29.12.2020 / Aktualności, Barbakan, Spacery warszawskie
Sekretne życie staromiejskich zwierząt
Śródmieście może się wydawać rejonem niezbyt przyjaznym dzikim zwierzętom, ale to jedynie pozory.
Wybierając się z nami na spacer można przekonać się, że często bardzo zatłoczone centrum miasta to enklawa nie tylko miejskich ptaków, ale także najmniejszych mieszkańców miasta – począwszy od stawonogów po ssaki takie jak kuny czy dzikie koty. Zapraszamy do wspólnej przechadzki, która zakończy się w symbolicznym sercu miasta, przy staromiejskim rynku, gdzie mieści się nasze Muzeum.
Trasa składa się ze ścieżki przyrodniczej z nagraniami przygotowanymi przez edukatora Grzesia Stopę oraz z ciekawostek historycznych napisanych przez edukatorów Muzeum Warszawy. Część przyrodnicza oznaczona jest na mapie kolorowymi pinezkami. Historyczną oznaczyliśmy czarnymi pinezkami.
Na spacer możesz spokojnie wybrać się ze swoim czworonożnym przyjacielem.
Czas trwania: 1h
Dla kogo: mali i duzi odkrywcy przyrody i historycznych ciekawostek
Jak się przygotować:
-weź ze sobą słuchawki, naładowany telefon i powerbank
-ubierz się ciepło
-załóż wygodne buty
-zabierz termos z gorącym napojem
I ruszaj!
Pinezkom na mapie odpowiadają kolory przy nazwach nad nagraniami. Mapę można otworzyć w aplikacji Google Maps na swoim telefonie, klikając w prostokąt w jej prawym, górnym rogu. Żeby odsłuchać nagrań należy wrócić do przeglądarki i tej strony.
Zaczynamy w Ogrodzie Krasińskich przy wejściu od ulicy Świętojerskiej.
1. Wstęp. Wrony i gawrony
Zapraszam na spacer po Śródmieściu. Będziemy chodzić po miejscach, od bardzo dawna, przekształconych przez człowieka, przez samo centrum miasta. I to wpływa oczywiście też na to, jakie gatunki możemy tutaj spotkać i o czym będę mówił. Przede wszystkim jest to świat zdominowany przez miejskie ptaki, więc im poświęcimy najwięcej uwagi na dzisiejszym spacerze. Ale spojrzymy również na bardzo małych mieszkańców miasta, którzy świetnie się tutaj czują, więc będą również przystanki poświęcone pająkom.
Dzisiejszy spacer zaczniemy w Ogrodzie Krasińskich. Ja tutaj teraz patrzę na ten park zimą. Moją uwagę zwracają, przede wszystkim, wrony i gawrony, których jest tutaj naprawdę bez liku. Ludzie bardzo często gawrony nazywają wronami, tymczasem należy odróżnić te dwa gatunki. Również dlatego, że one się trochę inaczej zachowują, a zachowanie zwierząt, to jest to, co mnie najbardziej interesuje.
Gawron jest cały czarny, ma taki długi i ostro zakończony dziób, natomiast wrona siwa, jak sama nazwa wskazuje, ma również szare pióra oraz ciężki, czarny dziób. Gawrony w Warszawie występują znacznie liczniej zimą, kiedy tutaj przylatują populacje z północy. One żyją w wielkich stadach i również w stadach zakładają gniazda na drzewach. Natomiast wrony gniazdują w oddaleniu od innych ptaków, również od innych wron. Dlaczego? Dlatego, że wrony bardzo lubują się w wyjadaniu piskląt. Nie mają również problemów z wyjadaniem piskląt innych wron, w związku z tym muszą gniazdować dalej od swoich kuzynek i kuzynów, by ich dzieci nie padły ich ofiarą.
Zarówno wrony, jak i gawrony, w parach dbają o swoje potomstwo. A kiedy taki pisklak już dorośnie i staje się podlotem to wyskakuje z gniazda i potrafi całkiem długo siedzieć gdzieś w okolicy gniazda, cały czas będąc dokarmianym przez rodziców. On się najczęściej chowa w jakichś krzakach, pod drzewem, albo nawet pod samochodem. I często ludzie, znajdując takie podloty, próbują je ratować i na przykład wożą je do ptasiego azylu w warszawskim zoo. Podczas gdy taki podlot jest naprawdę zaopiekowany przez swoich rodziców i on, siedząc w takim krzaku, czy pod samochodem, jest po prostu bezpieczniejszy niż w gnieździe, gdzie mogłaby go dorwać na przykład kuna, która świetnie wspina się po gałęziach a gniazdo jest wyraźnie widoczne.
