód można zaparkować wzdłuż ulicy E. Dahlbergha, na końcu której zaczyna się spacer. 

Czas trwania: 1-1,5h

Dla kogo: dla nieustraszonych młodych odkrywców i ich trochę starszych towarzyszy

Jak się przygotować:

-weź ze sobą słuchawki, naładowany telefon i powerbank
-załóż wygodne, wodoodporne buty lub kalosze 

I ruszaj!

Pinezkom na mapie odpowiadają kolory przy nazwach nad nagraniami. Mapę można otworzyć w aplikacji Google Maps na swoim telefonie, klikając w prostokąt w jej prawym, górnym rogu. Żeby odsłuchać nagrań należy wrócić do przeglądarki i tej strony.

Wstęp

Nazwa Lasku na Kole nawiązuje do nazwy dzielnicy w której się znajduje. Pochodzi ona od Koła Rycerskiego tj. miejsca na terenie pola elekcyjnego, w którym stawało zgromadzenie posłów ziemskich.

Lasek na Kole oprócz bogactwa przyrodniczego kryje kilka ciekawostek, największą z nich są tajemnicze ruiny, ze wschodu na zachód przecina go linia kolejowa, którą dzisiaj jeżdżą głównie pociągi towarowe. Na jego terenie znajdują się leśne place zabaw, ścieżka przyrodnicza, a tablica informacyjna nazywa Lasek Uroczyskiem.

Martwa sosna

Przyjrzyjcie się proszę tej martwej sośnie tutaj stojącej. Ona nie ma już kory, za to cały pień jest pokryty takim brązowym proszkiem, który układa się w ślad korytarzy.

Ten proszek to są odchody. Tak, ale nie bójcie się, możecie je spokojnie dotknąć ponieważ to jest głównie celuloza. Taka celuloza z której np. zrobiony jest papier. I to są odchody chrząszcza, który żywił się łykiem tego drzewa. Łykiem, czyli tkanką, którą drzewo przemieszcza substancje odżywcze wyprodukowane w liściach w dół do korzeni, żeby je nakarmić. Była to larwa jakiegoś dużego zwierzęcia np. chrząszcza z rodziny bogatkowatych.

Nie był to natomiast kornik, a często nazywamy wszystkie zwierzęta żywiące się martwymi drzewami kornikami. Tymczasem korniki po pierwsze atakują żywe drzewa i je zabijają, po drugie są to bardzo małe chrząszcze, które budują pewien rodzaj korytarzy i zdecydowanie nie jest tak, że wszystkie zwierzęta, które żyją w drzewach martwych lub zamierających są kornikami. Zdecydowanie kornikami nie są chociażby te owady, które niszczą drewno konstrukcyjne lub meble w naszych domach. To są albo kołatki, jeśli mamy do czynienia z bardzo małymi zwierzętami wytwarzającymi malutkie dziurki w drewnie, albo spuszczele, jeśli te dziurki są większe.

Ruiny w Lasku na Kole

Tajemnicze ruiny były rozmaicie interpretowane. Wiodące teorie były dwie i wygląda na to, że słuszna jest koncepcja mówiąca o tym, że są to pozostałości miejsca na organizowanie półkolonii.

Przed wojną i w trakcie okupacji funkcjonował na terenie Warszawy Stołeczny Komitet Pomocy Dzieciom i Młodzieży. I właśnie on podjął decyzję, żeby w Lasku na Kole powstał budynek w kształcie dużej litery „T”, budynek biura, toalety oraz basen, który miał zastępować rzekę czy jezioro. Obiekt udostępniono w 1938 r. a obsługiwać miał ponad 1000 dzieci. Działał na pewno do końca lipca 1944 r. Do półkolonii prowadziła droga od strony Drewnianego Koła, a pozostałości po niej można do dzisiaj dojrzeć pod warstwą ściółki leśnej.

Martwa brzoza

Stoimy w miejscu w którym są dwie martwe brzozy, a jak już wiecie z moich spacerów martwe drzewa to jest bardzo interesujące środowisko życia wielu zwierząt i innych organizmów.

Po pierwsze możecie zobaczyć jak spomiędzy kory, jednej z tych brzóz, wyrastają owocniki grzybów. Wygląda to jak taka zastygnięta śmietana, ale widać, że jest to grzyb dlatego, że jeżeli się przyjrzymy mu uważniej, to zobaczymy wiele niteczek wyrastających z tego grzyba. To jest ta warstwa w owocniku grzyba z której powstają zarodniki, a więc to, co wystaje tutaj ponad korę to jest tak naprawdę owocnik tego grzyba czyli coś co odpowiada np. prawdziwkowi, którego zbieramy jesienią w lesie, natomiast grzybnia, która żywi się tym drzewem znajduje się pod korą i wyjada składniki odżywcze znajdujące się w pniu.

