fbpx

Używamy plików cookies do zbierania informacji dotyczących korzystania z serwisu Muzeum Warszawy i jego oddziałów. W każdej chwili możesz zablokować obsługę plików cookies w swojej przeglądarce. Pamiętaj, że zmiany ustawień w przeglądarce mogą ograniczyć dostęp do niektórych funkcji stron internetowych naszego serwisu.

pl/en
Aktualności

11.12.2023 / Aktualności, Muzeum Warszawskiej Pragi, Rzemiosło na Pradze, Wykonane na prawym brzegu. Rzemieślnicy

Art déco z orzechową okleiną

Art déco z orzechową okleiną

Wywiad z Anetą Bukowską z Pracowni Renowacji Mebli Dawnych przy Galerii Stara Praga na ulicy Brzeskiej 6. Rozmawia Katarzyna Chudyńska-Szuchnik.

Blog Starych Mebli Czar: starychmebliczar.pl.

Zawsze fascynowała mnie droga, którą przeszłaś: byłaś pomocniczką i uczennicą, potem sprzedawczynią w galerii, a później stałaś się kierowniczką – i to wszystko w jednym miejscu. Jesteś także ekspertką w renowacji i meblarskim designie oraz wykwalifikowaną nauczycielką zawodu. To naprawdę imponujące. Opowiedz o początkach.

Tak, moja praca nie jest monotonna! Jestem związana z pracownią dwadzieścia sześć lat i przez ten czas miałam możliwość rozwoju i zawodowego awansu. Zaczynałam jako uczennica, pomocnica do wszystkiego w pracowni na Ząbkowskiej 13 u Stana Stanowskiego i z czasem przeszłam do pracy w galerii założonej przez jego syna Filipa Stanowskiego na ulicy Brzeskiej.

Wśród moich pierwszych zadań było m.in. dbanie o porządek, na przykład mycie okien. Dbanie o przestrzeń zawsze było i jest ważne, bo miejsce jest otwarte dla ludzi z ulicy: klienci przynoszą meble, przychodzą pooglądać. Od zawsze byliśmy pracownią typową rzemieślniczą, która się nie zasłaniała, czyli ta kotarka, którą najczęściej rzemieślnik zasłaniał swoje zaplecze, u nas była rozsunięta.

Na początku lawirowałam między pracownią a tym, co działo się na froncie, czyli sklepem z dawnymi z meblami, który nazywamy potocznie galerią. Największy wybór to meble przedwojenne i z drugiej połowy XIX wieku. Wycierałam kurze, pomagałam ustawiać, bo cały czas coś się zmieniało, jakiś mebel wyjeżdżał, jakiś przyjeżdżał. Z uwagi na specyfikę pracy z gabarytowymi obiektami, ciągle coś musieliśmy przestawiać, jak klocki w grze Tetris. To była dobra lekcja – obcowanie z przedmiotem, podniesienie go, sprawdzenie, czy jest ciężki, bo czasami mebel, na przykład duża szafa czy kredens robi wrażenie ciężkiego, a kiedy chcemy go przesunąć, okazuje się lekki, bo ma konstrukcję ze sklejki. I wtedy ktoś, kto ze mną pracował, zazwyczaj jakiś starszy rzemieślnik, zaczynał o tym opowiadać. Świetnie się słuchało i uczyło, starałam się być uważna, żeby później być bardziej samodzielna. I z czasem już wiedziałam, kiedy trzeba wołać do pomocy, a kiedy coś jest w miarę lekkie i mogę to przesunąć sama. Tak uczyłam się rozpoznawania konstrukcji. 

Wyciągałaś pożytki z banalnych czynności.

Tak. Na przykład z wycierania kurzu. Tu przeskoczę do czasów obecnych, czyli mojej pracy jako nauczycielki. Od kilku lat prowadzę zajęcia z renowacji mebli w Centrum Kształcenia Ustawicznego przy Zespole Szkół Drzewnych i Leśnych im. Jana Kochanowskiego w Garbatce.