Więc, zanim będziemy próbowali wspomóc takiego ptaka, dobrze jest się chwilę zastanowić i zobaczyć, czy przypadkiem on nie jest w dobrej kondycji i tak naprawdę musi się jeszcze po prostu trochę nauczyć, ale na pewno nie posłuży mu uciekanie przed ludźmi i wożenie w pudełku.
Wrony i gawrony to są zwierzęta wszystkożerne. Wszystkożerne to oznacza, że prawie nic nie jedzą. Dlatego, że jeżeli weźmiemy na przykład takie roślinożerne zwierzę jak jeleń, no to on jest otoczony, ze wszystkich stron, rzeczami, które może zjeść: liśćmi, pędami drzew. Natomiast zwierzęta wszystkożerne, do których również my należymy, mogą jeść tylko i wyłącznie rzeczy bardzo pożywne, których w środowisku są również bardzo rozproszone, i które trudno znaleźć. W związku z tym z wszystkożernością powiązana jest często również duża inteligencja tych zwierząt. Tak jest w przypadku ptaków krukowatych, do których należą wrony i gawrony. Te ptaki są absolutnymi mistrzami w wyszukiwaniu pokarmu i w adaptacjach do stale zmieniających się jego źródeł.
Bardzo lubię obserwować oba gatunki, jakie mają różne sztuczki, potrzebne do tego, żeby zdobyć upragniony kąsek. Znany jest sposób na orzechy, które są głównym przysmakiem warszawskich wron. Wrony, ale również gawrony podnoszą takie orzechy włoskie i zrzucają je z wysokości. Często również na przejścia dla pieszych lub inne miejsca, gdzie mogą zostać rozjechane albo rozdeptane przez ludzi. Bardzo lubię obserwować wrony, zrzucające orzechy z wysokości, chociaż często to nie jest takie proste żeby na nią patrzeć, dlatego, że ona świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś ją obserwuje. W ogóle, zwierzęta te, są bardzo bacznymi obserwatorami i duża część ich sukcesu opiera się właśnie na tym, że one ciągle obserwują inne ptaki, ludzi i inne ssaki, naśladują ich zachowania albo reagują na ich działania.
2. Jemioła
Stoimy przed grupą klonów, które są porośnięte jemiołą. Zastanawialiście się kiedyś, skąd się ta jemioła bierze na drzewach? Jemioła, to jest pasożytnicza roślina, która swoimi korzeniami pobiera wodę oraz substancje odżywcze z drzew. Ale w jakiś sposób, ta roślina, musi się najpierw na tych gałęziach znaleźć.
Tutaj pomagają jej ptaki, które bardzo lubią owoce jemioły, które są słodkie, ale one są również bardzo lepkie. I wtedy, kiedy ptak naje się tych owoców, to próbuje pozbyć się tego lepiszcza z dzioba i bardzo często wyciera dziób w gałęzie drzewa, na którym siedzi, w efekcie przenosząc nasiona, których nie zjadł na gałąź, która jednocześnie podczas tego wycierania jest też nacinana, w związku z czym łatwiej jest później tej nowej roślinie, nowej jemiole, wniknąć w taką rankę korzeniem.
3. Mewy śmieszki
Przed wami rzeźba Leona Machowskiego, która została tak niefortunnie ozdobiona przez mewę. Najczęstszym gatunkiem mew, w Warszawie, są mewy śmieszki, które możecie rozpoznać w ciepłej porze roku, wiosną i latem, po czarnej głowie. A w szacie zimowej mewa zrzuca te czarne piórka i wtedy na głowie ma dwa czarne punkty. Jeden bezpośrednio za okiem, a drugi jeszcze kawałek dalej.
