fbpx

Używamy plików cookies do zbierania informacji dotyczących korzystania z serwisu Muzeum Warszawy i jego oddziałów. W każdej chwili możesz zablokować obsługę plików cookies w swojej przeglądarce. Pamiętaj, że zmiany ustawień w przeglądarce mogą ograniczyć dostęp do niektórych funkcji stron internetowych naszego serwisu.

pl/en
Aktualności

09.02.2021 / Aktualności, Działalność edukacyjna, Spacery warszawskie

Wciągająca wyprawa na mokradła Wawra

Wciągająca wyprawa na mokradła Wawra

Wawer to jedna z mniej zurbanizowanych dzielnic Warszawy. Jest tu znacznie więcej naturalnych, dzikich obszarów niż po drugiej stronie Wisły. Bardzo często jednak zielone enklawy zostają otoczone lub poprzecinane miejscami intensywnie użytkowanymi przez ludzi.

Jak takie warunki wpływają na faunę i florę? Którym organizmom te kontrastowe warunki sprzyjają? Kto potrafi się do nich zaadaptować, a dla kogo to nieprzekraczalna granica? Odpowiedzi na te pytania poznamy wędrując po Zakolu Wawerskim. Terenie podmokłym za sprawą Wisły, ale także w konsekwencji ludzkiej aktywności. Podobno można zaobserwować tu najwięcej gatunków ptaków w całej Warszawie. Można też spotkać zwierzęta takie jak dziki, sarny, czy jelenie. Ale coś za coś – dzika przyroda nie lubi wystrzyżonych trawników i wyasfaltowanych ścieżek, trzeba zatem nastawić się na błoto i przewrócone drzewa, a w ciepłej porze roku uważać na kleszcze.

Trasa składa się ze ścieżki przyrodniczej z nagraniami przygotowanymi przez edukatora Grzesia Stopę. Część przyrodnicza oznaczona jest na mapie kolorowymi pinezkami. 

Na spacer możesz spokojnie wybrać się ze swoim czworonożnym przyjacielem.

Czas trwania: 1,5-2h

Dla kogo: dla nieustraszonych młodych odkrywców i ich trochę starszych towarzyszy

Jak się przygotować:

-weź ze sobą słuchawki, naładowany telefon i powerbank
-ubierz się ciepło
-załóż wygodne, wodoodporne buty lub kalosze 
-zabierz termos z gorącym napojem
I ruszaj!

Pinezkom na mapie odpowiadają kolory przy nazwach nad nagraniami. Mapę można otworzyć w aplikacji Google Maps na swoim telefonie, klikając w prostokąt w jej prawym, górnym rogu. Żeby odsłuchać nagrań należy wrócić do przeglądarki i tej strony.

Fotografia zimowy krajobraz. Dwie osoby przechodzą leśną ścieżką pod przewróconymi drzewami

Jak dojechać

Do miejsca startu najłatwiej dojechać samochodem i zatrzymać się wzdłuż drogi na końcu ulicy Spadowej, skąd do pierwszego punktu jest 5 minut na piechotę. Można też przyjechać autobusem 142 lub 305 i wysiąść na przystanku Spadowa, stąd do pierwszego punktu będzie do przejścia około 1 km.

Gdzie zacząć

Trasa rozpoczyna się dość szeroką i wygodną groblą, aby już za chwilę skręcić na bardziej dzikie i wilgotne tereny. Punktem orientacyjnym jest niechlubny znak działalności człowieka – nielegalne wysypisko. Na szczęście im dalej na ścieżce, tym mniej będzie śladów człowieka. Przy starych meblach należy skręcić w prawo.

1. Wstęp

Cześć. Zapraszam was na spacer po niezwykłym miejscu. Po oazie dzikiej przyrody, otoczonej ze wszystkich stron przez osiedla ludzkie. Zakole Wawerskie – jedno z najbardziej czarodziejskich miejsc w Warszawie.

Zakole jest bardzo różnorodne pod kątem różnych typów siedlisk przyrodniczych, które tutaj występują. Mamy tutaj lasy bagienne, olsy i łęgi. Mamy rozległe trzcinowiska. Mamy łąki, mniej lub bardziej zabagnione. To miejsce, takie wilgotne, takie bagienne, jest śladem starorzecza Wisły. Tu kiedyś płynęła rzeka. Tu kiedyś rzeka wylewała, dopóki nie zbudowano Wału Miedzeszyńskiego, który odciął ten rozległy, bagienny teren od wylewów rzeki Wisły.