Z kolei w pracowni na Brzeskiej organizuję pracę praktykantów, a także prowadzę kursantów na komercyjnych warsztatach. I często proszę kogoś, żeby po prostu wytarł kurze na galerii. Powielam to, o co sama byłam proszona na początku, bo wiem, że to pozwala nie tylko zaprzyjaźnić się z meblami, ale też daje chwilę na ochłonięcie, gdy jesteśmy bardzo zafascynowani i chcielibyśmy poznać wszystko naraz. Chodzi o czas, kiedy taki adept może przyjrzeć się różnym meblom, może ich dotknąć, otworzyć je. To są sprzęty użytkowe, które najczęściej trafiają do domów prywatnych, więc my je przenosimy, otwieramy, zamykamy, oczywiście uważamy, żeby ich nie uszkodzić.

Nie są to obiekty muzealne, ale mają bardzo ciekawą historię, bardzo fajną konstrukcję. Czasem bywają rozczarowaniem, bo właśnie przy zdobywaniu tej wiedzy i oglądaniu, okazuje się, że to już maszynowa robota, włącznie ze snycerką, która z daleka wygląda na precyzyjną. Co oczywiście nie zmienia tego, że mebel jest ładny i wyjątkowy, ale pokazuje różnorodność w tym świecie. I w drugą stronę – czasami mamy mebel prosty, bez zdobień, a kiedy zaczynamy go otwierać, oglądać z tyłu, często pokazuje się jego historia, na przykład to, czy jest oryginalny.

Jak to ocenić?

Podstawowa rzecz, którą robimy przy ocenie mebla, to obejrzenie zasłoniętych elementów, na przykład plecy świadczą o tym, czy konstrukcja stoi na nowych deskach, czy to już jakiś składak, jakiś wtórnik, a może mebel, który przeszedł renowację i ktoś te plecy wyszlifował, zabejcował, zabarwił, pokrył jakimś lakierem, czego kiedyś rzemieślnik absolutnie nigdy by nie zrobił. Często plecy to były deski tylko z grubsza wyrównane, co nie przeszkadzało nikomu, bo mebel trafiał do ściany. Na plecach często są jakieś sygnatury, podpisy ołówkiem. I nawet czasami taka zwykła numeracja ołówkiem po kolei – jeden, dwa, trzy – też podpowiada, czy był to mebel pojedynczy, czy seryjnie wykonywany w danym warsztacie. Często spotykamy etykiety w postaci listów przewozowych, kiedy meble podróżowały ze swoim właścicielem. Są ukryte w nieoczywistych miejscach, czyli nie na frontowym blacie, na drzwiczkach, tylko gdzieś z tyłu, od spodu, na prawej stronie szuflady, na denku.

Jakie jeszcze metody stosujesz z czasów, kiedy byłaś uczennicą?

Ostatnio dałam praktykantce fotel, wiedząc, że jest trudny do pracy. Powiedziałam jej wprost: „Olga, trzeba go oczyścić, to będzie dobra lekcja pokory”. Oczyszczanie powierzchni to jednostajna czynność i chleb powszedni w naszej pracy. Nie możemy sobie wybierać: „Ten mebel jest łatwy, to się nim zajmę, ten jest ciekawy, więc go sobie zarezerwuję”, a omijać wszystko, co jest bardziej obciążające fizycznie, nudniejsze i mozolniejsze. Niestety przez kilka godzin, a czasami kilka dni musimy wykonywać tę samą czynność, głównie przy pomocy rąk, więc tu też wkrada się zmęczenie.

Gdy zaczynałam, zostałam w pewnym momencie rzucona na głębszą wodę. Dostałam do czyszczenia mebel, który miał mnóstwo tralek, takich toczonych elementów, bo moja drobna dłoń łatwiej mogła dojść w te niedostępne miejsca cykliną czy szczoteczką ze zmywaczem. Tego nie da się zrobić szybko i pamiętam ten moment, kiedy miałam dość. Ale wytrwałam i uważam, że to świetnie buduje. Oczywiście fajnie wtedy odpocząć i kolejny mebel zrobić już trochę innymi metodami, bo nie ma co się tak zamęczać. Ale czasami zdarza się, że za chwilę trafia się bardzo podobna albo wręcz identyczna praca.

Dobrze jest czasem uzmysłowić sobie, że rzemiosło to również powtarzalne, mozolna zajęcie. A jednocześnie renowacja mebli jest bardzo popularna. Mamy wysyp nowych pracowni i mnóstwo pasjonatów. Zastanawiam się, co ich przyciąga: design, a może aspekt ekonomiczny i ekologiczny? Jak to widzisz?

Wszystko razem.