Mewy śmieszki mają czerwone nogi i dzioby z czarną końcówką i mieszkają ich, obecnie w wielu polskich miastach, w tym w Warszawie, ogromne ilości. Mewy przylatują do miasta dlatego, że mają tutaj w bród pokarmu. Żywią się różnego rodzaju odpadkami, w związku z tym, najczęściej możemy je, w ogóle, spotkać na śmietnikach. No ale też, jak wiadomo, lubią wodę. Zwłaszcza zimą, w takich parkowych jeziorkach jak to, możemy ich spotkać wiele.
Mewy śmieszki lęgną się w koloniach. Tutaj występują różne ciekawe zachowania, związane z takim kolonijnym trybem życia. Bo taka kolonia zapewnia, i rodzicom i młodym, bezpieczeństwo. Prawdopodobieństwo, że drapieżnik zaatakuje właśnie ciebie, kiedy wokół ciebie jest mnóstwo innych mew, jest mniejsze. Ale takie duże zagęszczenia mogą powodować różnego rodzaju specyficzne zachowania. Na przykład takie, że mewy podrzucają, innym mewom w kolonii, jaja. Jest to tak powszechny zwyczaj, że większość mew, w efekcie, wysiaduje nie swoje jaja, tylko sąsiadek.
Mewy do miasta przybyły już dość dawno ale nie bardzo dawno. Ponieważ pierwsze mewy, do Warszawy, zaczęły przylatywać w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych ubiegłego wieku, znajdując tutaj mnóstwo pożywienia oraz bezpieczniejsze środowisko, w którym jest mniej drapieżników.
Stańcie dokładnie naprzeciwko centralnej części pałacu Krasińskich. Teraz odwróćcie się i spójrzcie na główną bramę prowadzącą do parku.
Izydor Izraelowicz (Israelowitz), Pałac Krasińskich, między 1908 – 1910, zbiory Muzeum Warszawy
Jest niemal tak stara jak pałac i znajduje się dokładnie na jego osi. Jeśli podejdziemy bliżej warto przyjrzeć się jej efektownie zdobionym, a otwartym w ciągu dnia kutym skrzydłom. Najciekawszy element znajduje się jednak ponad nimi. Brama zwieńczona jest metalowym ptakiem. To ślepowron – herb szlachecki rodziny Krasińskich, a samo wyobrażenie tak naprawdę przedstawia czarnego kruka trzymającego w swym dziobie złoty pierścień. Dzięki takiej dekoracji nikt przekraczający dawniej bramę nie miał wątpliwości kto jest właścicielem ogrodu. O ile metalowe elementy bramy są współczesną rekonstrukcją, to już kamienne płyty znajdujące się na bramie i podmurówce są oryginalne. Bez trudu można odnaleźć na nich ślady po pociskach z czasów II wojny światowej.
Zdzisław Marcinkowski, Ogród Krasińskich w Warszawie, brama wejściowa od strony ul. Nalewki, 1920, źródło: Skarpa Warszawska, lipiec 2018, s. 51
4. Pająki z żywopłotu
Stoimy przy wystrzyżonych żywopłotach cisowych. Takie żywopłoty są miejscem, w którym bardzo chętnie występują, w ciepłej porze roku, pająki z rodzaju agelena. Te pająki mają charakterystyczną sieć, za pomocą której polują na ofiary. Sieć łowna pająków, czyli pajęczyna, kojarzy się głównie z taką okrągłą konstrukcją, jaką rozpościerała Tekla w Pszczółce Mai. Ale takie pajęczyny wytwarzają pająki z rodziny krzyżakowatych.
Natomiast w przyrodzie, występuje wiele różnych grup taksonomicznych pająków, które łowią ofiary na przeróżne sposoby. Zarówno używając sieci, jak i nie używając ich. Ten pająk, którego tutaj możemy spotkać, rozpościera między gałązkami żywopłotów szerokie, płaskie, bardzo gęsto uplecione platformy. A sam pająk siedzi w zbudowanym przez siebie lejku, głęboko ukryty. Ten lejek również jest zbudowany z nici. W związku z czym, jeżeli jakikolwiek owad przejdzie po platformie, to pająk wyczuwa te drgania.