Żyje tu mnóstwo gatunków zwierząt. Jest tu, podobno, najliczniejsza populacja ptaków w całej Warszawie. Wielu miłośników przyrody już odkryło walory tego miejsca. Chociażby polecam działania artystyczne i popularyzatorskie grupy, która założyła stronę zakole.pl. Jak już wspomniałem, to miejsce jest naprawdę mokre, więc przygotujcie się na to, że będzie błoto, że będzie sporo poprzewracanych drzew, przez które trzeba będzie przeskoczyć. Ale trasa ta nie jest niemożliwa do przejścia, nie jest to żaden survival, który wam tutaj chcę przygotować. Przede wszystkim należy się nastawić na to, że będzie po prostu pięknie.

 

Fotografia. Zimowy krajobraz, ścieżka w lesie pokryta sniegiem, w oddali dwie spacerujące postacie z psem.

Wawer to rozległa dzielnica, składająca się obecnie z 12 osiedli, z których najpóźniej został przyłączony do Warszawy Aleksandrów (dopiero w 1992 r. ) pozostałe stały się częścią stolicy 40 lat wcześniej.

 

 Nazwa dzielnicy pochodzi od karczmy Wawer (obecnie Zajazd Napoleoński), w pobliżu której powstała kolonia o tej samej nazwie (1938 r.).

Czarno białe zdjęcie. Jedno poziomowy budynek

Zajazd Napoleoński, 1918-1939

Duży wpływ na rozwój urbanistyczny Wawra miało jego położenie nad Wisłą oraz poprowadzenie przez dzielnicę linii kolejowej zwanej właśnie Nadwiślańską. Pierwsza jej stacja powstała pod koniec XIX wieku, a następnie rozbudowywała się w kierunku Karczewa. Charakterystyczne w krajobrazie Wawra są słynne świdermajery – drewniane budynki z ażurowymi ozdobami na werandach i gankach oraz ze szpiczastymi wykończeniami dachów. Twórcą specyficznego stylu budownictwa był Michał Elwiro Andriolli, a nazwę uwiecznił Konstanty Ildefons Gałczyński w wierszu Wycieczka do Świdra.

Czarno białe zdjęcie drewnianego budynku

Sanatorium Gurewicza w stylu świdermajer w Otwocku

2. Rdestowiec

Ta dziwaczna roślina, którą tutaj widzicie, która przypomina trochę bambus, to jest rdestowiec japoński. Ten gatunek jest bardzo ciekawy, ponieważ to jest roślina obcego pochodzenia. Ona, jak sama nazwa wskazuje, pochodzi z Japonii. Jest bardzo ekspansywną rośliną inwazyjną. I teraz zobaczcie, że w miejscach gdzie ona rośnie, nie rosną w zasadzie żadne inne rośliny. Ona ma wielkie liście, zasłaniające światło, niezwykle gęstą sieć korzeni i kłączy pod ziemią i wypuszcza też trucizny w glebę, które uniemożliwiają wzrost innych roślin.
Z drugiej strony tego typu rośliny tworzą miejsca kryjówek dla wielu zwierząt,
a także jest to roślina jadalna, a także lecznicza. Podobno nawet skutecznie działa w leczeniu boreliozy.

Rdestowiec jest trudną do powstrzymania rośliną inwazyjną. Żeby się jej pozbyć trzeba kopać bardzo głębokie doły, żeby wykopać wszystkie korzenie. Bo nawet od niewielkiego fragmentu korzenia, może odrosnąć cały taki wielki krzak. No i tutaj pojawia się pytanie: Kiedy i czy walczyć z takimi gatunkami? To wymaga wielkich nakładów. Z drugiej strony wydaje się być walką z wiatrakami, ponieważ one i tak sobie poradzą. Pewnie inaczej jest w sytuacji, kiedy jest to jakieś wyjątkowo cenne miejsce chronione, inaczej kiedy to jest miejsce o mniejszej wartości przyrodniczej. Ale czy walczyć z nimi czy nie? To pytanie pozostawiam też wam. Czy tutaj powinniśmy dbać raczej o ten osobnik, który przecież jest bogu ducha winny, czy o środowisko, w którym on się pojawił? No to są ciekawe zagadnienia filozofii ekologii.