Kolejna rzecz na którą można zwrócić uwagę to, że ta kora pokryta zielonym osadem z glonów jest cała porysowana, tak jakby ktoś wziął jakiś gwóźdź czy szpikulec i dokładnie porysował całą jej powierzchnię. Nie sądzę żeby to była sprawka jakiegoś chuligana, to raczej ptaki, które wędrowały po tej korze w poszukiwaniu owadów żyjących pod korą. Co to mogły być za ptaki? Obstawiam dzięcioły, kowalika, albo pełzacza leśnego lub ogrodowego. To są ptaki, które wędrują po korze drzew w poszukiwaniu owadów.

Jeśli spojrzycie pod nogi, to zobaczycie również opadnięte gałęzie tych brzóz i warto się nad nimi pochylić i zobaczyć jak wygląda drewno, które jest całkowicie spróchniałe. To próchno to jest właśnie efekt działania grzybów, które wyjadły to co było do wyjedzenia w tym drewnie i w efekcie to drewno zrobiło się takie miękkie i zmieniło też kolor.

Przyjrzyjcie się też korze, kora brzozowa jest bardzo cienka, jak papier i można to wykorzystać do chociażby rozpalania ognia, bo jest bardzo łatwopalna. To jest z resztą strategia tego drzewa, ponieważ brzoza rośnie bardzo szybko i pożary w lesie wytwarzają przestrzenie w których takie brzozy, gatunek pionierski mogą wyrosnąć. Zatem łatwopalność kory brzozy może być w tym przypadku jej adaptacją do środowiska.

Ptaki drapieżne i wrony

Nawet w tak niewielkim lasku, jak Lasek na Kole można spotkać ptaka drapieżnego. No i właśnie w tym miejscu widziałem grupę wron przeganiających myszołowa.

Wrony bardzo skutecznie współdziałają i współpracują w odganianiu obcych, niebezpiecznych ptaków. Podobną sytuację widziałem nie tak dawno na ulicach Mokotowa, gdzie krogulec właśnie upolował gołębia i siedział sobie nad jego zwłokami próbując się dostać do smacznego mięsa, kiedy to grupa sześciu wron, zanurkowała i rzuciła się na niego przeganiając go od jego zdobyczy.

Te ptaki drapieżne, które mają w bród pokarmu w Warszawie, bo jest tutaj naprawdę wiele zwierząt na które można polować, jednocześnie mają tutaj rzeczywiście dosyć trudne życie, bo ptaki krukowate, do których należą wrony, wykorzystują swoje zdolności do współpracy w przeganianiu i utrudnianiu życia drapieżnikom.

Zdjęcie. Myszołów w locie na tle drzew.
Krogulec

Wiązy

W tej części lasu możemy spotkać wiązy, a tak dokładniej wiąz szypułkowy. Rozpoznacie je po bardzo specyficznych, charakterystycznych korzeniach, które są takie spłaszczone i bardzo szeroko rozchodzą się od pnia w kierunku ziemi.

Te drzewa rzadko widujemy w lasach. Jest to spowodowane tym, że na początku XX wieku wiązy zaczęły masowo obumierać z powodu choroby, którą nazwano „holenderską chorobą wiązów” bądź grafiozą. Ta choroba jest powodowana przez grzyba, który pochodzi z centralnej Azji, który w jakiś sposób dotarł do Europy i zaczął masowo zabijać wiązy.

Skąd ten grzyb się w tych wiązach bierze? No on jest przenoszony przez owady, przez chrząszcze z rodziny kornikowatych, które nazywamy ogłodkami i te ogłodki, tak, jak i inne korniki żyją w łyku drzew. Podobnie jak i wiele innych gatunków korników, ogłodki tak naprawdę żywią się w dużej mierze grzybami, strzępkami grzybów, a nie samymi tkankami roślinnymi.

W tym przypadku tym grzybem, którym żywią się ogłodki jest między innymi grzyb, który zabija wiązy. Ten grzyb ma lepkie zarodniki, które przyklejają się do ciała korników i wtedy, kiedy one wylatują w poszukiwaniu kolejnych drzew do zainfekowania przenoszą razem ze sobą takiego pasażera na gapę, którym one się żywią, ale który jednocześnie zabija drzewo, które jest niezbędne tym kornikom do życia.