Ponieważ taki pająk umie również odróżnić przechodzące ofiary od siebie, i od na przykład spadających kropli deszczu, czy spadającego patyczka, albo dotykania przez człowieka, w związku z czym, atakuje tylko wtedy, kiedy wie, że to mu się będzie opłacało. Jeśli cokolwiek zdatnego do zjedzenia przejdzie się po platformie, to on wtedy wyskakuje i chaps, zjada ofiarę.
5. Pająki w pomniku
Kolejnym miejscem, w którym możemy spotkać pająki, są różne stare mury. I tutaj, przy pomniku Powstania Warszawskiego, znajduje się taki wspaniały mur, z głębokimi szczelinami między cegłami. I tutaj mieszka wiele pająków, które również chowają się w wytworzonych przez siebie lejkach, schowanych gdzieś między zaprawą. A na zewnątrz wychodzą nici ich sieci, która służy jako ten dotykowy radar potencjalnych ofiar.
Tu warto może jeszcze zaznaczyć w jaki sposób pająki polują. Pająki posiadają kolce jadowe, na tak zwanych szczękoczółkach, czyli takich małych łapkach wyrastających im z głowy. I one, przy pomocy tych kolców, paraliżują ofiarę a następnie wpuszczają enzymy trawienne do wnętrza ofiary. I później, kiedy te enzymy strawią ofiarę, to pająk wypija ją, jak jakiś napój z butelki. A w efekcie ciało zjedzonego owada, czy pająka kurczy się i zwija. Smacznego.
Podchodząc do Pomnika Powstania Warszawskiego łatwo zauważyć, że składa się on z dwóch części.
Pierwsza pokazuje nam powstańców ruszających do walki, pełnych determinacji i nadziei, w pełnym uzbrojeniu. Druga ukazuje moment ich wyjścia kanałami, po przegranej ostatecznie walce. Lokalizacja pomnika w tym miejscu nie jest przypadkowa. To u zbiegu ulicy Długiej z Miodową miała miejsce ewakuacja powstańców walczących na Starym Mieście do kanałów. Jednak to również na ulicy Długiej, 6 sierpnia 1944 roku odbyła się jedyna oficjalna powstańcza defilada. Kilkudziesięciu żołnierzy po mszy w kościele garnizonowym przemaszerowało czwórkami ulicą, prezentując się w ten sposób przed swoimi dowódcami i mieszkańcami pobliskich domów.
6. Kuna
Gdybyście przyszli na ulicę Długą w nocy, mielibyście szansę spotkać zwierzę, które na pewno tutaj mieszka, czyli kunę domową zwaną też kamionką. Kuna ta dnie spędza na strychach różnych starych domów, a tych na Starym Mieście pod dostatkiem, a w ciągu nocy wychodzi na polowania i często ją można spotkać, w Warszawie, przemykającą po ulicach i chowającą się pod samochodami.
Kuna, w swojej skali, jest strasznym potworem. Żywi się ptakami i ssakami, ale jej największym przysmakiem są pisklęta. Potrafi niezwykle sprawnie wspinać się na drzewa ale także na mury i gzymsy domów. I wiele różnych strategii życiowych ptaków, jest właśnie związanych z unikaniem tego straszliwego drapieżnika. Jest uważana za szkodnika i ludzie znaleźli już całe mnóstwo różnych sposobów na to, żeby się jej pozbyć. Ludzie starają się pozbyć kun przede wszystkim dlatego, że w miejscach, w których się chroni zostawia mnóstwo, bardzo śmierdzących odchodów.
Ma ona również złą renomę wśród kierowców samochodów, ponieważ kuny często przegryzają kable w samochodach. To jest bardzo dziwny zwyczaj i cały czas nie do końca wiadomo czemu one tak robią, ale wydaje się, że one niczego tam nie zjadają. A sam zwyczaj przegryzania kabli, jest raczej związany z zabawą młodych. Zauważono korelację pomiędzy częstością tego rodzaju wypadków a porą roku. I najwięcej przegryzień kabli wydarza się w czasie, kiedy młode kuny wychodzą spod opieki rodziców na odkrywanie świata i muszą najpierw sprawdzić, czy przypadkiem te kable nie są czymś ciekawym i atrakcyjnym. A później, w dorosłym wieku, już wiedzą, że nie ma sensu tego nadgryzać.