3. Chmiel

Ten las, który tutaj rośnie, to jest las łęgowy. Jest on zasilany wodami przepływającymi przez niego. I takie miejsce, gdzie przepływa woda, charakteryzuje się dużą żyznością. Ponieważ taka woda, kiedy wylewa, na przykład wiosną, nanosi na te obszary dużo mułu, który jest bogaty w składniki odżywcze i mineralne. To sprawia, że te lasy łęgowe są tak niezwykle gęste, pełne roślin, runa, krzewów i drzew i tworzą taką dżunglę.

Takim charakterystycznym obrazem właśnie, dającym tym bardziej to wrażenie dżunglowości, są pnącza. I tutaj najbardziej rzuca się w oczy chmiel, który rośnie chociażby nad waszymi głowami, kiedy przechodzicie ścieżką. I chmiel jest znany z jego użyteczności przede wszystkim dlatego, że dodaje się go do piwa. No i możecie zerwać taki owoc chmielu i rozetrzeć go w palcach i powąchać. To jest właśnie ten zapach. Dlaczego pnącza rosną właśnie w łęgu? W tym żyznym lesie, gdzie jest wystarczająco dużo substancji do tego żeby rosnąć szybko i dziarsko do światła, jest wielka konkurencja roślin o dostęp do tego słońca, bo wszystkie mogą piąć się szybko do góry. W związku z tym, jednym ze sposobów na to, żeby wygrać z pozostałymi światłolubami, jest wspinanie się po pniach i gałęziach innych roślin do słońca. I wtedy nie trzeba wytwarzać grubego pnia a i tak się jest wyżej niż inni.

4. Stara topola, bobry i grzyby

Tu, obok drogi, stoi stara topola, która została u dołu okorowana przez jakieś zwierzę. Widzimy ślady jego zębów. Jeśli śledzicie moje spacery, to już pewnie się domyślacie, że są to, że jest to sprawka bobrów. Czemu one tak chuliganią te bobry? Ewidentnie one nie przyczyniają się dobrze temu drzewu.

Ja jestem teraz tutaj w zimie, wiec nawet nie wiem czy ona wciąż żyje. Ale to jest mało prawdopodobne dlatego, że to drzewo zostało okorowane już wzdłuż całego obwodu. A zatem soki tego drzewa nie mają jak przepływać do korzeni, więc jakby los tego drzewa jest już przesądzony.

Czemu te bobry to robią? Po pierwsze one żywią się łykiem. Czyli tą warstwą komórek, które znajdują się między korą a drewnem. I jak widać tutaj mamy gołe drewno, więc tego łyka nie ma, dlatego, że zostało zjedzone przez bobry. Ale widać, że one się wgryzały głębiej niż tylko w łyko, tak jakby próbowały ściąć to drzewo. No i rzeczywiście bobry potrafią takie rzeczy robić.

Po co one ścinają drzewa w całości? To straszna robota. No ale pomyślcie ile łyka one są wtedy w stanie zdobyć, kiedy to całe drzewo opadnie i będzie można je w całości okorować. Jeżeli kiedyś spotkacie takie drzewo ścięte przez bobra, takie stare ścięte drzewo, to zobaczycie, że ono w przeciwieństwie do drzewa, które samo upadło, ze starości, na całej prawie swojej długości nie ma kory.

Tutaj widzimy też, że w tych miejscach, w których bobry okorowały to drzewo, wyrosły różne grzyby, które wyglądają trochę jak taka fioletowa jajecznica. Nie znam gatunku, natomiast ciekawe jest to, że one się pojawiają właśnie w tym miejscu gdzie nie ma kory. Dla drzewa kora jest przede wszystkim warstwą ochronną, która chroni cenne tkanki pod spodem między innymi przed inwazjami grzybów, więc kiedy tylko się ta kora odsłania, to te grzyby w drewno wnikają.