Na szczęście ostatnimi czasy grafioza trochę wyhamowała, a poza tym zwiększa się liczba w naszych lasach wiązu górskiego, który jest stosunkowo na grafiozę odporny. No i dobrze, bo to zawsze jednak miło, kiedy w lesie spotyka się różnorodność drzew.

Jemioła

Stoimy przed grupą drzew, które są porośnięte jemiołą. Zastanawialiście się kiedyś skąd się ta jemioła bierze na drzewach? Jemioła to jest pasożytnicza roślina, która swoimi korzeniami pobiera wodę oraz substancje odżywcze z drzew, ale w jakiś sposób ta roślina musi się najpierw na tych gałęziach znaleźć.

Tutaj pomagają jej ptaki, które bardzo lubią owoce jemioły, które są słodkie, ale one również są bardzo lepkie i wtedy, kiedy ptak naje się tych owoców, to próbuje się pozbyć tego lepiszcza z dzioba i bardzo często wyciera dziób w gałęzie drzewa na którym siedzi. W efekcie przenosząc nasiona, których nie zjadł, na gałąź, która jednocześnie podczas tego wycierania jest też nacinana, w związku z czym łatwiej jest później tej nowej roślinie, nowej jemiole, wniknąć w taką rankę korzeniem.

Wiewiórki

W tym miejscu opowiem Wam o wiewiórce, dlatego, że właśnie tutaj podczas mojego spaceru po Lasku na Kole je spotkałem. Żywią się przede wszystkim nasionami różnych roślin, orzechami.

Gryzonie zjadając nasiona roślin, wymuszają na roślinach produkcję ich nadmiaru. Rośliny dostosowują się do tej sytuacji w taki sposób, że od czasu do czasu zwiększają liczbę nasion, tak, żeby gryzonie nie były w stanie ich przejeść wszystkich. One wtedy jeśli taki rok jest obfity w ziarna zakopują część potencjalnego jedzenia w spiżarniach, a niestety często o nich zapominają i to może zostać wykorzystane, jako swego rodzaju ewolucyjna strategia drzew. Tak robi np. dąb, że od czasu do czasu zwiększa liczbę produkowanych żołędzi, wtedy wiewiórki i inne gryzonie zakopują znaczną część tych żołędzi w spiżarniach, zapominają gdzie się te żołędzie znajdowały no i wtedy te żołędzie mogą wykiełkować dając nowe pokolenie drzew. Takie zsynchronizowane zwiększenie produkcji nasion obserwujemy w naturalnych, mało zaburzonych kompleksach leśnych np. w Puszczy Białowieskiej.

Wiewiórka ruda, nasza pospolita wiewiórka, na zachodzie Europy jest wypierana przez północnoamerykańską wiewiórkę szarą, która przenosi pasożyta wiewiórek, na który sama jest odporna, ale który zabija wiewiórki rude. Wiewiórka szara też znacznie lepiej radzi sobie z zapamiętywaniem gdzie zakopała swoje skarby. No byłoby szkoda gdyby to zwierzątko zniknęło, zaczęło znikać również z Polski, ale na razie wiewiórka szara do Polski nie dotarła i rudej wiewiórce nie zagraża.

Zdjęcie wiewiórki szarej
Wiewiórka szara

Wiesiołek

Idąc wzdłuż ścieżki przy torach możecie zwrócić uwagę na zeszłoroczne łodygi, które pewnie w pierwszym odruchu uznalibyście za niezbyt interesujące. Jeśli w nie stukniecie to wypadają z nich dziesiątki, albo i setki nasion.

To są łodygi wiesiołków, które w zeszłym roku pięknie kwitły na żółto. Jeżeli z kolei słuchacie tego nagrania latem, no to spotkacie tutaj piękne, żółte wiesiołki właśnie rozkwitające. Wiesiołki są bardzo interesujące ze względu na swoje interakcje ze zwierzętami. Oprócz tego, że ich łodygi działają jak katapulty i dzięki temu zwierzęta mogą je potrącać i pomagać roślinie w rozsiewaniu, to również w zapylaniu niezbędne są wiesiołkom owady. Przy czym dla każdej rośliny najbardziej niekorzystna jest taka sytuacja w której te zapylające owady przeniosą jej pyłek na kwiaty jakiegoś zupełnie innego gatunku i wtedy ten pyłek się marnuje.