Po drugiej stronie ulicy Długiej, pod numerem 7, znajduje się Pałac Raczyńskich. W jego wnętrzach ma dziś siedzibę bardzo ważna instytucja. To Archiwum Główne Akt Dawnych.
Zadaniem archiwum jest gromadzenie i przechowywanie w bezpiecznych warunkach dokumentów władz, urzędów i instytucji o szczególnym znaczeniu dla naszej historii. Najstarsze z nich pochodzą nawet z XII wieku, mają więc prawie 900 lat.
Jednym z najcenniejszym, w zbiorach archiwum jest oryginalny rękopis Konstytucji 3 Maja z 1791 roku. Była ona pierwszą w Europie, a drugą na świecie nowoczesną i spisaną szczegółowo konstytucją, czyli najważniejszym źródłem prawa w danym państwie. Ze względów bezpieczeństwa przechowywana jest w specjalnych warunkach, w określonej temperaturze oraz wilgotności powietrza. Również dlatego bardzo rzadko opuszcza archiwalne mury czy jest publicznie prezentowana. Na szczęście jej wierną replikę, niemal na co dzień można zobaczyć w Sali Senackiej Zamku Królewskiego, czyli w miejscu gdzie została uchwalona.
Konstanty Wojutyński, Ulica Długa przy pałacu Raczyńskich, ok. 1938, Zbiory Muzeum Warszawy
Przed wojną w miejscu zrekonstruowanego po jej zakończeniu Barbakanu stała potężna kamienica zwana Piwnicą Gdańską.
Niespełniające już swej roli obronnej mury miejskie od początku XVIII wieku, coraz częściej były przebudowywane i wykorzystywane przez mieszkańców do innych celów. Kamienica była przez pewien czas magazynem towarów kupców gdańskich, stąd wzięła się jej nazwa.
W 1923 roku w jej wnętrzu przyszedł na świat Jerzy Henryk Chmielewski, znany dla wszystkich miłośników komiksu w Polsce jako Papcio Chmiel. To on stworzył postać człekokształtnej małpy – Tytusa de Zoo, oraz próbujących go uczłowieczyć harcerzy Romka i A’Tomka, Ich przygody spisane najpierw w „Świecie Młodych”, a potem w wydawanych kolejno księgach śledzili z zapartym tchem nie tylko najmłodsi czytelnicy. Oprócz narysowania komiksu Papcio Chmiel opisał też swoje barwne życie, w tym udział w powstaniu warszawskim, w autobiografii pt. „Urodziłem się w Barbakanie”.
Dawna „Piwnica Gdańska”, Nowomiejska 18/22, przed 1939, Źródło zdjęcia
Edward Hartwig, Barbakan i mury obronne, widok z fosy, przed 1984 rokiem, Zbiory Muzeum Warszawy
7. Cis
Ten wysoki, okazały krzew, na który patrzycie, to cis. Cis był niegdyś rośliną powszechnie występującą w Polsce i to w formie drzewiastej. Było to niezwykle cenne drzewo dlatego, że wykonywano z niego broń. Przede wszystkim, było to najlepsze drzewo na łuki, w związku z czym większość cisów wycięto już w zamierzchłych czasach a resztę wykorzystano do pieca.
Dzisiaj drzewiaste cisy możemy spotkać jedynie w nielicznych rezerwatach, natomiast w formie krzewiastej cis jest popularną rośliną w ogrodach oraz w zieleni miejskiej. Jest bardzo lubiany przez ptaki, które uwielbiają zjadać osnówki wokół nasion. To są takie czerwone niby jagody, które mam nadzieję, że możecie nawet teraz zobaczyć. Są smaczne, ja je bardzo lubię, chociaż lekko mdłe i mają dziwną, taką jakby kleistą konsystencję.
Ptaki zjadają osnówki, natomiast wydalają nasiona, których nigdy nie trawią, ponieważ te nasiona są trujące. One są tak trujące, że człowiek, broń boże, nie może ich zjadać. Więc polecam zjadanie osnówek, ale na pewno należy wypluć każde nasionko i go nie rozgryzać. Osnówki pełnią funkcję wabika na ptaki, ponieważ dla drzewa korzystne jest roznoszenie nasion przez zwierzęta. Natomiast trucizna zapobiega konsumpcji nasion, no bo przecież z nich mają powstać następne pokolenia.