I to też nam pokazuje, dlaczego tak ważne jest, żeby ostrożnie prowadzić różne zabiegi pielęgnacyjne przy drzewach. Żeby nie obcinać ich gałęzi z zbyt wielką lekkością ducha. Dlatego, że zawsze kiedy zranimy takie drzewo i odsłonimy żywe tkanki spod kory, to jest to ryzyko infekcji grzybowej dla takiego drzewa. Powinniśmy tego rodzaju zabiegi, czyli na przykład obcinanie gałęzi, robić zimą, wtedy, kiedy w drzewie jest najmniej substancji odżywczych, przepływających przez pień, a także dlatego, że te grzyby również są mniej aktywne zimną porą roku.

5. Dzięcioły

Jesteśmy w  środku lasu olsowego, który pokrywa północną, najwilgotniejszą część Zakola Wawerskiego. Przyjrzyjcie się spróchniałemu drzewu, które się znajduje tutaj, w okolicy tej pinezki. Zobaczcie, że jest ono dziurawe. Ktoś zrobił wielkie dziury w tym drzewie, tak jakby dłutem. I ten ktoś, to jest dzięcioł czarny. Skąd to wiadomo? Dlatego, że te żerowiska (to są ślady jego żerowania), są naprawdę wielkie i są nisko, przy nasadzie drzewa. A takie żery wykonuje właśnie ten, największy w Polsce dzięcioł.

Dzięcioł czarny, tak jak i inne dzięcioły, żywi się owadami, a zwłaszcza larwami owadów żyjących w drewnie. Wydobywa je z drewna poprzez rozwalanie go swoim potężnym dziobem, a następnie wydłubywaniem ich z szczelin drewna przy pomocy niezwykłego języka. Dzięcioły mają języki, które są naprawdę zdumiewające. Ten język jest przymocowany do górnego podniebienia, a następnie zawija się do tyłu głowy, otacza oczy i wychodzi poniżej oczu do dzioba. Jest strasznie długi w efekcie. I dzięcioł może go wysuwać na wiele centymetrów ze swojego dzioba. A jeszcze na dodatek, na końcu są zadziory, które uławiają dzięciołowi w wydobyciu smacznego kąska spod kory. Oprócz żerowisk dzięcioły czarne zdradza też ich głos. A brzmi on tak: (tu nagranie dźwięków dzięcioła). Dużo trudniej spotkać dzięcioła osobiście ponieważ jest dosyć płochliwy ale i to daje się zrobić, zwłaszcza w przelocie można go spotkać całkiem często.

Innym dzięciołem, którego regularnie słychać w tej okolicy, to dzięcioł zielony. On ma bardzo charakterystyczny głos, który przypomina taki chichot. (Tu nagranie dźwięków tego dzięcioła). Dzięcioł zielony, w przeciwieństwie do dzięcioła czarnego, żywi się mrówkami, które zbiera najczęściej z ziemi. Ten dzięcioł prawie nigdy nie łupie w drzewo w poszukiwaniu pokarmu.

Natomiast oba dzięcioły uderzają w drzewa z innych powodów. Po pierwsze dlatego, że dzięcioły zakładają w dziuplach lęgi. I takie dziuple wykuwa zarówno dzięcioł czarny jak i zielony. A także wykorzystują walenie dziobem w drzewa jako sygnał dla partnerek. Jest to, w związku z tym, odpowiednik śpiewów ptaków śpiewających. Dzięcioły nie śpiewają, nie ustalają terytorium i nie nawołują partnerek poprzez śpiew, tylko poprzez walenie w drzewo, przez tak zwany werbel. (Tu nagranie stukania dzięcioła w drzewo). Niesamowite jest tempo z jakim jego czaszka musi uderzać w drzewo.

Jak to jest w ogóle możliwe, że ona wytrzymuje takie wibracje? No, to jest prawdziwy cud natury. (Tu nagranie stukania dzięcioła w drzewo.) A teraz, zanim sobie pójdziemy z tego niezwykłego lasu, polecam postać tutaj parę minut, może paręnaście, posłuchać jakie jeszcze ptaki się tutaj będą odzywać.