Zatem, w interesie rośliny jest przywabianie jak najbardziej wyspecjalizowanych gatunków, które z największym prawdopodobieństwem polecą na inny wiesiołek, a nie dajmy na to na różę albo krwawnik. Wiesiołki wybierają swoich zapylaczy w ten sposób, że ich kwiaty otwierają się głównie bardzo wczesnym rankiem oraz wieczorem, kiedy jedynie niewielka grupa gatunków lata jeszcze od kwiata do kwiata, więc prawdopodobieństwo, że one o takiej późnej porze polecą właśnie na wiesiołek jest znacznie wyższe.

Ponad to dla roślin bardzo niekorzystne jest również marnowanie nektaru i substancji odżywczych, które w tym nektarze się znajdują, dlatego, że taki nektar jest bardzo słodki i drogi w wyprodukowaniu. Co robią wiesiołki? Kiedy w okolicy kwiatu zaczynają latać owady zapylające wytwarzają one drgania powietrza, które wprowadzają płatki wiesiołka w drgania również, a to z kolei jest w pewnym sensie słyszane przez roślinę i ona wtedy zwiększa koncentrację cukru w nektarze nawet o dwadzieścia procent. Jeżeli natomiast wyrwiemy wiesiołkowi płatki, to one nie drgają wtedy, roślina nie słyszy brzęczenia owadów i nie zwiększy ilości cukru w nektarze. Zatem jak widzicie wiesiołek jest świetnym przykładem na to, jak w przyrodzie wszystko jest zoptymalizowane żeby nic się nie marnowało.

Kwitnący wiesiołek

Ściółka

W pewnym miejscu, może tutaj, a może kawałek dalej, wszystko jedno, warto pochylić się, przykucnąć albo usiąść – popatrzeć i poczuć co też tam w tej ściółce żyje, bo to jest cały mikroświat. Mikrokosmos w którym żyje mnóstwo różnych istot mniejszych i większych.

Ja akurat oglądam teraz tę ściółkę wczesną wiosną. To co widzę to mnóstwo liści dębu czerwonego. Jego liście są bardzo twarde w związku z czym też powoli się rozkładają. Na wielu z tych liści możecie zobaczyć takie białe niteczki – to są strzępki grzybów. To one właśnie te liście rozkładają.

Oprócz liści możecie też znaleźć wiele żołędzi tego dębu, niektóre z nich właśnie teraz kiełkują. Łupinki tych owoców pękają, a spomiędzy tych pęknięć wychodzi kiełek. Inne żołędzie z kolei są popękane i wypełnione czarnym lub brązowym proszkiem, a często też tymi białymi strzępkami grzybów i to są te żołędzie, które zostały zainfekowane. Owady jakieś złożyły tam jaja, albo wniknęły do środka grzyby i z nich już żadne nowe drzewa nie wyrosną. W ściółce możecie też znaleźć przeróżne bezkręgowce np. chrząszcze biegacze – takie spore, błyszczące, czarne chrząszcze, które bardzo szybko biegają, które polują na różnych, innych mieszkańców ściółki.

Możecie też naleźć pająki z rodziny pogońcowatych, które również biegają polując na swoje ofiary i wcale nie budują pajęczyn. Znajdziecie tutaj wije dwuparce, które żywią się opadniętymi liśćmi i często stają się ofiarami tych poprzednich gatunków, a także możecie znaleźć ślady większych zwierząt np. wyloty korytarzy kopanych przez krety i nornice.

Jednakże zwierzakiem, którego najczęściej możecie tutaj spotkać w ściółce są skoczogonki i one są naprawdę strasznie małe. Musicie, trzeba przyzwyczaić wzrok trochę do patrzenia na takie niewielkie obiekty, żeby je dostrzec, ale kiedy już je dostrzeżecie to zobaczycie, że ich jest pełno, jak się odsłania liście, to natychmiast odskakują dziesiątki takich maleńkich robaczków. To są stawonogi, pozbawione skrzydeł, które mają sześć nóg, w zawiązku z czym zalicza się je do owadów. Potrafią bardzo szybko i daleko skakać. Potrafią skoczyć na kilkadziesiąt długości swojego ciała, są jednymi z najlepszych skoczków wśród zwierząt, a robią to dzięki takiej specjalnej zapadce, którą mają schowaną między odnóżami, która daje im możliwość takiego spektakularnego wyskoku.

Oprócz przyglądania się tym różnym niezwykłym mieszkańcom i ich śladom w ściółce, warto też po prostu tę ściółkę podotykać i powąchać, a może nawet i posłuchać i zobaczyć czy czegoś tam nie usłyszycie.