8. Karmniki dla wróbli
W tym miejscu widzimy, przy starych, staromiejskich kamienicach, malutkie ogródki z krzakami i z karmnikami. Przylatują tutaj sikorki, dzwońce oraz wróble. Chciałem wam opowiedzieć troszkę o tym przemiłym ptaszku.
Wróbel jest traktowany jako taka miejska maskotka. Jest powszechnie lubiany przez wszystkich, ze względu na to, że jest taki mały i łagodny. Tymczasem jego liczebność dramatycznie spada i wróbli jest coraz mniej z wielu różnych powodów. Po pierwsze, nie sprzyja mu zmiana gospodarowania ludzi w miastach, gdzie zamykane są śmietniki, gdzie ilość łatwo dostępnego dla wróbli pokarmu jest mniejsza. Poza tym o ten pokarm konkuruje z większymi gatunkami, takimi jak gołębie, wrony czy mewy śmieszki, no i w tych konkurencjach często przegrywa, ze względu na swój mały rozmiar. Wróbel jest też pod stałą presją drapieżników. Między innymi jego pisklęta zjadane są przez sroki, wrony, sam pada łupem kuny domowej, o której na tym spacerze jeszcze opowiem, oraz oczywiście kotów. Musi sobie jakoś radzić. I mimo iż tak dużo jest przeszkód, to wróbli cały czas trochę w miastach jest. One mają bardzo różne sposoby zdobywania pokarmu. I oprócz ziaren, które są taką ich podstawą, one zjadają również owady.
Gniazda zakładają w takich żywopłotach czy krzewach gęstych jak te, które widzicie. I to są takie miejsca, do których tym wszystkim gatunkom ciężko jest wejść. Bo gałązki są za cienkie żeby utrzymać kunę czy kota, a gęstość gałązek jest za duża, żeby wleciała tam wrona lub inny ptak, który mógłby na wróbla zapolować. Spadek liczebności wróbli jest czymś, co wiele osób opłakuje. Z drugiej strony, ja bym chciał spojrzeć na to z perspektywy bardziej takiej globalnej. Bo wróbel, tak samo jak i sroka, wrona czy mewa, kiedyś tutaj przybył. To nie jest gatunek, który zawsze w Polsce był. I on pochodzi z centralnej Azji gdzie mieszkał na stepie, a później przystosował się, wtórnie, do warunków polnych, które ten step trochę przypominają, tylko że jest tam więcej ziarna. Później trafił do miast i tutaj znowu przystosowuje się do zmieniających się warunków.
Więc oczywiście jego liczebność spada, ale tak już w przyrodzie jest, że jedne gatunki, w pewnych warunkach, stają się dominujące a później muszą ustąpić innym, cały czas znajdując sobie jakieś nisze. Więc ja jestem w miarę spokojny o to, że wróbel sobie poradzi tylko już nikt nie będzie ptakiem tak dominującym w miejskim środowisku.
Przed wejściem w wąską ulicę Brzozową warto spojrzeć w stronę opadającej ku Wiśle ulicy Mostowej. Jej nazwa nie jest przypadkowa.
Ponad 400 lat temu prowadziła ona do pierwszego stałego mostu wybudowanego w Warszawie. Most powstał na zlecenie króla Zygmunta Augusta i był w momencie powstania prawdopodobnie najdłuższym mostem drewnianym w Europie.
Aby zabezpieczyć konstrukcję przed pożarami, które wówczas bardzo często wybuchały w Warszawie i potrafiły błyskawicznie się rozprzestrzeniać, kilka lat później, królowa Anna Jagiellonka nakazała wybudować przed wjazdem na most ceglaną bramę i wieżę strażniczą. Miała ona osłaniać go przed pożarami. Most służył mieszkańcom przez 30 lat. Zniszczyła go, zimą 1603 roku, kra spływająca z nurtem rzeki. Wieża przetrwała do dziś – jej czerwone cegły możecie dostrzec po drugiej stronie ulicy Mostowej – wraz z nią przypomina o dawnej przeprawie przez rzekę.