6. Ścieżka bobra

Zobaczcie, że tutaj leży tak przewrócona gałąź, a pod spodem jest wejście do wody. Widać też tu wyraźnie taki wyszlifowany korzeń pod tą kłodą. To jest miejsce, w którym bóbr przechodzi z jednej strony ścieżki na drugą, z powrotem do swojego wodnego kanału. Widzimy dzięki temu wyraźnie, że… jakiej wielkości jest bóbr. Nie jest on na tyle duży, żeby się nie zmieścić pod tą kłodą, a jednocześnie musi szorować brzuchem po korzeniu żeby się prześlizgnąć. Bóbr spędza większość swojego życia w wodzie, bo tam jest bezpieczny przed drapieżnikami. I każde wyjcie na ląd jest dla niego ryzykiem. Stąd krótka przebieżka jedynie ścieżką, żeby przeskoczyć przez nią i wskoczyć z powrotem do wody po drugiej stronie. A widać, że często korzysta z tej trasy, bo tutaj widać wyraźny ślad wydeptanej trawy. Czyli często, gdyby być tutaj w nocy, to można by go spotkać.

7. Krety

To, co się rzuca najbardziej w oczy w tym miejscu, jeżeli chodzi o zwierzęce ślady, to kopce kretów. To jest jeden z niewielu śladów obecności zwierzęcia, które jest doprawdy niezwykłe. A historia, którą teraz opowiem, jest rodem z horroru.

Wyobraźcie sobie, że kret jest zwierzęciem, które samotnie żyje pod ziemią, bardzo rzadko spod tej ziemi wychodząc, jest prawie całkowicie ślepy. Ma natomiast ogromne łapy, którymi rozgarnia ziemię. I żyje sam w swoim królestwie, które jest ogromne. Bo korytarze jednego kreta mogą mieć długość setek metrów. W tym ciemnym, pozbawionym krztyny słońca królestwie, rządzi się sam i zajmuje się zabijaniem. A co konkretnie zabija? No ofiary. Przede wszystkim dżdżownice, bo to jest jego największy przysmak. Chociaż jeżeli napatoczy się jakiś inny bezkręgowiec albo i kręgowiec, to też nimi nie wzgardzi. Ale jego absolutnym przysmakiem są dżdżownice.

Kret w zimie zachowuje aktywność, chociaż jak jest bardzo zimno to może wejść w stan takiego letargu. Ale przez większą część zimy żyje i żeruje. I on na zimę robi sobie zapasy z dżdżownic. Jak to robi? Makabrycznie. W pewnym miejscu jego królestwa jest spiżarnia i w tej spiżarni zbiera dżdżownice, które paraliżuje ponoć ugryzieniem w głowę. I te dżdżownice nie są w stanie się poruszać i zostają, takie sparaliżowane, w jego spiżarni. Ich tam może być nawet kilkaset.

Kret porusza się, w tym swoim królestwie, niezwykle sprawnie. Jego podstawowym narządem zmysłu jest słuch. On słyszy, chociaż jego uszy nie mają małżowin usznych i są schowane pod warstwą włosów. I dotyk – on czuje wyraźnie wibracje ziemi, powodowane przez ruch różnych zwierząt, poprzez bardzo czułe włosy na paszczy i na ogonie.

I żeby, tak na koniec, jednak trochę złagodzić obraz tego naszego bohatera, warto jeszcze wspomnieć, że kret ma niezwykle gęste i podobno przyjemne w dotyku futro. Nigdy nie dotykałem, ale tak się mówi, że jest ono niezwykle aksamitne. A musi być ono tak gęste dlatego, że ono chroni go przed ziemią, wilgocią i zimnem. Przyjemnie by było pogłaskać takiego kreta.

8. Refleksja krajobrazowa

Zauważyliście zapewne, że idziemy wzdłuż szpaleru bardzo starych drzew, czarnych topoli. Wiele z nich już zamarło, część z nich spłonęła.

Wyobraźcie sobie, że jeszcze dwadzieścia lat temu ta ścieżka, po której szliśmy, to była droga, po której jeździły furmanki czy traktory. A dookoła, te trzcinowiska, to w dużej mierze były łąki i pola, na których uprawiano zboże i na łąkach wypasano krowy. Ten krajobraz wyglądał zupełnie inaczej. Nie było też tych bloków, które widzicie po prawej stronie. Nie było Trasy Siekierkowskiej. Obszar Zakola Wawerskiego był większy, ponieważ nie był przecięty przez Trasę. Był poddany mniejszej presji człowieka, dlatego, że osiedla ludzkie były dalej.