To chyba jeden z tych zawodów, który przeżywa renesans w dużej mierze dzięki kobietom.

Tak, bo przez wiele lat to środowisko było zamknięte i praca z drewnem była w stu procentach domeną mężczyzn: cieśla, stolarz, drwal, dekarz to zawody męskie. Teraz to wszystko się uwolniło. Nie mam koleżanki, która jest dekarzem, chociaż mam taką, która pracuje w firmie dekarskiej, ale mam koleżanki, które są cieślami, i naprawdę uważam, że są do tego stworzone.

Gdzie się uczyły?

W Szkole Drzewnej w Garbatce. To taki model: własna edukacja plus skończenie oficjalnego kursu. 

I rynek je weryfikuje?

Weryfikuje, bo jest to praca fizyczna. Nie ma się co oszukiwać, im mocniejszy fach, tym bardziej ten podział się utrzymuje. W przypadku prac ciesielskich w grę wchodzą prace na wysokościach czy dźwiganie ciężarów, więc jeżeli nie dasz rady pracować fizycznie, to przepadasz. Zawalasz terminy albo musisz odpocząć, bo nie jesteś w stanie przyjść następnego dnia do pracy. I w efekcie trzeba skracać sobie ten czas pracy, czyli działać bardziej hobbystycznie.

A jak tłumaczysz popularność renowacji mebli?

Zauważyłam, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety w różnym wieku biorą się za renowację, bo materiały są łatwo dostępne i sami mogą zapewnić sobie zaplecze warsztatowe. Jest to praca ręczna, bez skomplikowanych narzędzi. Na przykład do renowacji patyczaka z lat sześćdziesiątych, czy to jest stoliczek, czy krzesło, potrzeba papieru ściernego i zmywacza do powłok. Wystarczą trzy metry pomieszczenia, odkurzacz, okno, żeby było powietrze. Również wiedza jest na wyciągnięciu ręki – można kupić książkę o podstawach renowacji, obejrzeć tutorial albo poczytać w sieci, na przykład na moim blogu Starych Mebli Czar (starychmebliczar.pl). I już można zajmować się renowacją.

I efekt jest w miarę osiągalny?

Tak. Czy ja odnowię mebel tak, czy tak, to zawsze się komuś spodoba. Można go pomalować, to też jest metoda wpisana w renowację, chociaż w środowisku znajdą się osoby, które ją zanegują.

Szybkie wchodzenie w to rzemiosło może być zgubne. Dziwnie się czuję, kiedy na przykład naszą pracownię i pasjonatów, którzy od niedawna zajmują się renowacją jednego typu mebli, choćby z lat sześćdziesiątych, wkłada się do jednej szuflady, bo wszyscy przecież zajmujemy się renowacją. Oczywiście i meble dawne, i te PRL-owskie wymagają profesjonalnego podejścia – znajomości materiału, wiedzy, co usunąć, czego nie zepsuć. Uważam, że to jest świetny pomysł, żeby być rzemieślnikiem od jednego typu obiektów, ale mam poczucie niesprawiedliwości, bo ja z racji swojej wieloletniej już pracy przeszłam przez wszystkie epoki, które są w obiegu. Niezmiennie jesteśmy pracownią, która odnawia meble stu-, dwustuletnie.

Od jakiegoś czasu zaczęło trafiać do nas więcej tych, które są trudne do odnowienia. To w pewnym sensie pokłosie tego, że chociaż powstało wiele bardzo różnych pracowni specjalizujących się w renowacji o mniejszym lub większym stopniu trudności, to jednak wszystkiego nie zrobią, więc i oficjalnie, i z polecenia trudniejsze egzemplarze kierowane są do nas.

Jakie to meble?

Fornirowane, gdzie trzeba faktycznie znać tradycyjne metody, dobrze przygotować renowację, która jest czasochłonna. Meble, które mają uszkodzenia konstrukcyjne, gdzie potrzebna jest twarda wiedza stolarska.

A ile mebli mogło przejść przez Twoje ręce?

Grubo ponad tysiąc. To też pokazuje, ile ich jest na świecie. Jeśli policzę tylko te, które przynieśli do nas kursanci na warsztaty organizowane od ośmiu lat, bo każdy z nich przychodzi ze swoim krzesłem czy stolikiem do renowacji, to będzie ponad tysiąc różnych mebli. Plus meble, które do nas trafiły i zostały odnowione, te z galerii, to jest naprawdę ogrom rzeczy.