Widok Warszawy końca XVI wieku. Fragment przedstawiający most Zygmunta Augusta, źródło
czarna pinezka gnojna góra
Taras widokowy na Wisłę, na którym się znajdujemy, ma dość intrygującą nazwę – to Gnojna Góra. To tu pierwsi mieszkańcy Warszawy urządzili wysypisko miejskich śmieci.
Wynikało to z faktu, iż dawniej rzeka znajdowała się znacznie bliżej skarpy. Zrzucane z niej odpadki były w dużej mierze zabierane przez jej nurt. Oczywiście z dzisiejszej perspektywy, wyrzucanie śmieci do rzeki jest karygodne i bardzo nie ekologiczne, należy jednak pamiętać na usprawiedliwienie dawnych mieszkańców miasta, iż średniowieczne śmieci miały nieco inny charakter. Praktycznie w całości były naturalne i bardzo szybko rozkładały się ulegając naturalnej degradacji, nie szkodząc w ten sposób przyrodzie i otoczeniu. Ostatecznie wysypisko zamknięto i zlikwidowano dopiero w pierwszej połowie XIX wieku. Do tego czasu spacerowicze raczej się tu nie pojawiali, wszystkich odstraszał wydobywający się ze sterty śmieci straszliwy fetor.
Aleksander Majerski, Widok na taras i zamek (Widok Gnojowej Góry), 1818, zbiory Muzeum Warszawy
9. Ślad kota
Tutaj, jeżeli dobrze poszukacie, to znajdziecie odciśnięty w asfalcie trop kota. Jak widać składa się on z czterech małych poduszeczek oraz jednej, trójkątnej tylnej. To jest ślad tego, że kot jest zwierzęciem palcochodnym. Czyli głównie opiera ciężar swojego ciała na palcach, a ta trójkątna, tylna poduszka jest odpowiednikiem nasady palców w naszej dłoni.
Palcochodność daje kotu możliwość lepszego wybicia, a więc i dalszych skoków oraz szybszego biegu. Człowiek chodzi na całej stopie dlatego, że musi utrzymać równowagę, mając tylko dwa punkty podparcia. Natomiast dla kota, utrzymanie równowagi nie jest problemem, a dłuższa dźwignia wyskoku daje mu możliwość większej sprężystości. Trop kota możemy odróżnić od tropu małego psa po tym, że nigdy nie odbijają się pazurki, które kot chowa. A poza tym, jest bardziej okrągły w obrysie, mniej podłużny. Czy to dobrze, czy nie dobrze, że w mieście jest tak dużo kotów? To oczywiście zależy od punktu widzenia.
Dla małych, miejskich ptaków kot jest zabójczym niebezpieczeństwem i wiele z nich ginie w jego szczękach i pazurach. Natomiast dla ludzkich mieszkańców miast miejskie koty są istotne i powinniśmy o nie dbać, ponieważ polują również na gryzonie. I kiedy zmniejsza się liczba kotów, to gwałtownie wzrasta liczebność szczurów, co powoduje szereg kłopotów. Kot jest gatunkiem półdzikim a pół udomowionym. Można sobie w ogóle wyobrazić, w jaki sposób doszło do takiej ludzko-kociej współpracy. Kiedy człowiek zakładał pierwsze, stałe osady i pierwsze domostwa, to za tym, od razu, szła wielka liczebność różnych gatunków ptaków i gryzoni, bardzo łasych na kumulację jedzenia. A za nimi przyszły koty, które okazały się dla tych pierwszych osadników zbawienne.
10. Gołębie
Jesteśmy na samym Rynku Starego Miasta. Nie wydaje się, żeby to było najlepsze miejsce dla dzikiej przyrody. A jednak i tutaj możemy spotkać dzikie zwierzęta. Najbardziej rzucają się w oczy gołębie, które może i nie są najbardziej lubianymi ptakami miejskimi, ale postarajmy się na chwilę odsunąć ich nieprzyjemne konotacje i przyjrzeć się im, jak wszystkim innym składnikom przyrody.
Gołąb miejski jest taką synantropijną, czyli żyjącą w pobliżu człowieka, odmianą gołębia skalnego. Ptaka, który żyje na pustyniach i wyżynach w Azji Mniejszej i na północy Afryki, gnieżdżąc się w skałach. I miasto, które jest pełne wysokich budynków, stanowi wspaniały ekwiwalent tych skał. W związku z tym gołębie zadomowiły się w miastach już bardzo, bardzo dawno temu.