Z drugiej strony, pod pewnymi względami, Zakole zdziczało. Nikt nie pogłębia kanałów, które przecinają Zakole, w związku z czym woda do nich nie spływa tylko stagnuje bardziej w gruncie i jest bardziej podmokło. Dodatkowo te kanały są zatykane przez bobry, których też było, jeszcze dwadzieścia lat temu, znacznie mniej. Można się martwić tym jakie zmiany tutaj następują, można się cieszyć. No nie mniej jednak to miejsce zachowuje swoją… swój niezwykły walor i nadal jest taką oazą dzikości w środku miasta.

Tym co najbardziej niepokoi, jest presja deweloperów na południową stronę Zakola Wawerskiego. Tam powstają nowe osiedla, nowe domy. I może się okazać, że w którymś momencie one dojdą aż do tej najcenniejszej części, w której się znajdujemy. I to byłby, w pewnym sensie, rzeczywiście koniec takiego Zakola jakie znamy. A my teraz przez chwilę się jeszcze rozejrzyjmy w tym pięknym krajobrazowo miejscu i skręćmy sobie w lewo, w ścieżkę prowadzącą wśród trzcin.

Punktem odniesienia, stale widocznym na horyzoncie, są trzy czarno-białe bloki postawione przy Ostrobramskiej na Osiedlu Gocław. 

Swoją nazwę dzielnica Gocław zawdzięcza położonej na tym terenie wsi Gościesław, o której wzmianki pojawiają się już w połowie XII wieku.  Pięćset lat później Gocław wraz z Kępą Gocławską liczył zaledwie 16 domów. Do Warszawy został dołączony na pocz. XX wieku.

Na terenie Gocławia funkcjonowało lotnisko sportowe, które było inspiracją do nazwania założonych po jego likwidacji osiedli nazwami polskich samolotów: Iskra, Jantar, Wilga i Orlik.

Czarno białe zdjęcie. Mała dziewczynka ubrana na biało stoi przy starym samolocie.

Co ciekawe, Gocław usytuowany jest w całości na obszarze Doliny Środkowej Wisły; dzielnicę przecina kilka kanałów, a także znajdują się na jej terenie dwa jeziora: Gocławskie i Balatońskie.

Chyba najbardziej znanym założeniem mieszkaniowym Gocławia jest osiedle Przyczółek Grochowski zaprojektowane przez Oskara i Zofię Hansenów. Potoczna nazwa 23 bloków połączonych zewnętrznymi galeriami to Pekin.

9. Trzcinowisko i jego mieszkańcy

Weszliśmy teraz w rozległe trzcinowiska. Ten monotonny, wydawałoby się dziwny świat, jest miejscem schronienia, domem, dla wielu zwierząt. Dla wielu gatunków gryzoni, owadów czy ptaków, które korzystają z bezpieczeństwa jakie daje ukrycie się w gęstym szuwarze.

Mieszkają tutaj takie ptaki, których nazwy jakoś odpowiadają szeleszczącemu charakterowi samej trzciny. Takie ptaki jak rokitniczka, trzciniak, trzcinniczek, świerszczak czy brzęczka. Te ptaki w zasadzie całe życie spędzają ukryte w trzcinach. One rzadko wylatują ponad te trzciny. Rzadko możemy je zobaczyć. Gniazda również budują w trzcinach. Bo na przykład trzciniak buduje gniazdo z liści trzciny a w środku wykłada je kwiatostanem trzciny.

Oprócz korzyści, jakie daje życie w trzcinach, ma to również swoje wady. Na przykład potencjalna partnerka może mieć poważny problem z tym, żeby takiego partnera znaleźć w tym gęstym świecie. Te ptaki charakteryzują się niezwykłą wytrwałością w wykonywaniu swoich piosenek. Piosenki, można powiedzieć, w cudzysłowie, ponieważ są to bardziej różne terkoty i warkoty, które powtarzane są przez całe godziny, przez całe dni, przez całe tygodnie, po to, żeby partnerka była w stanie zlokalizować dzielnego śpiewaka. Posłuchajmy zatem kilku głosów tych ptasich mieszkańców trzcinowisk.