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że być może nie należałoby już budować nowych domów, tylko odnawiać i mieszkać w tych, które mamy. A jak jest z meblami? Czy moglibyśmy bazować na odnawianiu i zrezygnować z ich produkcji?

Nie bardzo, bo żeby mebel odnowić potrzebny jest człowiek. A więc liczba fachowców, którzy zaspokoiliby potrzeby społeczności na używane, ale jednak sprawne sprzęty, byłaby wtedy ogromna. Za to człowiek nie jest już potrzebny na produkcji, przynajmniej nie w takim wymiarze, jak kiedyś, bo większość zrobi maszyna.

To ciekawy wątek. Pewnie Ty masz w domu piękne meble po renowacji? Jestem ciekawa jakie?

Mam takie, które na chwilę obecną lubię. Tak naprawdę nie jestem urządzona, bo nie mam odpowiedniego wnętrza do wymarzonych mebli. Z powodu małego metrażu trochę żongluję tymi meblami, w każdej chwili mogę je tutaj przywieźć i po prostu sprzedać. Efektem jest to, że połowa z nich do siebie nie pasuje. Teraz łączę we wnętrzu nowoczesne, funkcjonalne i proste meble z płyty, głównie dlatego, że się mieszczą. Najbardziej uniwersalne jest dla mnie wzornictwo artdecowskie…

Czyli jednak ciężkie?

Ciężkie, ale pozbawione zdobień, więc na swój sposób nowoczesne. Są to meble projektowane już do mieszkań, a nie do dworków czy innych wnętrz o znacznej powierzchni.

Mam na przykład okrągły artdecowski stół nazywany potocznie „beczką”, który należał do moich dziadków. To jest typowy projekt z lat pięćdziesiątych, wzorowany trochę na stołach z międzywojnia, z lat trzydziestych, można go znaleźć bez problemu w sieci. Projekt nie jest szczególnie wyjątkowy, ale ma piękną orzechową okleinę. Wzór, który ten orzech stworzył w dziadkowym egzemplarzu, to fenomen, szalenie mi się podoba. Nigdy nie był w renowacji, dopiero ja pierwsza go odnowiłam. Ten stół budzi sentyment. Nie tylko dla mnie jest atrakcyjny, spodobał się też odbiorcom mojego bloga. Moja mama z kolei mówi, że nigdy tak nie wyglądał, wspomina, że był przykryty serwetą. I to mama powiedziała mi kilka lat temu, że dziadkowie kupili go w zakładzie stolarskim na ulicy Ząbkowskiej. 

Został wykonany tu, na Pradze?

Tak. Mój dziadek był szewcem i babcia przyjeżdżała na Bazar Różyckiego po szewskie akcesoria, cholewki i skóry. I kiedy jako młode małżeństwo z małymi dziećmi urządzali się we własnym domu, to meble zamówili właśnie na Ząbkowskiej. Tego stołu się nie pozbędę. Jem przy nim, pracuję, piszę, czytam, rozmawiam z kimś i to jest dla mnie wyjątkowa rzecz. Świadomość, że jest meblem rodzinnym, sprawia, że cały czas się z niego cieszę.

Dziękuję za rozmowę.

Rzemieślniczki z Pragi to projekt dokumentacyjny przeprowadzony w 2023 roku w ramach programu Wykonane na prawym brzegu. Rzemieślnicy. Jego bohaterkami jest sześć rzemieślniczek tzw. nowej fali rzemiosła, które prowadzą pracownie po prawej stronie Wisły i znajdują się na Mapach Rzemieślników Pragi Północ lub Pragi Południe: rzemieslnicy.waw.pl.

Projekt składa się z fotografii oraz wywiadów. Krótsze wersje wywiadów dostępne są na stronie Muzeum Warszawskiej Pragi, a dłuższe w zbiorze Archiwum Historii Mówionej.

Autorem zdjęć jest fotografik Marcin Nalepa.

Wywiady przeprowadziła, transkrybowała i zredagowała Katarzyna Chudyńska-Szuchnik.

Redakcja językowa: Urszula Drabińska.

Fotodokumentacja projektu Rzemieślniczki z Pragi została zrealizowana dzięki wsparciu finansowemu m.st. Warszawy w ramach realizacji przedsięwzięć rewitalizacyjnych.