Gołębie tworzą monogamiczne pary na całe życie i to jest bardzo zaskakujące dla mnie, jak się o tym dowiedziałem, ponieważ wcale nie jest tak łatwo to zauważyć. Dlatego, że one prawie zawsze występują dużych stadach, gdzie ciężko jest w ogóle zobaczyć, gdzie są te pary. A jednak one dobrze umieją siebie nawzajem rozpoznawać i jak już raz dojdzie do sparowania, to później, przez kolejne lata, ta sama para będzie zakładała lęgi. Żeby do tego doszło, to najpierw odbywają się gody, miłe dla oka i ucha. Samiec pręży się przed samicą pokazując połyskliwe pióra na swojej szyi i gruchocze, w bardzo czuły sposób, do wybranej przez siebie samicy. Jeżeli się samica zgodzi, no to przed nimi długa przyszłość. Oczywiście nie oznacza to skoków w bok. A jeżeli samiec lub samica gdzieś się zapodzieje, no to gołębie nie będą długo czekać na wybór kolejnego partnera.
Gołębie są bardzo pospolite w miastach i występują prawie we wszystkich miastach, na prawie całym świecie. Stanowią zatem łakomy kąsek dla wielu miejskich drapieżników i są zjadane przez multum różnych gatunków. Ale mają swoje sposoby na to, żeby jednak tutaj przetrwać. Jednym z najciekawszych jest specyficzna budowa i sposób osadzenia ich piór. Pióra są bardzo miękkie i są też dosyć delikatnie osadzone w skórze. W związku z tym, jeżeli jakiś drapieżnik łapie gołębia, to jego pióra wyjątkowo łatwo wypadają i często gołąb jest w stanie umknąć drapieżcy, pozostawiając go jedynie z kupą puchu w pysku.
To już ostatni przystanek na naszym spacerze. Ptaki miejskie są bardzo ciekawymi stworzeniami, które potrafią się, w niezwykle plastyczny sposób, adaptować do ciągle zmieniających się miejskich warunków. Dla mnie stanowią one taki nieustający teatr, który jestem w stanie oglądać, kiedy przemykam się przez miasto i w zgiełku samochodów i przechodniów, reklam i gwaru, mogę się zawsze skupić na perypetiach małych, skrzydlatych mieszkańców Warszawy. Polecam wam również tę odskocznię od gwarnego życia miasta.
Stojąc na środku rynku przyjrzyjcie się otaczającym go kamienicom. Każda z nich jest unikatowa, mają różne kolory elewacji i dekoracje.
Ciekawym elementem części z nich są znajdujące się na szczycie spadzistych dachów niewielkie nadbudówki z oknami. Wyglądają trochę jak małe domki z oknami dobudowane na dachach kamienic. Faktycznie powstały one na skutek rozbudowy kamienic przez ich właścicieli.
Nikt nie mógł jednak mieszkać na tej najwyższej kondygnacji, ponieważ brakowało w nich podłogi. Są to tzw. latarnie i budowano je w miejscu dachu bezpośrednio nad znajdują się w środku kamienicy klatką schodową. W ten sposób zapewniano jej naturalne oświetlenie w ciągu dnia. Światło słoneczne wpadało przez znajdujące się na dachu okna latarni i doświetlało znajdujące się poniżej schody sięgając często, aż do samego parteru.
Najwięcej latarni znajduje się w kamienicach od strony Wisły, jednak najwyższa znajduje się w północnej pierzei Rynku należącej do naszego muzeum. Odnajdźcie kamienicę z szyldem Muzeum Warszawy. Po jej prawej stronie znajduje się kamienica pod Murzynkiem, której latarnia jest na wysokości aż 26 metrów. Zachowana do dziś jest wyjątkowym punktem widokowym z którego można zobaczyć panoramę Starego Miasta podczas wizyty w muzeum.
Dziękujemy za wspólny spacer staromiejskimi uliczkami. Zachęcamy do korzystania z innych opracowanych przez nas tras.
Dzikie zwierzęta z praskiego brzegu
Ptasia Arkadia na Mokotowie