Wiosną najbardziej rzuca się w ucho bardzo głośny i charakterystyczny głos trzciniaka. (Nagranie śpiewu trzciniaka). Podobno kiedyś mówiło się, że ten trzciniak mówi do nas coś takiego: ryba, ryba, rak, rak, swędzi, swędzi, drap, drap, boli, boli, cierp, cierp, cierp, ryba, ryba, rak, rak. Ale najbardziej niezwykłe głosy mają świerszczak i brzęczka. Tutaj naprawdę trudno już uwierzyć w to, że jest to głos wydawany przez ptaka, w ogóle przez żywe zwierzę. Posłuchajcie głosu brzęczki. (Tu nagranie śpiewu brzęczki)

Dla tych ptasich i nie tylko ptasich mieszkańców trzcinowisk, dużym ryzykiem jest wypalanie traw. Znamy sytuację z pożaru w Biebrzy z 2020 roku, kiedy doszło do ogromnego pożaru takich właśnie trzcinowisk. Trzciny, kiedy jest sucho, płoną jak zapałki. Zwłaszcza te kwiatostany trzcin są ekstremalnie łatwopalne. I należy pamiętać, że zawsze kiedy wypala się łąki to jest ogromne ryzyko tego, że zapalą się również trzcinowiska. A efekty mają setki hektarów i liczą się w milionach zabitych zwierząt.

Fotografia krajobraz zimowy. Dziewczyna z pieskiem idzie ośnieżoną ścieżką pośród trzcin.

10. Sroki

(Nagranie dźwięków wydawanych przez sroki). Ten dźwięk, który przed chwilą usłyszeliście, to oczywiście dźwięk nawołujących srok, które w tych krzakach porozrzucanych wśród trzcin i traw, są być może najczęstszym ptakiem.

Taki krajobraz w jakim się znajdujemy, to jest miejsce w którym niegdyś sroki przede wszystkim gniazdowały. Dzisiaj najczęściej spotykamy je w dużych miastach. Ale należy zdać sobie sprawę z tego, że to jest w sumie dosyć nowa sytuacja. Bo sroki pojawiły się w Warszawie dopiero w latach siedemdziesiątych, tak jak zresztą i mewy. I choć dzisiaj są tak powszechne, to w sumie są dosyć świeżymi gośćmi.

Sroka jest wszystkożerna. Łowi owady na ziemi, na gałęziach drzew, potrafi też łapać owady w locie. Je padlinę. Też poluje na inne ptaki, zwłaszcza gustuje w lęgach kosów, drozdów czy wróbli. I z tego względu, między innymi, jest często ptakiem niezbyt lubianym, w kulturze ma złą opinię. Jest uważana za dzieciobójczynię, ale też za chciwą złodziejkę, ponieważ łasi się na różne błyskotki, które zanosi do swojego gniazda. O ile ten pierwszy zwyczaj jest tak naprawdę częsty wśród wielu gatunków ptaków, również tych, które uważamy za słodkie i miłe, o tyle ten drugi jest raczej po prostu czymś, co wskazuje na jej dużą inteligencję.

Bo jest to ptak niezwykle inteligentny, ponieważ jest to jedyny gatunek ptaka, który zdał test lustra. Czyli patrząc się na swoje odbicie w lustrze, pewne sroki, badane przez naukowców, skumały, że to jest ich odbicie i że to są właśnie one. I zaczęły się przyglądać, stroszyć piórka, po to żeby zobaczyć jak ładnie wyglądają. Żaden inny ptak tego nie umie i też bardzo niewiele gatunków ssaków potrafi ten test przejść: małpy, słonie, orki, ludzie i praktycznie żaden inny ssak.

Ta inteligencja srok przejawia się też w korzystaniu z narzędzi czy współpracy z innymi srokami przy odganianiu ptaków drapieżnych. Tych zachowań jest wiele, warto się srokom poprzyglądać. Są też wyjątkowo piękne, pięknie ubarwione i fruwają z gałęzi na gałąź z wielką gracją. Więc porzućmy uprzedzenia i pooglądajmy sobie tych naszych zacnych sąsiadów. 

Dziękujemy za skorzystanie z naszej propozycji i zapraszamy do spacerowania kolejnymi wyznaczonymi przez nas trasami. Na każdej z nich czeka wiele warszawskich ciekawostek przyrodniczych.

Dzikie zwierzęta z praskiego brzegu

Ptasia Arkadia na Mokotowie

Sekretne życie staromiejskich zwierząt